INTERNETU MI TRZEBA

Dziewięciogodzinna róznica stref czasowych robi swoje. Kilka dni minie zanim się zaaklimatyzuję. Póki co, budzę się doskonale wyspany o trzeciej nad ranem i zabieram sie do pracy. Do sniadania zdążę przeczytać wszystkie e-maile, odpowiedzieć na część z nich, wrócić do łóżka by poczytać książkę, po czym znów zasiąść przed biurkiem, by napisać cos do bloga. Lubię ten stan rozjechania zegara biologicznego. W środku nocy, kiedy cały świat śpi i nic mnie nie rozprasza, potrafie zrobić znacznie więcej niż podczas najbardziej intensywnego dnia.

Jedyne co mi doskwiera to brak internetu. Wszystko się na mnie uwzięło, by dostęp do sieci mi utrudnić. Już na lotnisku w Chicago zawiodła mnie karta i-Plusa, a zalogowanie się w sieci T-Mobile w hot-spocie pomimo ściągniętych 6 USD z karty, pozwoliło mi sę co prawda zalogować do słuzbowego serwera, lecz na strony www postawiło szlaban z napisem „access denied”. Pod tym było napisane, że moge skontaktować się z kims z providera w celu wyjaśnienia sprawy, lecz, żeby wysłać e-mail na podany tam adres, musiałbym najpierw wejść na stronę www, więc koło się zamknęło.

W Los Angeles to samo. W hot spot „access denied”. Karta i-Plus nie chce łączyć się z siecią Cingular, a innej w miejscu cumowania statku ani na lekarstwo. Postanowiłem wykorzystać swój telefon komórkowy w charakterze modemu, bo telefon taką mozliwość posiada i nawet współpracuje (według opisu w instrukcji) z moim windowsem, lecz po podłączeniu windows odpowiedział, że współpracować z nim nie zamierza, bo mu tam czegoś w sterownikach do pełni szczęścia brakuje. Na płycie ze sterownikami jest napisane, że może dla nowszych modeli telefonów potrzeba będzie czegoś więcej, ale można to sobie ściągnąc z internetu. Ściągnąć coś z internetu, żeby móc połączyć sie z internetem. Chyba nie nadążam. Chyba zrobie sobie internet siekierką, jak Pan Józek, słynny hodowca kurczaków.

Teoretycznie więc mozliwości mam mnóstwo, a tymczasem jestem odcięty od sieci od czasu wylądowania po drugiej stronie Atlantyku i zanim coś się nie poprawi pozostanie mi pisanie do szuflady w Szufladzie.

Na zakończenie dodam, że noce w Kaliforni są chłodne i kończę ten wpis ubrany w sweter i ciepłe skarpety. No nie, resztę rzeczy też mam na sobie, chciałem tylko podkreślić obecność odzieży ciepłej. A teraz już na śniadanie. Jajecznica na kiełbasie byłaby drugim punktem zapewniającym dobry start dnia. Pierwszym był sms od mojego blondwłosego, szmaragdowookiego, ciepłocharakternego, wszystkomającego Anioła, ale pomimo ogromnej pokusy powstrzymam się od rozwinięcia tego tematu, by znów dygresja nie przesłoniła wątku zasadniczego.

Los Angeles, 09.12.2006; 07:35 LT

Komentarze