ELEGIA

Światła. Napisy końcowe.

Cisza.

Chusteczki tu i ówdzie albo nerwowe poszukiwania roztrzęsionymi rekami w torebkach. Po chwili pierwsi wstają…

Kiedy czytałem kilka zdań streszczenia, pomyślałem, ze to przecież już wielokrotnie przerabiany temat. Cóż nowego można powiedzieć o zakazanej miłości  dwojga ludzi stojących po przeciwnych stronach przepaści dzielącego ich wieku? Przecież skojarzenia są zazwyczaj jednoznaczne. On, rozpustnik, zamienia zapracowaną przy praniu i garach żonę (której młodzieńcza uroda zdążyła ustapić dojrzałej) na, jak to mówią, „nowszy model”. Udowadnia sobie i wszystkim dookoła, ze jego męskość działa jeszcze na takie młódki. Młoda zaś z pewnością leci na kasę, której ten dojrzały facet  zdołał się już dorobić. Jeżeli przetrwają pierwszy okres komentarzy i plotek, czeka ich wielkie wyzwanie pielęgnowania związku przez lata, co na ogół rokuje źle. Tyle razy to serwowano to na ekranie, tyle przykładów z życia.

Główny bohater „Elegii” jest już prawie emerytem. Ma za sobą związek małżeński, ma syna, ma bliskiego przyjaciela – powiernika. I ma zapewniony w miarę regularny seks. Ot taki związek dwojga dojrzałych osób, które spotykają się dla przyjemności fizycznych kontaktów, kierując sie jednocześnie t.zw. zdrowym rozsądkiem, by nie komplikować życia ani sobie ani partnerowi. Seks sterylny, bez miłości ani jakichkolwiek zobowiązań.

Na jednym z jego wykładów pojawia się ona – piękna studentka. Od razu zwrócił na nią uwagę i od razu obudziło się w nim samcze pożądanie. Potrafił jednak na nim zapanować. Nie był tak głupi by dać się oskarżyć o molestowanie seksualne. Od dawna właśnie dlatego unikał wszelkich prywatnych kontaktów ze studentami, aż do czasu gdy po zaliczeniu egzaminów mógł ich zaprosić na cocktail nie wzbudzający niczyich podejrzeń. Zawsze tak robił i był to zdrowy układ.

Tym razem podczas owego tradycyjnego cocktailu musiało prędzej czy później dojść do rozmowy z obiektem pożądania.

– Po co te wszystkie dyskusje o teatrze, o malarstwie, o muzyce, skoro i tak wiadomo, że chodzi o to by w końcu wylądować w łóżku – myślał. I zaprosił ją do teatru, a ona zaproszenie przyjęła.

Na przekór oczekiwaniom znajomośc rozwija sie coraz bardziej. Gdzieś tam po drodze pojawia się seks, lecz jest on dopełnieniem, a nie celem samym w sobie. Przyjaciel głównego bohatera załamuje ręce nad nierozwagą kolegi. Tłumaczy mu, że prostą drogą kieruje się ku poważnym kłopotom.

– W takim wieku posiadłeś młodą, piękną kobietę. Może chciała zobaczyc jak wyglada nago stary, pomarszczony facet? Ciesz się, że się udało i kończ zanim zaczną sie problemy!

Główny bohater doskonale to rozumie. Trochę już w życiu przeszedł, trochę się naoglądał, zebrał t.zw. bagaż doświadczeń i wie, że przyjaciel ma rację. Jedzie by zerwać i… nie potrafi. Tamten bije na alarm. To juz nie nierozwaga! To głupota! Romans jednak rozwija się coraz burzliwiej, uczucie łączące profesora i studentkę coraz głębsze. I pojawiają się pierwsze kłopoty. Trzeba kłamać partnerce od „sterylnego seksu” gdy ta znajduje ślady innej kobiety w mieszkaniu. Do tego zaczyna się zazdrość i sprawdzanie tej młodej co robi, i z kim na prawdę umawia się na tańce.

I pojawiają sie pytania, co dalej? Ona jest w nim zakochana. On jej pożąda, pragnie jej obecności, lecz boi się przyznać, że to jest miłość.

– Przyjdzie czas, że namietności opadną. Ja będę już zupełnie stary, a wtedy będziesz chciała znaleźć sobie młodszego. To normalne. – odpowiada na jej pytanie o plany.

 Nie pytam, co ja bedę chciała. Pytam, czego ty chcesz?! – precyzuje stanowczo dziewczyna.

Aż w końcu nadchodzi przyjęcie z okazji ukończenia studiów. Ma być jej cała rodzina.

– Wszyscy o tobie wiedzą. Opowiadam im ciągle o nas. Chcę cię wreszcie przedstawić.

Przedstawienie całej rodzinie to poważna sprawa. Jak go przyjmą, co powiedzą na trzydzieści lat różnicy miedzy nimi? Nie może skazać jej na te wszystkie plotki…

– Obiecaj że przyjdziesz. To dla mnie bardzo ważne. Pamiętaj…

I on obiecuje.

A potem, jadąc na przyjęcie wpada w panikę.

– Kochanie, zepsuł mi się samochód. Czekam na pomoc drogową. Zanim przyjadą, odholują mnie i zanim dojadę, bedzie już za późno. Bawcie się beze mnie.

Im dłużej trwa cisza po drugiej sronie słuchawki tym jego kłamstwa coraz bardziej grubymi nićmi szyte.

– Dlaczego mi to zrobiłeś?

To był koniec.

Jego życie wraca do normy, lecz już nigdy nie będzie takie jak przed owym związkiem. Wie, że mogło być pięknie, wie że stchórzył wyrzekając się szczęścia i ta myśl już nigdy nie da mu spokoju. Jeśli coś koiło jego ból to świadomość, że nie zmarnował jej młodości, że pozwolił jej ułożyć sobie życie „normalnie”.

W życiu straszne i piękne zarazem jest to, że nie wiadomo co przyniesie nowy dzień. Wstajemy rano, myjemy się, jemy śniadanie jak codzień, a wieczorem możemy kłaść się już w zupełnie innej rzeczywistości. I tragedia, i szczęście czyhają tuż za rogiem, tyle tylko, że my o tym nie wiemy. Uwierzyłem w to w pewien październikowy wieczór gdy w jednej chwili spełniły się moje marzenia i wprost w me ramiona sfrunął Anioł, też młodszy ode mnie zdecydowanie, więc obydwoje odbieraliśmy ów film bardzo osobiście.

Pewnego dnia, po latach, do głównego bohatera dzwoni telefon. Ona. Pyta czy może przyjść. Jest blisko. Starcza mu czasu tylko na szybkie obmycie twarzy w umywalce. Świat wiruje. Czego ona chce? Powiedzieć, że ma dobrą pracę, męża, dom, dzieci? Piękne, lecz on tego nie wytrzyma! Całe jego dalsze życie było wszak podświadomym czekaniem na jej powrót. Na powrót do niego!

Dzwonek u drzwi. Jest! Stoi! Piękna i uśmiechnięta. I nie przychodzi mówić o mężu ani o dzieciach. Nigdy potem nie zwiazała się już z żadnym mężczyzną. Przyszła w ten sylwestrowy wieczór do niego.

Przyszła powiedzieć, że jest śmiertelnie chora.

Wszystko się wali, lecz przecież jeszcze może byc pięknie. Żal starconych głupio lat, lecz jeszcze można coś z tego rozlanego mleka odzyskać. On już od dawna był pewien, że popełnił życiowy błąd, więc teraz bez zastanowienia oferuje jej siebie całego i na zawsze. Role jednak zdążyły się już odmienić. Teraz to ona ma skrupuły, że stanie się ciężarem, że przez nią on nie ułoży sobie życia jak powinien. Spotykają się więc jak dawniej, lecz  „bez zobowiązań”. Ona tego pilnuje.

Tyle już razy przy wszelkich możliwych okazjach powtarzano słowa księdza Tischnera, by „spieszyć się kochać ludzi”, że aż mi głupio, iż sięgam po taki truizm. Ale te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą końcówkę filmu. Dlaczego sami sobie wyrządzamy krzywdę? Dlaczego zabijamy miłość, dlaczego wyrzekamy się szczęścia w imię pozornie tylko szlachetnych celów? Dlaczego tak lekkomyslnie trwonimy czas krótkiego przecież życia? Dlaczego zamiast spełnienia skazujemy się na wieczną tęsknotę?

Całowałem mokre od łez policzki Anioła, ściskałem i całowałem jej dłonie, a po wyjsciu z sali długo nie mogłem powiedzieć jednego zdania na normalnym oddechu. Mądrzejsi o objawione prawdy, szliśmy mocno przytuleni na spotkanie nocy. Wciąż brzmiała mi w uszach ostatnia kwestia filmu:

– Będę tęsknić.

Szczecin, 13.09.2008, 23:00 LT

  

Komentarze