DWA I PÓŁ TYSIĄCA KILOMETRÓW PO DROGACH KALIFORNI (13) – CHŁÓD NAD GOLDEN GATE

Park Narodowy Sekwoi definitywnie został za nami. Przenocowaliśmy we Fresno już na zupełnie płaskim terenie. Po raz kolejny wybraliśmy „Motel 6” – fajną sieć, bo oferującą za stosunkowo niewielkie pieniądze przede wszystkim czyste pokoje.

SF 04

Pogoda dopisywała. Przy bezchmurnym niebie ma się ochotę ruszać na poszukiwanie kolejnych wrażeń jak najszybciej. Pakowaliśmy więc walizki do bagażniki i wkrótce ruszyliśmy na północny zachód.

SF 10

Czekało nas nieco pond trzysta kilometrów drogi do San Francisco. Drogi leniwej, z przystankami na śniadanie kawę, a przede wszystkim na zakupy, bo zwiedzanie zwiedzaniem, ale przecież nie sposób uciec od odwiecznego pytania „co sobie przywieźliście z Ameryki?” Szaleństw nie było, ale trochę ciuchów do walizek wpadło. W końcu jesteśmy tylko ludźmi i nie składamy wszystkiego na ołtarzu turystyki przez największe T.

SF 15

Przy gorącej, słonecznej pogodzie dotarliśmy do biegnącego południkowo, wzdłuż wybrzeża pasma gór. Znacznie niższych od Sierra Nevada, z których dopiero co zjechaliśmy, lecz również wpływających na klimat. Po wschodniej stronie wciąż mieliśmy słońce i pięknie kontrastujące z niebem połoniny.

SF 11

Kiedy minęliśmy góry i zaczęliśmy zbliżać się do Oakland położonego nad brzegiem Zatoki San Francisco, niebo zasnuły ciężkie, ołowianego koloru chmury i zerwał się wiatr,

SF 17

Zmiana była totalna. Jeszcze niedawno w upale chodziliśmy w t-shirtach, a teraz przypomniał nam się polski późny październik.

Wjechaliśmy na Bay Bridge – most biegnący z Oakland do San Francisco przez wyspę Yerba Buena. Ma w sumie ponad dziesięć kilometrów długości i powstał rok wcześniej niż Golden Gate Bridge, ale to właśnie tamten zgarnął niemalże całą sławę. Jako ciekawostkę podam, że głównym konstruktorem Bay Bridge był Ralph Modjeski (Rudolf Modrzejewski). Czy ktoś kojarzy to nazwisko? Tak, przecież takie nosiła słynna polska artystka Helena Modrzejewska, za oceanem robiąca karierę jako Helena Modjeska. To jen syn! Ralph Modjeski był jednym z pionierów tworzenia mostów wiszących. Zaprojektował ponad czterdzieści mostów nad wielkimi rzekami Ameryki, a jednym z jego uczniów był niejaki Joseph B. Strauss, twórca mostu Golden Gate.

Z mostu widać było wyspę Alcatraz ze słynnym więzieniem, w którym trzymano między innymi gangstera Al Capone.

SF 19

Jak już wspomniałem wcześniej, most biegnie przez wyspę Yerba Buena, którą dla odmiany pokonuje się tunelem. Ponieważ w Ameryce wszystko musi być ogromne, również średnica tego tunelu (23 metry) jest największa na świecie.

SF 18

Po kilku minutach mieliśmy już panoramę San Francisco jak na dłoni.

SF 12

Od razu kierowaliśmy się w stronę Golden Gate, bo to był główny punkt programu.

SF 13

SF 16

Długo nie widzieliśmy nic poruszając się za drogowskazami krętą drogą wśród zabudowań miasta. Aż w końcu wyłonił się. Dwa majestatyczne pylony wznoszące się na wysokość 230 metrów dźwigały ogromne liny o średnicy 93 centymetrów, pod którymi podczepiono konstrukcję jezdni. Wjechaliśmy na nią, a zatrzymaliśmy się dopiero na parkingu po północnej stronie cieśniny. I stamtąd zrobiliśmy pierwsze zdjęcia.

SF 05

Niezwykle widowiskowe są fotografie z lotu ptaka ukazujące kompletnie zasnutą mgłami powierzchnię zatoki i wystające ponad opary owe dwa pylony. Nic dziwnego jeśli weźmie się pod uwagę wspomnianą wcześniej ich wysokość. Owe mgły nie są niczym nadzwyczajnym w tym rejonie. Zimny Prąd Kalifornijski obmywający zachodnie wybrzeże Ameryki ochładza morskie powietrze, które z kolei napotyka ciepłe masy powietrza znad kontynentu. Ich starcie powoduje intensywne mgły zalegające przez znaczną część roku.

SF 01

My mieliśmy szczęście, ponieważ mogliśmy zobaczyć cały most. Trzeba było jedynie ciepło się ubrać, ponieważ wrażenie zimna potęgował dodatkowo silny wiatr targający flagi USA oraz Kalifornii nad statuą marynarza ustawioną tu ku pamięci tych, którzy ową cieśniną wypływali na ocean i nigdy nie powrócili.

SF 06

Kiedy już dość się napatrzyliśmy z góry, pojechaliśmy samochodem drogą w dół, by obejrzeć konstrukcję z nieco innej perspektywy. Sama podwieszona jezdnia ma prawie dwa kilometry długości, z czego 1280 metrów znajduje się pomiędzy pylonami.

SF 07

Most otwarto 27 maja 1937 roku. Od początku przejazd nim był odpłatny. Owe opłaty zwróciły koszty budowy do 1971 roku. Można więc powiedzieć, że od czterdziestu pięciu lat pracuje już tylko na zyski. Jego żywotność planowana jest na około dwieście lat, więc jeszcze sporo pieniędzy przysporzy. Jak do tej pory zarobił już ponoć około miliard dolarów. Mówi się jednak, że powinien przejść pewną przebudowę, która zapewni mu wytrzymałość przy trzęsieniach ziemi do 8,3 w skali Richtera.  Ma to kosztować ponad dwieście milionów dolarów. Most Golden Gate wytrzymał wielkie trzęsienie ziemi z 1989 roku (7,1 w skali Richtera), ale musi być przygotowany na silniejszy kataklizm, którego nadejście według naukowców jest tylko kwestią czasu.

Skoro już tyle liczb tutaj przytaczam, to jeszcze wspomnę o jednej. Słynna budowla kusi, by, jeśli już postradać życie, to w spektakularny sposób, właśnie tam. Jest więc swoistą mekką samobójców, których na Golden Gate doliczono już dwa tysiące (z czego półtora tysiąca osiągnęło sukces, jeśli tak można nazwać udaną próbę zakończoną przeniesieniem się na tamten świat).

Pojechaliśmy potem na okoliczne wzgórza, by z jeszcze innej perspektywy obejrzeć spinającą brzegi cieśniny budowlę. Zmierzchało już, kiedy tam się znaleźliśmy. Kolejne zdjęcia kusiły, ale wyjście z samochodu wymagało szczelnego opatulenia się dla ochrony przed zimnym wichrem.

SF 14

Most jakby coraz bardziej pogrążał się w mgle. Być może rano będą widoczne tylko sterczące nad tumanami czubki pylonów.

SF 08

Wróciliśmy na południową stronę cieśniny, do miasta. Zrobiło się późno, więc przede wszystkim pojechaliśmy coś zjeść. A potem ruszyliśmy w kierunku dzielnicy drapaczy chmur nad brzegiem zatoki.

Najwyższym z nich jest 260-metrowy Transamerica Pyramid, zbudowany w 1972 roku, który szybko stał się ikoną architektury tego miasta.

SF 09

Zapewne nie sztuką w dzisiejszych czasach jest wybudować taką konstrukcję. Pamiętać jednak trzeba w jak niebezpiecznym miejscu ona stoi. Musi wytrzymać silne trzęsienia ziemi. Wszystkie nowe budynki San Francisco spełniają wyśrubowane normy. I nie tylko budynki muszą je spełniać, lecz cała infrastruktura.

18 kwietnia 1906 roku silne trzęsienie ziemi obróciło w gruzy znaczną część miasta. To jednak był tylko wstęp. Poważnie zniszczona sieć gazownicza stała się przyczyną licznych pożarów, które szalały przez kilka dni. Straż pożarna nie miała ich czym gasić, ponieważ nie działały także wodociągi. Rozprzestrzenianie się ognia próbowano powstrzymać poprzez wyburzanie całych kwartałów. Ostatecznie zniszczeniu uległo 75% miasta. Takie liczby kojarzą nam się z miastami, które szczególnie ucierpiały podczas II wojny światowej.

Charakterystyczne dla San Francisco są wzgórza, na których wybudowano miasto i biegnące po nich w linii prostej piekielnie strome ulice. Mieliśmy kilka razy wrażenie, że jeżeli zatrzymamy się (a zatrzymać się należało z powodu sygnalizacji świetlnej), to ponownie ruszyć już nie damy rady, a co najwyżej fikniemy kozła do tyłu. W takim środowisku doskonale radzą sobie… tramwaje. No, nie takie zwykłe. Tramwaje linowe, czyli coś w rodzaju kolejek linowych. Pierwszą taką linię przetestowano i oddano do użytku w 1873 roku. Rozpoczęła się gwałtowna ekspansja tego środka transportu. Do końca XIX wieku działało w San Francisco osiem przedsiębiorstw eksploatujących tramwaje linowe, a jeździły one po torach o łącznej długości ponad osiemdziesięciu kilometrów. Złota era tramwajów linowych zakończyła się 18 kwietnia 1906 roku w dniu wspomnianego już ogromnego trzęsienia ziemi. Zniszczona została prawie cała sieć. Wielu już nie odbudowano. Zastąpiły je tramwaje elektryczne, trolejbusy i autobusy. Do dziś przetrwały trzy linie i to dzięki temu, że uznano je za zabytek i zostały objęte stosowną ochroną. Dziś wożą głównie turystów. Mamy czasem trochę szczęścia. Było już późno. Po opustoszałej ulicy jechał tramwaj. Chcieliśmy wsiąść, lecz motorniczy poinformował nas, że trzy kwartały dalej kończy kurs, a to ostatni tramwaj tego dnia. Uparliśmy się, że przejedziemy choćby i ten jeden przystanek, więc machnął ręką i nie skasował nas za tę jazdę.

SF 02

Wysiedliśmy jakieś dwie albo trzy minuty później.

SF 03

Zbliżała się północ. Hotel zarezerwowaliśmy po drugiej stronie zatoki, więc poprzez Bay Bridge skierowaliśmy się w stronę Oakland, a ściślej leżącego po sąsiedzku, tuż przy zjeździe z autostrady Emeryville. Dopiero nazajutrz zorientowaliśmy się, że mieszkamy niemal po sąsiedzku z firma Pixar, która stworzyła wiele słynnych filmów animowanych jak n.p. „Toy Story”, „Gdzie jest Nemo?”, „Auta” i.t.p. Nie mieliśmy już jednak czasu na zwiedzanie. Zbliżał się termin naszego wylotu z Kalifornii. Musieliśmy jeszcze przejechać z San Francisco aż za Los Angeles. I głównie na tę podróż przeznaczyliśmy ostatni dzień.

Gdańsk, 29.05.2016; 13:00

Komentarze