GROUND ZERO

Po załatwieniu wszystkich spraw i wypiciu porannej kawy wyruszyłem w kierunku Nowego Jorku. Po drodze musiałem odwieźć na lotnisko mojego holenderskiego kolegę, Jaapa. Odlatywał cztery godziny przede mną, do Amsterdamu.

Była piękna, słoneczna pogoda, chociaż wciąż trzymał mróz. Na szczęście nie wiało już tak jak poprzedniego dnia. W sobotę nie było korków, więc już po półtorej godziny dojechaliśmy do Newark. Jaap wysiadł, a ja postanowiłem wykorzystać okazję, że mam i czas, i samochód, więc pojechałem na Manhattan.

Po odcinku wijacej się estakadami autostrady, podziwiając to las wieżowców po drugiej stronie rzeki, to Statuę Wolności na pobliskiej wyspie, doatrłem do wjazdu do tunelu. Na portalu zawisły już świąteczne dekoracje.

Tu dobre się skończyło. Szeroka autostrada zwężała się stopniowo aż do dwupasmowej jezdni. W ogromnym korku i w ślimaczym tempie auta przesuwały się ku gardzieli tunelu. Z surowym zakazem zmiany pasów ruchu, przedostałem się na drugą stronę rzeki Hudson.

Prosto w tą gęstwinę drapaczy chmur. Nie zamierzałem po Manhattanie przemieszczać się autem. Postanowiłem oszczędzać czas i korzystac z metra. Zaparkowałem niedaleko tunelu i zarazem kilka przecznic od miejsca po wieżach WTC. Ground Zero nadal ogrodzony, lecz po katastrofie nie ma już śladu. To już po prostu

teren budowy.

Na nim poustawiane dźwigi i rosnące w górę stalowe konstrukcje przyszłych budynków.

Na parkanie okalającym ów ogromny plac można zaobaczyć m.in. wizualizację przyszłej zabudowy.

Tuż obok demonstarcja przeciwko projektowi przyznania więźniom z Guantanamo praw obywatelskich i traktowania ich na takich samych zasadach jak innych aresztantów.

Manifestuje zaledwie kilkanaście osób. Niewiel więcej jest obserwatorów. Emocje jednak nadal silne. Ktoś ogląda jedno z wielu zdjęć wywieszonych niedaleko płotu i wybucha płaczem.. W jakiejś bocznej uliczce pod pamiątkową tablicą wciąż stoją kwiaty.

Tablic, pełnych patosu jest zresztą wiele wokół Gruound Zero.

Najlepszy widok na plac budowy rozciąga się z pasażów ocalałych budynków WTC. Tu zawsze widać grupki przechodniów przyglądających się wyłaniającym się z ziemi konstrukcjom.

  

Stamtąd wyszedłem wprost na bulwar. Gdzieś daleko, akurat w oślepiających refleksach słońca odbijającego się od rzeki, wyraźnie odcinała się od płaskiego terenu Statua Wolności. Jeśli jeszcze kiedyś trafię do Nowego Jorku  i będę mieć więcej czasu, pojadę tam.

Teraz zaś przede wszystkim czasu mi brakowało. Miałem do dyspozycji wszystkiego raptem jakieś cztery godziny.

Zawróciłem. Spojrzałem raz jeszcze na wyrastające wokół szklanych tafli nowoczesnych drapaczy chmur szkielety ich najmłodszych, a już słynniejszych braci.

Dobrze, że powstanie tam budynek bez wątpienia piękniejszy i wyższy od zawalonych wież. Dobrze, że Nowy Jork jak i całe Stany Zjednoczone przesyłają czytelny sygnał terrorystom: zraniliście nas, ale to nas tylko zmobilizowało, by zbudowac coś jeszcze okazalszego. Oby tylko nie spełnił się czarny scenariusz i oddanie budynku do użytku nie zmobilizowało terrorystów do krwawej licytacji, by pokazać, że to ich będzie na wierzchu. Budowa to tylko jeden etap. Znacznie trudniejsza będzie ochrona – niewdzięczna służba wymagająca ciągłej koncentracji, by z morza bodźców wyłuskać to co podejrzane, aby nie dopuścić do tego jednego, jedynego razu.

Wszedłem w sąsiednie uliczki – wąwozy w poszukiwaniu stacji metra, aby pojechac nim w okolice Times Square.

                                  

Gdynia, 17.12.2009; 00:20 LT

Komentarze