INSPEKCJA

       

„Jones Act” – to jakiś dziwaczny akt prawny, który zabrania mi kontynuowania podróży na statku między portami amerykańskimi. Po wschodnim wybrzeżu pływałem, a po zachodnim nie mogę. Ot i niespodzianka. Na naszej trasie jeszcze San Francisco, Portland oraz Vancouver, skąd miałem wracac do domu, a tymczasem okazuje się, że statkiem podróżować będę mógł dopiero między Portland a Vancouver, bo to już będzie za granicę. Wszystko wskazuje więc na to, że wypożyczę samochód i będę przemieszczać się lądem. Od razu przypomniały mi się grudniowe podróże po Florydzie przed rokiem. Widać grudzień to taki mój miesiąc jeżdżenia samochodem po Stanach. Po Florydzie przyjdzie czas na Kalifornię.

Na razie to z tej Kaliforni widziałem drogę z lotniska do portu oraz okolice Starbucks Coffee, gdzie wpadam codziennie na sciągnięcie służbowej poczty. Resztę czasu wypełnia mi inspekcja statku. Pierwszy dzień upłynął głównie na oglądaniu zbiorników. Przemierzałem niedostepne na ogół czeluście kadłuba, przeciskałem miedzy wręgami dna podwójnego i po czterech godzinach, utytłany w mule mogłem uznać pracę za wykonaną. Następnego dnia zanurkowałem w zenzy maszynowni. Centymetr po centymetrze sprawdzałem przebieg i stan plątaniny rurociągów. Tam, gdzie, było zbyt wąsko wydostawałem się na podłogę, by zejść pod nią dwa metry dalej. Plątanina rur jest tak wielka, że jeśli straci sie ten interesujący nas rurociąg z pola widzenia choć na chwilę, z dużym prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że jego dalszego ciągu juz nie zidentyfikujemy poprawnie i całą wycieczke trzeba bedzie zacząć niemal od początku. Po dwóch godzinach udało mi sie jednak przejść, a raczej przecisnąć wzdłuż całej interesującej mnie nitki rur i kolejny punkt programu został zaliczony. Czego nie zrobił muł, to dokończyła czarna maź ropopochodnych. Po dwóch dniach mój śnieżnobiały kombinezon wyglądał jak szmata od podłogi. Nic dziwnego, wszak wytarłem nim mnóstwo rozmaitych zakamarków. Wylądował więc w pralce, a dziś dla odmiany zamiast w quasi piekielne czeluście, ruszę pod niebiosa, sprawdzać maszty i dźwigi. Przynajmniej będę mieć jakieś widoki na okolicę. Na Kalifornię popatrzę J

Los Angeles, 10.12.2006; 05:50 LT

Komentarze