Na facebookowym profilu Niemcowej pojawił się taki wpis:
Dziadek Buczek, jak go wszyscy nazywali a właściwie Wojciech Buczek zmarł w ubiegłym tygodniu. Taką informację otrzymałem dzisiaj i z wielkim smutkiem ją przekazuję.
Dziadek Buczek był wpisany w krajobraz Niemcowej jak smreki i buki na stokach, a jego opowieści były wszechobecne jak tych szum owych drzew. Bo tez i był jak te drzewa. Stary, żyjący tam od zawsze. I to jak żyjący!
Z chatki pod Niemcową trzeba było wyjść na szczyt. Polana, z której nocą widać nawet światła Nowego Sącza. Niemal każdy w dzieciństwie otrał się o nią czytając lekturę „Rogaś z Doliny Roztoki”, będącej częścią dyptyku, którego pierwsza część to „Szkoła nad obłokami” opowiadająca o szkole znajdującej się w osadzie, której już tylko ruiny pozostaly przy szlaku prowadzącym do Rytra. Dalej trzeba było zejść w las na północnym stoku. Wąską, błotnistą ścieżką dotrzeć na Wisieluchy – wzgórze znajdujące się kiedyś na granicy gmin, i spełniające wymóg, by gwałcących Boskie prawa samobójców grzebać poza granicami wspólnoty. Legenda głosi, że pochowano tam kilku. Za Wisieluchami prowadząca wśród gęstego lasu dróżka w pewnym momencie odbija ostro w dół i stromym szlakiem prowadzi na Polanę Kiczora. Tam samotnie mieszkał Dziadek.
Pierwszy raz szedłem tam jednak z Rytra, wspomnianą Doliną Roztoki. Ciągnęła się nie miłosiernie długo. Musiało tak być, bo Człowiek Gór nie osiedliłby się przecież tak po prostu koło wsi. Maszerowaliśmy w przeciwną stronę szemrzącego w lesie potoku. Kolejnymi mostkami pokonywaliśmy jego meandry. Przypomniało mi się skaramentalne rozpoczynanie wszelkich baśni: „za siedmioma górami, za siedmioma lasami…”. Tutaj za siedmioma mostkami należało skręcić niepozorną scieżką wśród pociętych z pobliskiego wyrębu bali, by wspinając się kilka minut wśród buków dotrzeć na Kiczorę od dołu. Jeszcze chwila i dobiegło nas szczekanie węszącego obcych kundelka i dziadkowe „cicho, Muszka!”
Był sierpień. W sklepie w Rytrze kupiliśmy trochę rozmaitych produktów, które Dziadkowi mogły się przydać. Między innymi świece i zapałki, bo przecież na Kiczorę nie docierał prąd. Kiedy przywitaliśmy się i usiedliśmy przy stole w izbie, na stół trafiła wyciągnięta z plecaka wiśniówka.
– Wy pijcie. Ja nie mogę – odpowiedział Dziadek – Ślubowałem Najświętszej Panience, że przez cały sierpień żadnego alkoholu do ust nie wezmę.
Kto dziś jeszcze takie śluby w samotności składa? Kto ich dotrzymuje?
Lubiłem rozgladac się po ścianach jego chałupy. Była jak muzeum. Wokół pełno pamiątek z jego długiego życia. Dominowały poroża i inne eksponaty zbierane w beskidzkich lasach. Dziadek Buczek chętnie opowiadał o dzikich zwierzętach, które obserwował. Często niemal bez wychodzenia z domu, bo same zapuszczały się na ową leśną polanę. Jelenie. niedźwiedzie, wilki, to był jego świat. Nie pamiętam już dokładnie, ale o rysiach chyba też opowiadał.
– Gdybym miał lornetkę… – rozmarzył się kiedyś
Szukaliśmy jej potem z moją Eks na rynku i kupiliśmy od Rosjan. Zaniosła ją Dziadkowi.
Najbardziej jednak lubiłem ogladać powieszone na ścianach z poczerniałych dawno ze starości bali wyblakłe czarno-białe fotografie i zatrzymany na niektórych, odległy, jeszcze przedwojenny świat. Podobny zatrzymany był w jego opowieściach, bo przecież Dziadek Buczek to była cała historia. Opowiadał o wojnie, o widocznych na fotografiach zwierzętach, a kiedy doceniał słuchacza, potrafił nawet przywołać historię „Czarnych Księżników”, których widział kiedyś spacerujących górską ścieżką, kiedy z Dziadkiem Kuligiem siedzieli przed chałupą.
Pewengo dnia wszystkie te cuda strawił ogień. Dziadek Buczek zszedł po coś na dół, a kiedy wrócił, zastał tylko dogorywające zgliszcza. Ludzie podejrzewali umyślne podpalenie przez złodziei.
Rodzina przyjęła go do siebie. Nie przesadza się jednak starych drzew. Dziadek usychał tam, we wsi, zdala od lasu i gór. W końcu wrócił. Zamieszkał w niewielkiej szopie przy stodole. Pamiętam, że byłem bardzo poruszony widząc drobną, drewnianą klitkę wydzieloną z niej na cele mieszkalne. Ledwie się tam mieściło łóżko i kilka podstawowych sprzętów. My, miastowi długo byśmy tam nie wytrzymali, zwłaszcza mroźną zimą. A on był w niej szczęśliwy. Znów na swojej polanie, daleko od ludzi, za to w samym sercu beskidzkich puszcz.
Wtedy, krótko po pożarze widziałem go po raz ostatni. Coraz rzadziej pojawiałem się na Niemcowej, a od dobrych dziesięciu lat nie byłem tam ani razu.
Z facebookowego profilu Niemcowej jeden z linków prowadzi na Forum Kordowca: http://www.kordowiec.fora.pl/zdjecie-dnia,2/wojciech-buczek,537.html . W nim można przeczytać między innymi:
Ponoć śmierć nie wie gdzie jest Kicora… Cośik w tym jest bo musiała zejść do Rytra aby go spotkać. Szkoda naszego Bucka ale taki to los… Zazdroszczę dziadkowi, że miał tyle czasu aby sie spełnić i za wszystko Bogu podziękować.
Kołacze mi w głowie ostatnia zwrotka piosenki Wolnej Grupy Bukowina, w której tylko imię trzeba zmienić.
Aż nastąpił taki rok
Smutny rok, tak widać trzeba
Nie przyszedł Dziadek zieloną wiosną
Miejsce, gdzie siadał, zielskiem zarosło
I choć niejeden wytężał wzrok
Choć lato pustym gościńcem przeszło
Z rudymi liśćmi jesienną schedą
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość
Dziadek Buczek
Niech spoczywa w pokoju
Gdańsk, 07.04.2012; 08:50 LT