INTERCITY

 

Jak pisałem wcześniej, zdążyłem na ten pociąg w najbardziej ostatniej z ostatnich chwil. Kiedy już siedziałem w przedziale, mój współpasażer, ten który też zdążył na ostatnią chwilę, ale nieco wcześniejszą podtrzymywał konwersację.

– Jadę pilnować mojej kuzynki. Dziewczyna ma siedemnaście lat i ma się spotkać ze swoim chłopakiem. Rodzina oddelegowała mnie, żebym czuwał dyskretnie

– Piękna misja – zaśmiałem się – Ja też jadę w sprawie dziewczyny w podobnym wieku. Moja córka będzie konczyć osiemnaście lat.

– Nie mieszkacie razem?

– Nie. Ona mieszka z mamą. Rozwiedlismy się parę lat temu.

– Mój ojciec odszedł od nas kiedy miałem dwa lata – podjął wątek mój współpasażer – Nigdy więcej się nie pojawił, nie szukał ze mną kontaktu. Nawet go nie pamiętam. Mówię „tato” do swojego ojczyma, który jest dla mnie jak prawdziwy ojciec.

Zeszlismy nieopatrznie na bardzo przygnębiajace tematy. Chociaż rozwód nie był spowodowany moim odejściem czy ucieczką, ta rozmowa obudziła stare, nękające mnie od tamtego czasu demony. Jaką krzywdę wyrządziliśmy dzieciom, wiedzą tylko one.

Pełen rozmyślań o tym, jaki byłem dla moich wchodzących własnie w dorosłość dzieci i jak będą po latach mnie wspominać powoli zapadałem w sen. Było chyba około pierwszej w nocy.

Kiedy już zupełnie straciłem kontakt z rzeczywistością, nagle poderwał mnie piskliwy, przerywany dźwięk alarmu. To mój osobisty miernik zawartości tlenu sfiksował. Wożę go na statki ponieważ bezpieczeństwo przy wchodzeniu do zamkniętych na codzień zbiorników wymaga posiadania takiego czujnika przyczepionego do kombinezonu albo noszonego jak zegarek na ręce. Model, który posiadam jest jednorazowego użytku. Ma wielkość pudełka zapałek, a noszony jest przyczepiony specjalnym klipsem do n.p. kieszeni kombinezonu. Działa non-stop przez dwa lata od pierwszego włączenia. Wściekł się w tym przedziale. Pobudził wszystkich pokazując na przemian to za małą ilość tlenu, to znów za dużą. Nie pomagała kalibracja ani testy. Po kilku minutach milczenia zaczynał piszczeć i błyskać na czerwono od nowa. Najgorsze było to, że nie można go było wyłączyć. Taka była wszak idea tego urządzenia. Miało działać przez dwa lata bez ryzyka, że ktoś je przypadkowo wyłączy i narazi się na niebezpieczeństwo. Jakiś współpasażer zaproponował, żebym wyciągnął baterię, ale, żeby się do niej dostać, trzeba było odkręcic kilka maleńkich śrubek zagłębionych w obudowie. Nie miałem śrubokręta ani scyzoryka. Wychodziłem „walczyć” z draniem na korytarz, żeby nie drażnić śpiących (a raczej obudzonych) ludzi, lecz czas mijał, a sukcesu nie było. Nie mógł sobie znaleźć lepszego momentu na piszczenie.

W końcu ekran nagle zgasł, a alarm zacichł. Bateria się wyczerpała. Martwy miernik z ulgą wrzuciłem do torby i mogłem znów spokojnie drzemać w przedziale.

Wkrótce przyjechalismy do Warszawy.

Od razu poszedłem kupić bilet na intercity do Wrocławia. Tę część podróży miałem zamiar poświęcić na pracę, żeby nie musieć od razu sięgać po laptopa w Jeleniej Górze. Dlatego poprosiłem o pierwszą klasę, miejsce przy stoliku. Uprzejma pani w kasie takie mi znalazła, więc zadowolony mogłem pójść na kawę.

Tu muszę dodać, że kilka dni wcześniej otrzymałem list z „PKP Intercity” z przeprosinami, za nieogrzewaną „jedynkę”, którą podróżowałem ze Szczecina do Gdyni.

Pieniążki oebrałem na poczcie w piątek przed tym właśnie weekendem, więc „na czysto” rozpocząłem ponowne układanie relacji z tą spółką.

Pociąg przyjechał planowo. Bez trudu odnalazłem swoje miejsce przy stoliku. Wyjąłem laptopa, kabel zasilający i zacząłem poszukiwanie gniazdka. Pamiętam, że zawsze było w okolicy stolika. Pod spodem jednak nie było. Wyżej również nie. Padłem na kolana by sprawdzić pod siedzeniem. Nie ma. Nad półką na bagaże także nie. Czułem się jak bym był bohaterem koszmarnego snu, podczas którego próbuje się wykonać prozaiczną czynność, ale nijak się tego nie udaje zrobić.

Zacząłem pracować używając baterii, a kiedy pojawił się konduktor, zapytałem o gniazdko.

– W tym wagonie nie ma gniazdek. To inny typ.

– Wie pan, ja specjalnie kupiłem bilet pierwszej klasy, żeby mieć warunki do pracy, miedzy innymi z gniazdkiem na prąd. Czuję się nabity w butelkę.

– Ja mogę panu zdradzić odpowiedź naszej firmy na takie zarzuty: jak się ma tego typu elektroniczne gadżety, to się ładuje baterie w domu przed podróżą.

Rozdziawiłem gębę ze zdumienia. Rozmaite myśli kotłowały mi się w głowie. Może rzeczywiście nie przygotowałem sie należycie do podróży i teraz mam pretensje do całego świata zamiast do siebie? Ale nagle mnie olsniło.

– Wiem pan, bateria wystarcza mniej więcej na dwie godziny, a podróż tym pociągiem trwa sześć.

– To lepiej kupować bilet w do biznes klasy. Tam są specjalne przedziały do pracy. Z gniazdkami i różnymi udogodnieniami.

– Dobrze, to ja chcę zrobić dopłatę do biznes klasy.

– Dopłaty nie da się zrobić. Bilety do biznes klasy sprzedje się na innych zasadach. Nie są takie same jak te zwykłe.

Rozdziawiłem gębę po raz drugi.

Ktoś siedzący po przeciwnej stronie roześmiał się. Spojrzałem w jego stronę.

– Polska to dziwny kraj! – powiedział z uśmiechem, pomagając mi powrócić do rzeczywistości.

Roześmiałem się także i kręcąc głową z niedowierzaniem, zabrałem się do pracy, bo szkoda było słabnącej z każdą minutą baterii.

Potem, gdy wyczerpała się całkowicie, zrobiłem obchód po pociągu i zauważyłem, że gniazdka są przy każdym siedzeniu w wagonie klasy drugiej. Zabrałem więc swoje rzeczy i przesiadłem się do dwójki.

Teoretycznie mógłbym znów poprosić o zwrot różnicy, ale jednak konduktor widzial, że połowę podróży spędziłem w jedynce. Musiałbym długo udowadniać swoje racje. Odpuściłem.

„(…) pozostajemy z głęboką nadzieją, że kolejne Pana kontakty z „PKP Intercity” S.A. nie przyniosą rozczarowań, a wpłyną pozytywnie na postrzeganie jakości świadczonych przez nas usług”  – słowa z listu wciąż tkwiły w mojej pamięci, ale t.zw. szara codzienność usług nie chciała się nagiąć do głębokiej nadziei kierownictwa spółki. A ja już nawet przebolałbym ten brak gniazdek, ale chciałbym po prostu wiedzieć czego mogę się za daną cenę spodziewać. Wtedy po prostu kupiłbym odpowiedni bilet. Tymczasem podróżowałem już IC kilkakrotnie i w tej sprawie w zgoła odmiennych warunkach. Raz gniazdek nie było w dwójce bo wagon był starszego typu. Musiałem przesiąść się do jedynki. Teraz było na odwrót. Latem przytrafiło mi się, że nie było ani w dwójce ani w jedynce, a konduktor uświadomił mnie, że nie ma, bo to nie IC lecz tylko express, więc standard niższy bo wagony starsze. I bądź tu człowieku mądry.

Morze Karaibskie, 23.02.2009; 07:10 LT

Komentarze