DWA I PÓŁ TYSIĄCA KILOMETRÓW PO DROGACH KALIFORNI (9) – SAN DIEGO

Rano trzeba było przede wszystkim powiadomić Hertz o awarii samochodu. Najprawdopodobniej uszkodzeniu uległ katalizator ale nie nam to sprawdzać.

– Nasz najbliższy punkt wynajmu samochodów mieści się o trzynaście minut jazdy od Waszego motelu – informowała sympatyczna pani w infolinii – Jedźcie tam i wymienimy samochód na sprawny.

Wrzucamy więc rzeczy do bagażnika, jeszcze tylko ostatni rzut oka na pokój, aby sprawdzić czy nic w nim nie zostało i już jedziemy do San Diego.

LA 230

Była to zwykła formalność. Odstawiliśmy samochód, przejęliśmy nowy, niebieskiego koloru i ruszyliśmy dalej. Niedaleko zauważyliśmy salon T-Mobile, więc tam się zatrzymaliśmy. Wreszczie mogliśmy kupić kartę sim oraz niedrogi pakiet na internet. Kupno karty i jej zasilenie w sumie kosztowało 13 USD, lecz wystarczyło nam do końca podróży. Mogliśmy bez przeszkód korzystać z map i przede wszystkim łatwo rezerwować noclegi.

Zaopatrzeni w kartę poszliśmy na spacer ulicami centrum.

LA 237

Głównym punktem naszego programu był jednak Sand Diego State Historic Park, czyli coś w rodzaju skansenu utworzonego dla zachowania zabudowy wzniesionej przez pierwszych osadników. Dlatego wkrótce wróciliśmy na parking i pojechaliśmy właśnie tam.

LA 231

W sąsiedztwie biegnących wzdłuż wybrzeża autostrad oraz linii kolejowej znajduje się miejsce, gdzie historia tego miejsca się rozpoczęła. Dziś to jest właśnie ów skansen.

LA 240

Po wejściu na jego teren, najpierw skierowaliśmy swe kroki do stojącego nieco z boku domu rodziny Mc Coy, gdzie mieści się muzeum. Wkrótce zorientowaliśmy się, że był to jeden z najstarszych budynków San Diego.

LA 241

Muzeum przedstawiało historię osadnictwa i rozwoju w tym rejonie Kalifornii.

Zaczęło się oczywiście od Indian, którzy zasiedlali te ziemie od dziesięciu tysięcy lat. Kiedy przybył biały człowiek, mieszkał tu lud Kumeyaay

LA 242

A biały człowiek w osobie Juana Rodrigueza Cabrillo dotarł tu w 1542 roku, czyli niemal dokładnie pięćdziesiąt lat po odkryciu Ameryki przez Kolumba. Podróżnik oficjalnie przyłączył te ziemie do Hiszpanii. Minąć jednak musiało kolejne sześćdziesiąt lat, zanim pojawił się człowiek, który nazwał to miejsce San Diego. Zaczynał się właśnie osiemnasty wiek, przez większość którego nic istotnego w historii miasta się nie wydarzyło. W latach siedemdziesiątych powstał fort, a dopiero pod koniec tego wieku powstała misja San Diego de Alcala, założona przez franciszkanów.

LA 239

Była to pierwsza z dwudziestu jeden misji, które hiszpańscy zakonnicy pobudowali wzdłuż wybrzeża, aby nawracać Indian. Wokół tych ośrodków powstawały osady, miasta, które oczywiście istnieją do dzisiaj i zachowały swoje nazwy od patrona misji. Dość wspomnieć chociażby, oprócz San Diego, takie miasta jak Santa Barbara, San Jose czy San Francisco. San Diego było pierwsze, więc ono w pewnym sensie jest kolebką osadnictwa w Kalifornii, a przynajmniej tak się reklamuje.

LA 238

Pomiędzy tymi misjami wiodła droga zwana El Camino Real. Na ziemiach hiszpańskich każda droga należała do króla, więc określenie „el camino real” nie było niczym szczególnym. Po wywalczeniu przez Meksyk niepodległości, drogi, jak i całe państwo, do króla więc już nie należało. Z czasem określenie to jako nazwa własna dotyczyło już tylko owej drogi łączącej San Diego z San Francisco. W czasach, kiedy połączenia drogowe nie miały numeracji, taka nazwa wiele wyjaśniała podróżnikom. Aby dodatkowo ułatwić podróż, droga na początku XX wieku została oznakowana specjalnymi symbolami przedstawiającymi dzwon na czymś przypominającym laskę podróżną albo pasterską

LA 247

Co ciekawę, idea oznakowania drogi wyszła od… feministek. Z czasem uznano konieczność odpowiedniego i spójnego oznakowania wszystkich dróg w USA, i wtedy „El Camino Real” na większej swojej części stała się po prostu drogą nr 101 (Route 101).

Wyszliśmy z Mc Coe House i poszliśmy oglądać kolejne budynki. Był tam i posterunek szeryfa, i pierwszy budynek sądu.

LA 233

LA 232

LA 243

Skansen nie jest martwy. Wręcz przeciwnie. W wielu budynkach istnieją muzea, a w większości rozlokowali się artyści oferujący rękodzieło, inne drobne sklepiki oraz oczywiście kawiarnie i restauracje.

Zachowane budynki i ich otoczenie można porównywać do oryginałów na podstawie rozmaitych reprodukcji oraz makiety San Diego z początków jego historii dostępnej w jednym z muzeów.

LA 234

LA 246

Na makiecie nietrudno zauważyć sporych rozmiarów budynek Cosmopolitan Hotel z charakterystycznymi balkonami na piętrze. Również i ten budynek zachował się do dziś.

LA 244

Hotel został oddany do użytku w 1869 roku, lecz pożar starego miasta i rozrastanie się San Diego w kierunku oceanu sprawiły, że szybko zaczął podupadać. W 1888 roku został sprzedany przez właścicieli by od 1900 zmienić przeznaczenie na… fabrykę konserw. W Cosmopolitan w konserwy pakowano oliwki, ale warto wiedzieć, że San Diego na długie lata pozostawało światową stolicą połowów i przetwórstwa tuńczyków. Właśnie tu znajdowało się wiele wytwórni konserw z tuńczykami. Ostatecznie jednak, po dziesięcioleciach dominacji, miejscowi producenci nie wytrzymali konkurencji z innymi wytwórniami. Ostatnia fabryka konserw w San Diego została zamknięta w latach osiemdziesiątych XX wieku.

W międzyczasie, w 1928 roku, niszczejący z braku należytej dbałości i remontów budynek został kupiony przez następnego właściciela, który doprowadził tam prąd, gaz i oczywiście wyremontował oraz wyposażył budynek. Cosmopolitan Hotel znów zaczął przyjmować gości. W 1950 roku stał się ekskluzywnym motelem, a tuż przed stuleciem swej działalności, w 1968 roku, został sprzedany stanowi Kalifornia i włączony do historycznego parku, który powstał rok później.

Kiedy oglądamy makietę, ogromne wrażenie robi metamorfoza, jaką przeszło to miejsce przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat. Od niewielkiej osady po urbanistyczny moloch pełen drapaczy chmur, opleciony siecią autostrad i torowisk, z nowoczesnymi portami…

LA 245

W ramach relaksu wstąpiliśmy do lodziarni zlokalizowanej w jednym z budynków. Ciekawy był sposób ich przyrządzania. Sprzedawca nabierał łopatką żądane smaki, kładł je na kamiennej płycie, po czym energicznymi ruchami mieszał je przed upakowaniem do kubeczka.

LA 235

Czas nas gonił. Trzeba było ruszać w dalszą drogę. Wkrótce autostradą nr 5 ruszyliśmy na północ, w kierunku Los Angeles. Pomimo wielu pasów ruchu późnym popołudniem zaczęły doskwierać nam korki. Na szczęście Amerykanie wymyślili coś takiego jak specjalny pas dla carpools. Okazuje się bowiem, że w czasach kiedy niemal każda rodzina ma więcej niż jeden samochód, większość ludzi do i z pracy podróżuje samotnie. Jeżeli weźmiesz więc do samochodu kogoś z rodziny, albo sąsiada czy współpracownika, to możesz podróżować uprzywilejowanym pasem dla carpools. Próba nieuprawnionego skorzystania z takiego pasa grozi mandatem rzędu 340 dolarów. Ponieważ my podróżowaliśmy we dwoje, korzystaliśmy z uprzywilejowanego pasa i nie mogliśmy się nadziwić, że tak niewiele jest nam podobnych, a ogromna większość tkwi w korkach w samochodach, które używają samotnie.

LA 236

Sopot, 02.08.2015; 16:15 LT

Komentarze