EURO NIE DLA POLAKÓW

Byliśmy właścicielami biletów na ćwierćfinał mistarzostw Europy w siatkówce.

To miał być „polski” ćwierćfinał i głeboko wierzyliśmy, że zwycięski. Rozczarowanie przyszło dzień wcześniej, kiedy Polska przegrała barażowy mecz z Bułgarią. Dlatego zamiast Polsce, przyszło nam w hali Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu kibicować drużynom Niemiec oraz wspomnianej Bułgarii.

Pomarańczowe światło zaświeciło się już drugiego dnia mistrzostw, kiedy Polacy ulegli Francji. Niektóre komentarze sugerowały jednak, że jest to „taktyczna” porażka, aby w późniejszej fazie turnieju nie trafić na Rosję. Jeżeli to prawda, to jeszcze raz okazało się, że jeśli chce się wygrywać turniej (a przecieżPolacy mierzyli w złoto), trzeba wygrywać ze wszystkimi, a nie bawić się w kalkulacje, bo taka pokerowa zagrywka, by grać w barażach pachnie dzieleniem skóry na żywym jeszcze niedźwiedziu. I tak się stało.

Inna sprawa, że być może ów cel, złoty medal, był okreslony zbyt optymistycznie i przypominał wyprawę z motyką na słońce? No bo jaki sukces odnieśli polscy siatkarze na przestrzeni ostatniego roku? Odpadli we wczesnej fazie turnieju olimpijskiego w Londynie (dokąd również jechali po złoto – wtedy jeszcze w glorii zwycięstw innych turniejów, jako prawdziwi, a nie wyimaginowani faworyci do triumfu), potem przegrali fazę grupową Ligi Światowej, a teraz wpadka tym bardziej przykra, że przed własną publicznościa. Ta drużyna ma potencjał, lecz coś się w niej zacięło. Może wołania, że jedziemy po złoto nie leżą w naturze tych sportowców? Może niepotrzebnie wbija się im do głowy, ze są najlepsi, zamiast brać przykład z mistrza Małysza, który nawet bedąc na topie koncentrował się tylko  na „oddaniu dwóch równych skoków”. Gdyby zamiast przymierzać w myślach złote medale, koncentrowano się na „zwycięstwie w każdym secie”, zwłaszcza w początkowej fazie, stałoby się incaczej?

Euro widać nie dla Polaków. Rok temu na piłkarskich mistrzostwach Europy miałem okazję oglądać dwa mecze ćwierćfinałowe. Z dużym prawdopodobieństwem mogły to być mecze Polaków. Niestety, nie udało się. Teraz podobnie. Może do trzech razy sztuka i uda się na mistrzostwach świata, które odbędą się w Polsce za rok?

Z tego wszystkiego radością napawa tylko jedna, ale kto wie czy nie wązniejsza od medali sprawa. Wielkie imprezy sportowe na stałe i z dużą częstotliwością wkroczyły do Polski. To wszystko dzięki nowym halom oraz stadionom, które wyrosły jak grzyby po deszczu. Żeby daleko nie szukać, w tej samej hali Ergo Arena odbędą się w marcu przyszłego roku mistrzostwa świata w lekkiej atletyce. A kilka miesięcy później odbywac się tam będą mecze mistrzostw świata w siatkówce. Podobnie jak w halach w Bydgoszczy, Łodzi, Wrocławiu, Krakowie i Katowicach.

W 2015 roku w Warszawie odbędzie się finał Ligi Europejskiej, a być może w 2020 roku ponownie zawitają do Polski mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie infrastruktura: owe hale, stadiony, hotele, lotniska. Przecież jeszcze dwadzieścia lat temu o tego typu imprezach nawet nie mogliśmy marzyć. A dwadzieścia pięć lat temu nawet koncerty aktualnych gwiazd muzyki omijały nasz kraj. Jeżeli już ktoś ze światowego topu pojawił się w Polsce (jak chociażby ABBA w latach siedemdziesiątych) wspominano to przez następne lata. Dziś wystarczy wejść na dowolną stronę oferującą bilety na koncerty, by dojśc do wniosku, że oferta jest taka iż nie da się zobaczyć wszystkiego, z powodu braku czasu i kasy. Klęska urodzaju. To dowodzi jaką drogę przeszliśmy przez ostatnie ćwierć wieku.  

Z braku sukcesów sportowych warto więc cieszyć się przynajmniej z tego.

Aha, z kronikarskiego obowiazku dodam, że Bułgaria pokonała Niemcy 3:1 i pojechała do Kopenhagi (mistrzowstwa były organizowane wspólnie przez Danię oraz Polskę) na ostateczną rozgrywkę o medale.

Gdańsk, 28.09.2013; 23:45 LT

Komentarze