DOLECIALEM DO SAO PAULO

W samolocie lecacym z Frankfurtu zjadlem kolacje i natychmiast zapadlem w gleboki sen. Nie przeszkadzala mi nawet ciasnota, bo samolot byl zapelniony do ostatniego fotela. Otworzylem na chwile oczy w srodku nocy gdy akurat dobiegal konca “Harry Potter i czara ognia”, a potem obudzily mnie juz zapalone swiatla, kiedy rozpoczeto serwowanie sniadania.

Wyladowalismy o 05:15 lokalnego czasu. Bylo jeszcze ciemno. Zanim jednak przeszedlem przez stanowiska odprawy (albo ich za malo, albo zbyt slamazarne) minelo poltorej godziny i zdazylo sie rozwidnic.

Odebralem bilety na dalsze loty i zaszylem sie w pomieszczeniu dla posiadaczy karty “Senator” Lufthansy i calego Star Alliance. Moglem wiec za darmo zjesc sniadanie, napic sie kawy, wybrac ciacho albo owoc na deser, a w miedzyczasie odpalilem komputer I sprawdzilem poczte za ostatnia dobe, t.j. od momentu opuszczenia przeze mnie biura. Czytanie i odpisywanie zajelo mi trzy godziny. Dobrze, ze zrobilem to teraz bo pozostanie mi mniej do czytania na statku, ale straszna jest ta swiadomosc, ze nawet cieszyc sie podroza spokojnie nie mozna, bo skrzynka odbiorcza puchnie z kazda godzina.

Za niecale pol godziny wsiadam do samolotu do Rio, wiec moze cos dopisze jeszcze stamtad.

Sao Paulo; 28.04.2006, 11:00 LT

Komentarze