W epoce postindustrialnej, w czasach globalnej informatyzacji przyzwyczailiśmy się, że natychmiast dowiadujemy się o kichnięciu jakiegoś prezydenta, złamanym drzewie w Buenos Aires, czy wycieku nieczystości do rzeki w jakiejś zapadłej prowincji w Chinach. Zdaje się nam, że już posiedliśmy tę planetę całkowicie, zapanowaliśmy nad nią, ale wystraczy trochę więcej śniegu, by sparalizować Europę. Wystraczy kilka sekund by unicestwić kilkumilionowe miasto. Te kilka sekund wystrczy, by zerwać wszelką łączność ze światem. Dziś trudno umówić się na spotkanie gdzieś w mieście jeżeli nie ma się ze sobą telefonu komórkowego. Jeszcze piętnaście lat temu ludzie dawali sobie bez nich radę. Umawiałem się z kolegami na drugim końcu Polski i jakoś się odnajdywaliśmy. Dziś zapomnienie tego gadżetu z domu, gdy wychodzi się do pracy powowduje zawalenie się całego planu dnia.
Świat wie o potwornej tragedii w Haiti, ale świat wie tylko tyle, że trzęsienie ziemi było ogromne, że są wielkie zniszczenia i mnóstwo ofiar. Świat wie, że nie ma tam teraz prądu, nie działają telefony stacjonarne, komórkowe, ani nawet radio. Teraz dopiero widać jak ogromną drogę przebyliśmy, gdy przychodzi się nam cofnąć z dnia na dzień do standardów przesyłania informacji sprzed kilkudziesięciu lat. Potrzeba czasu by dotarła pomoc, by dotarły tam telewizje z własnym zasilaniem i z własnymi antenami satelitarnymi. Do tego czasu pozostają jedynie spekulacje.
Teraz, kiedy godziny decydują o życiu tycięcy ludzi świat wciąż pogrążony jest w chaosie informacyjnym. Pomoc do Haiti nadciąga, ale powoli. Jak ją koordynowac gdy zniszczone niemal wszystko? Od pałacu prezydenckiego, przez budynek ONZ. Nawet katedra jakby i modlitwy musialy być wyrażane pod gołym niebem.
Świat przyglądał się jak długo podnosił się z nóg (i jeszcze całkiem nie podniósł) Nowy Orlean po uderzeniu huraganu Katrina. Tamto miasto miało za sobą wsparcie poteżnego kraju. Co czeka Port au Prince obrócone w ruiny jeżeli i bez kataklizmów nie było tam na nic pieniędzy? Statystyki mówią, że osiemdziesiąt procent ludności tego kraju żyje za mnie niż dwa dolary dziennie. Teraz większość straciła nawet te dwa dolary.
Odrobiną optymizmu napawa świadomość globalnej solidarności z ofiarami. Kolejne rządy deklarują pomoc.
Nasz rząd przeznaczył na ten cel pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Kilka razy czytałem ten news. Nie pomyliłem się. To około stu pięćdziesięciu tysięcy złotych.. Warszawa w ciągu kilku ostatnich dni na odśnieżanie wydała dwanaście milionów złotych. Wychodzi na to, że rząd w naszym imieniu zadeklarował jakieś 0,3 grosza od obywatela na pomoc pozbawionym wszystkiego nieszczęsnikom. Czy to rzeczywiście szczera pomoc, czy tylko hipokryzja? Myślę, ze nasz naród, który chociażby w trudnych latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku korzystał ze strumienia międzynarodowej pomocy ma pewien moralny obowiązek, by spłacić ten honorowy dług. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów z trudem wystarczyłoby na ewentualne opłacenie kosztów transportu. Co da się kupić za resztę?
Kiedy poranną sączę kawę
Rozgrzany po niedawnym śnie
Przeglądam pierwsze strony gazet
I mówiąc szczerze boję się
Wokół ruiny i pożogi
Płyną powodzie spada śnieg
I wszędzie twarze pełne trwogi
Bo zbliża się kolejny wiek
Więc ci dziękuję losie choćby tylko za to
Że nie musiałem się urodzić pod wulkanem
Że średni u nas klimat i przeciętne lato
Ale dzieciaki są przeważnie roześmiane
I chociaż czasem przyfruwają szare dni
A przez mój ogród nie chce płynąć żyła złota
To przecież zawsze mogłem robić rzeczy trzy
Jeść pić kochać
(Andrzej Sikorowski)
Jastrzębia Góra, 14.01.2010, 01:15 LT