FILADELFIA

Skończyłem pracę na pierwszym statku. We wtorek po południu odpłynąłem motorówką na ląd.

Czekało mnie wyrobienie przepustki uprawniającej do wstępu do portów USA. Amerykanie idą coraz dalej w ograniczeniach.i teraz ma nie wystarczać wystawiana za każdym razem jednorazowa przepustka. Trzeba b edzie nosić specjalny identyfiwaktor ważny przez pięć lat. Jego brak to konieczność dojazdu na statek z eskortą (oczywiście płatną) i zakaz opuszczania go aż do wyjazdu.

Wyrobienie takiej przepustki też nie załatwia się od ręki. Najpierw trzeba jechać na proces rejestracji, potem odczekać kilka tygodni i… osobiście zgłosić sie do tego samego biura za kilka tygodni po odbiór.

Pasowało mi zarejestrowanie się w godzinach popołdniowych, więc o taką poprosiłem podczas telefonicznego umawiania się. Pan był bardzo uprzejmy i zgodził się, po czym podał mi popołudniową godzinę, ale… 16 marca. Najwcześniejszy termin!

Poczułem się jak podczas niedawnego wyrabiania dowodu osobistego. Wytłumaczyłem, że nie mam aż tyle czasu, więc zaproponowali przyjście kiedykolwiek, ale bez gwarancji pzyjęcia – zależy ile ludzi będzie.

No i udało się. Ludzi było mało, więc wypełniłem specjalny formularz oświadczając m.in., że jestem zdrowy na umyśle, że nie byłem podejrzany o żadne niecne czyny, ani że nie wyszedłem niedawno z więzienia. Potem dorzuciłem garśc informacji o sobie z adresami, numerami telefonów, nazwiskami, używanymi pseudonimami i.t.d. Na koniec pobrano odciski palców, zrobiiono mi zdjęcie i rejestracja została zakończona.

Teraz czeka mnie podróż do Charleston po odbiór, gdy identyfikator będzie gotowy.

Następnego dnia rano wsiadłem w niewielkiego embraera United Arlines i poleciałem via Waszyngton do Filadelfii

W Pensylwanii czeka na mnie kolejny statek i kolejne inspekcje. Potrwa to kilka dni, a potem powrót do Europy, lecz jeszcze nie do Polski. Trzeci statek przypłynie do Belgii i dopiero po nim, mam nadzieję, wrócę do domu.

Tymczasem po rozlokowaniu się w hotelu i oczekiwaniu na przybycie statku, poszedłem na krótki spacer po mroźnej Fialdelfii.

Ograniczyłem się do historycznego centrum, zaczynając od ekspozycji w Independence Visitors Center poswięconej początkom miasta, założonego w 1682 roku przez niejakiego Willama Penna, z nadania angielskiego króla, Karola II.

Juz na początku XVIII wieku Filadelfia wskutek gwałtownego rozwoju stała się drugim co do wielkości angielskojęzycznym miastem na świecie.

Czwartego lipca 1776 właśnie w tym mieście, w budynku na poniższej fotografii (Independence Hall) ogłoszono Deklarację Niepodległości.

Informuje dziś o tym pamiatkowa tablica.

Naprzeciwko Independence Hall znajduje się pawilon z narodową relikwią: dzwonem wolności. Liberty Bell pękł w bliżej nieokreślonych okolicznościach, a próby naprawy podejmowane w pierwszej polowie XIX wieku nie przyniosły sukcesu. Dziś jest jedynie eksponatem muzelanym.

By go obejrzeć, należy poddac się kontroli.

Sam pawilon prowadzi poprzez poszczególne fragmenty wystawy poswięconej dzwonowi, az do końca długiego korytarza, który poprowadzony został tak, że kończy się przeszkloną ścianą z widokiem na Independence Hall. Przed nią, mając kolebkę USA za tło, spoczwa dzwon.

Zwiedzających nie brakuje.

Co jakis czas przewodnik opowiada chętnym o eksponacie.

 

Nie miałem aż tyle czasu, by móc wziąć udział w pełnych rundach zwiedzania z przewodnikiem, więc tylko rzuciłem okiem zarówno na dzwon jak i na Independence Hall.

Kiedy go minąłem, w krótce dotarłem do Washington Square, gdzie znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza. Cały ten plac jest miejscem wiecznego spoczynku tysiecy nieznanych żołnierzy. „Wolność to światło, za które wielu umarło w ciemnościach” – głosi napis na ścianie na pomnikiem Washingtona.

 

Ameryka nie byłaby Ameryką, gdyby przed wiecznym płomieniem nie umieszczono tabliczki ostrzegającej, aby go nie dotykać. Tak na wszelki, wypadek, żeby potem ktoś nie narzekał, że nie wiedział.

Nieco dalej natknąłem się na uliczkę pełną jubilerów. Skupowali i sprzedawali złoto oraz kamienie szlachetne. Oczywiście każdy z nich po najlepszych cenach. Zastanawiałem się, czy ci państwo nie przyszli tam własnie sprzedac garści diamentów.

A równolegle do diamentowego traktu, biegnie wąska uliczka pełna pojemników na smieci i… charakterystycznych schodów ewakuacyjnych tak dobrze znanych chociażby z dawnych amerykańskich filmów.

Na więcej nie starczyło czasu ani ochoty, bo przemarzłem lekko podczas owego popołudnia. Moja walizka zawierała bowiem głównie rzeczy na Trynidad i Karaiby. Dobrze, że w ogóle wziałem jakąś kurtkę i sweter.

A za chwilę opuszczam Filadelfie i pojadę do Bristol, gdzie dzisiejszego ranka  ma zacumowac moj statek.

Filadelfia, 05.03.2009; 09:00 LT

Komentarze