IGRZYSKA ŚMIERCI

Daleka przyszłość. Totalitarne państwo Panem podzielone na dwanaście dystryktów co roku organizuje krwawe igrzyska. Każdy z dystryktów jest zobowiązany do wysłania nań dwoje trybutów: chłopaka i dziewczynę w wieku 12-18 lat. W tym wielkim reality show zwycięży tylko jedna osoba – ta, która przeżyje krwawą walkę wszystkich ze wszystkimi.


W Dystrykcie Dwunastym pierwszy raz w historii igrzysk trybut zgłasza się na ochotnika. To szesnastoletnia Katniss Everdeen. Poświęca się, aby ratować swoją dwunastoletnią siostrę, która została wylosowana.


Trybuci jadą do Kapitolu, jak sama nazwa wskazuje stolicy imperium. To zupełnie odmienny świat, olśniewający przepychem przybyszów z zubożałej prowincji, którzy mają odegrać rolę gladiatorów.

A potem…

Potem zaczynają się szkolenia oraz przygotowanie do walki. Trybuci przedstawiani są telewidzom i mają zaskarbić sobie ich sympatię, ponieważ od tego może zależeć ich los podczas walki.


Dalej już nic nie napiszę, ponieważ zdradziłbym treść i pozbawił widzów przyjemności ogladania.

Przyjemności? Hm… jak na trwający dwie i pół godziny film nie było ich zbyt wiele. Oczywiście to dobre rzemiosło i trudno odmówić filmowi widowiskowości. Jednak idąc do kina oczekuję czegoś więcej. Tymczasem czułem się tak, jakbym oglądął zapis gry komputerowej. Zwykła gra polegajaca na załatwieniu przeciwników. Liczy się spryt. To może byłoby i wciągające gdyby dysponowało się joystickiem i brało udział w wirtualnej rozgrywce. Trudno jednak fascynować się samą walką dla walki przez ponad sto minut.


Tym bardziej, że przesłanie jakie niesie ten film jest delikatnie mowiąc żadne. Idea owych igrzysk wydaje się mocno naciągana, no ale powiedzmy, że w państwie totalitarnym wszystko zdarzyć się może. Czekałem jednak na jakiś przełom w akcji, jakiś zwrot z wspomnianym głębszym przesłaniem. Nic. Trybuci walczą, zabijają się, budząc litość i żal kinowej widowni oraz co najwyżej sportowe emocje zblazowanych widzów Kapitolu porównywalne z pasjonowaniem się zwykłymi teleturniejami. Kończy się walka i kończy się film. Game over.

Przykro, bo reklamowe spoty dawały przedsmak czegoś oryginalnego. Cóż, kolejna lekcja, że z reklamami zazwyczaj trzeba być ostrożnym. Nie polecam. W grę komputerową lepiej zagrać samemu.

Gdańsk; 09.04.2012; 22:00 LT

Komentarze