JAK ZA DARMO PRZENOCOWAĆ NAD MORZEM

Właściwie to nie tylko nad morzem. Sprawa dotyczy każdego zakątka naszego, pięknego kraju, lecz ja akurat widzę codziennie te ogromne tłumy zdążające ku złocistym plażom nad Bałtykiem. Turysta potrzebuje przede wszystkim dwóch rzeczy: miejsca do spania oraz jedzenia. Przyznam, że sprawy darmowych posiłków jeszcze nie rozwiązałem, lecz postaram się nad tym popracować. Póki co, życie podsunęło mi pomysł na darmowe noclegi.

Do tego potrzebny będzie namiot, ale niekoniecznie.

Na początek wersja z namiotem. Jeżeli chcemy zaoszczędzić na kempingach czy polach biwakowych, albo, gdy nie odpowiada nam ich lokalizacja, wybieramy dowolny prywatny dom z ogrodem, wchodzimy na posesję i w wygodnym dla nas miejscu rozbijamy nasz składany domek. Metoda ta ma tę niedogodność, że narażamy się na niezadowolenie właścicieli. Wytrawny turysta jest jednak przyzwyczajony do rozmaitych niewygód na trasie i z pewnością zniesie i te w zamian za wymierne oszczędności.

Wersją bardziej luksusową jest wybranie nadmorskiego osiedla, gdzie znajdują się budynki z halami garażowymi. Wybieramy najbardziej wygodne z naszego punktu widzenia, odgradzamy się od reszty świata wysokim parawanem (nie mylić z parawanem plażowym) i możemy spokojnie mieszkać. Jest to wersja luksusowa, ponieważ nie jesteśmy wystawieni na warunki pogodowe – czy to świecące wprost na namiot słońce, czy smagający nim wiatr z ulewnym deszczem. Oczywiście i w tym przypadku za luksus trzeba zapłacić pewną niewygodą w postaci niezadowolenia właściciela miejsca parkingowego, lecz jak wspomniałem, dla wytrawnego turysty to mały pikuś.

Wystarczy być odpornym na nieprzychylne uwagi. I być uprzejmym wobec właścicieli, nie wdawać się w pyskówki, albo broń Boże, rękoczyny. Co poza tym mógłby zrobić właściciel? Mógłby nam naubliżać, lecz znieważanie jest chyba karalne. Mógłby próbować zniszczyć nasze mienie, lecz wtedy musiałby pokryć nasze straty. Co mniej odporny nerwowo mógłby próbować nas pobić, lecz wtedy odpowie za fizyczną napaść. Krótko mówiąc, dopóki zachowujemy się przyzwoicie, to właściciel swoim zachowaniem ryzykuje konflikt z prawem.

Pierwsze, co każdemu przychodzi do głowy w takich przypadkach to interwencja policji, albo straży miejskiej. Nie należy absolutnie się tego obawiać. Ani policja, ani straż miejska nie podejmuje bowiem działań na terenie prywatnym. Jedyną drogą dochodzenia swoich praw przez właściciela jest podanie nas do sądu, lecz znając powoli mielące młyny naszej temidy, spokojnie pomieszkamy przez weekend, a w najgorszym wypadku sądem będziemy martwić się za kilka miesięcy. O ile właściciel zdoła nas wylegitymować i będzie mu się chciało składać pozew. Zwłaszcza, jeżeli wykażemy się mobilnością i nie będziemy nadużywać gościnności, ograniczając się do 1-2 nocy w danym miejscu. Komu będzie chciało się włóczyć z taką pierdołą po sądach, a i sędzia pomyśli z pewnością, że to właściciel jest pieniaczem i zawraca głowę, więc ewentualny wyrok będzie łagodny.

Metoda jest absolutnie czysta i wielokrotnie sprawdzona. Wiem, bo to ja jestem właścicielem miejsca parkingowego w jednym z budynków, i dosłownie nie ma miesiąca bym wracając z pracy nie zastał swojego miejsca parkingowego zajętego przez inny samochód. Nie jestem „łosiem”, więc nie zajmę w ślepym odwecie któremuś z sąsiadów jego miejsca. Właściciela auta, turysty wynajmującego gdzieś na osiedlu mieszkanie mógłbym szukać do rana. Zamiast niego, szukam więc desperacko skrawka wolnego miejsca gdzieś na ulicy. I narasta we mnie złość, że to robię, spłacając jednocześnie niemały kredyt za zajęte miejsce parkingowe. Nie pomagają tabliczki, że to miejsce prywatne. Kartki włożone za wycieraczki pomagają o tyle, że „łoś” przeniesie się w inne miejsce, kiedy informację przeczyta. Bywa jednak, że „łoś” do hali garażowej wybierze się dopiero po 2-3 dniach, bowiem na wakacjach oddaje się przede wszystkim spacerom po plaży.

Kiedy wczoraj przytrafiło mi się to po raz kolejny, zadzwoniłem na policję.

auto na parkingu (2)

– To jest teren prywatny? – zapytał dyżurny oficer

– Tak.

– Przykro mi, ale nie podejmujemy interwencji na prywatnych posesjach.

– Jak to?

– Niestety, takie jest prawo.

– Chce mi Pan powiedzieć, że mogę wejść komuś do ogródka i tam urządzić sobie piknik, a policja nie będzie interweniować?

– Proszę pana, to nie ja ustalałem to prawo. Musimy go jednak przestrzegać.

Ze strażą miejską jest podobnie.  

– Może Pan zgłosić sprawę do sądu i dochodzić swoich roszczeń z powództwa cywilnego – poradził mi na koniec policjant.

I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł na darmowe noclegi, którym się z Wami dzielę. Bo przecież nie ma znaczenia, czy to samochód, czy namiot albo materac. Na posesji prywatnej policja nie interweniuje.

P.S.

Przyszła mi jeszcze jedna myśl do głowy dla desperacko poszukujących parkingu. Jeżeli zaparkujecie na ulicy przed czyjąś bramą wjazdową to policja albo straż miejska wywiezie auto czort wie gdzie, bo to wykroczenie na drodze publicznej. Zdecydowanie lepiej, o ile brama jest otwarta, (aby nie być posądzonym o włamanie) po prostu wjechać komuś na podwórko i wtedy stróże porządku mogą nam naskoczyć!

W pociągu Poznań – Szczecin, 15.08.2015; 12:10 LT

Komentarze