DZIEŃ POWSZEDNI…

Przeprowadzka biurowa. Biuro przeprowadzi się później, kiedy ja będę w Vancouver. Dzieki Bogu. Na razie więc sam przenoszę swój dział. Prawie skończyłem. Prawie, bo koncepcje zmieniają sie jak w kalejdoskopie. Kiedy po trzech dniach jeżdżenia i przenoszenia kartonów już wszystko ułożyłem, nastapiła zmiana, która zakłada przeniesienie owego archiwum do innego budynku. Ponieważ nikt tego za mnie nie zrobi, a ja w niedzielę wylatuję, musiałem sprężyć się mocno i wczoraj i dziś. To co ułożyłem zebrać, zapakować ponownie w kartony, znieść na parter i przewieźć do innego budynku. Trochę się wściekłem. Na osłodę dyrekcji bardzo spodobały sie moje prezentacje z wizyt na statkach, które kleciłem niedawno nocami. Pokazywano je przy okazji wizyt kolejnych gości, a na koniec nasz największy boss stwierdził, ze odtąd wszyscy wizytujący statki mają takie właśnie prezentacje wykonywać. No to już mnie koledzy nie będą lubić. I tak na wszystko brakuje czasu, a ja im dołożyłem zajęć.

Jeszcze czuję w ramionach kilogramy dziś przerzuconych kartonów. Skończyłem o dwudziestej. Było ciemno i cicho na parkingu przed biurem. Tylko szum morza odległego o kilkadziesiat metrów. Gdyby nie zimno, byłoby prawie jak w letnią noc. Poszedłem potem na kawę i ciacho do kafejki niedaleko mola. Delektowałem się ich smakiem oraz widokami. Nie, nie o krajobrazy tym razem mi chodzi lecz o całe stadka dziewczyn, na oko licealistek, przemykajacych zapewne do jakichś dyskotek. Prawdziwa rewia mody i urody. Chyba z pół Polski w ramach szkolnych wycieczek sie tu zjechało. Fajny dodatek do kawy. Przyjemny koniec dnia.

Na zakończenie pojechałem jeszcze rzucić okiem na budynek z jednej z ogłoszeniowych ofert. Byłem mile zaskoczony, bo prezentował sie świetnie i najprawdopodobniej wart był zaproponowanej ceny. Niestety, miał jedna wadę – znajdował się daleko od pożądanych przeze mnie lokalizacji. Jeżeli miałbym zdradzic swoje ideały, to juz lepiej całkowicie. Wtedy za podobny standard zapłaciłbym jeszcze taniej, a nie ma wielkiej różnicy czy dojeżdża się dwadzieścia czy dwadzieścia pięć minut. Poczekam więc jeszcze, potrenuję cierpliwość.

Wczoraj prosto z Sopotu pomknąłem do domu na mecz. Cóż, raz jeszcze podziękować Holendrom za ich piękny pojedynek z Czechami. Nasza piłka odstaje bowiem od najlepszych bardzo wyraźnie. Gorsza technika, gorsza szybkość, a przede wszystkim brak pomysłu na sforsowanie obrony przeciwnika. Być moze to wypadek przy pracy, ale jakoś dziwnie mi ten mecz kojarzył się z podobną niemocą Wisły i Groclinu w pucharze UEFA.

W mediach sprawa meczu oraz prezydenckiej kampanii została przyćmiona skandalem w śląskim szpitalu. Wszyscy domagają się albo wróżą karę więzienia dla pielęgniarek, które nie bacząc na zagrożenie życia wcześniaka, odłączyły go od respiratora, wyjęły z inkubatora i świetnie się bawiąc urządziły sobie sesję fotograficzną. Sesję z dzieckiem sprowadzonym do roli przedmiotu, dziwadła wkładanego do kieszeni fartucha. Brak słów. Zastanawiam się jednak czy określenie owych pielęgniarek mianem potworów jest właściwe. Uważam, że ich zachowanie nie było wynikiem jakichś potwornych dewiacji lecz bezdennej głupoty, przy której bledną dowcipy o blondynkach. Dałbym wiarę, że te kobiety nie zdawały sobie sprawy ze stopnia zagrożenia na jakie wystawiły bezbronne, ledwie żywe dziecko. Lecz tym bardziej włos sie jeży na głowie gdy pomyśli się, że ludzki los jest często w tak nieodpowiedzialnych rękach. Głupota, głupota i jescze raz beznadziejna głupota… Ale… gdzie byli ich przełożeni? Głupota to nie zapalenie wyrostka – na ogół nie pojawia się nagle. Czy nikt wcześniej nie zauważył, że jakieś dziwne te pielęgniarki?   A co z dyżurnym lekarzem? Nie bały się tamtej nocy, że je zauważy? Warto czasem się zastanowić dlaczego do takiej patologii, nawet incydentalnej doszło. Bo sprawstwo sprawstwem, lecz by mogło nastąpić prawdopodobnie istniały ku temu warunki. Być może nieuświadamiane sobie przez przełożonych lecz to nie jest okoliczność łagodząca.

Gdynia, 13.10.2005

Komentarze