DO WOLNOŚCI TEŻ TRZEBA DOJRZEĆ

           

Skończyłem na dzisiaj z pracą. Reszta o szóstej rano. Siedzę teraz w fotelu i zerkam co jakis czas przez okno czy już nadszedł zapowiadany, wielki snieg. Nadszedł, ale na razie wielki nie jest co dobrze wróży jutrzejszemu dojazdowi do biura.

Kolację zjadłem w samochodzie. Wystarczajaco długo stoi się na czerwonych swiatłach i żal marnować upływające minuty. To było jednak kilka godzin temu i teraz zaczęło mi brakowac jakiejś przekąski. Nawet nie próbowałem szukać bo przecież samo do domu sie nie przyniosło. I nagle błysk olśnienia. Powinien być jeszcze w lodówce brzoskwiniowy jogurt z zeszłego tygodnia. Tylko czy aby na pewno? Zjadłem go czy nie? Chyba nie. Ale gdybym go zjadł, to niepotrzebne byłoby wygrzebywanie się ze śpiwora, który chroni mnie przed wychłodzeniem na owym fotelu. Wystawiać bose stopy na zimno kuchennej posadzki zupełnie na darmo? Niezaspokojona ciekawość była jednak silniejsza. I została  nagrodzona kubkiem jogurtu, którego konsumpcję, przed chwilą zakończyłem.

Teraz mogę napisać coś konkretnego.

Jakoś ostatnio zbiera mi się na poruszanie tematów zasłyszanych w mediach. Niech więc będzie o bardzo głośnych już karykaturach Mahometa.

Próbuję znaleźć jakieś rozsądne motywy przedruków w „Rzeczpospolitej” i nic nie przychodzi mi do głowy poza napedzaniem kasy. Tytuł owego dziennika jest bowiem dziś w Polsce odmieniany we wszystkich możliwych przypadkach w serwisach informacyjnych wszelkich agencji. Prowadzi się na jego temat długie dyskusje. Czyż może być lepsza, albo tańsza reklama? Stara zasada: „nieważne czy dobrze czy źle, ważne żeby w ogóle o nas mówili” święci triumfy.

Trzeba nie mieć kompletnie za grosz wyobraźni, żeby publikować rysunki obrażające uczucia ludzi tak emocjonalnie reagujących na przejawy lekceważenia ich religii. Robi się to pod ideałami wolności słowa. Cóż to znaczy? Zachłystywalismy się odzyskaną wolnością słowa po 1989 roku  i wtedy rzeczywiście wydawało się nam dozwolone wszystko. Od tego czasu jako społeczeństwo dojrzelismy jednak trochę. Niektórzy redaktorzy niestety nie. Zachowuja się jak dzieciaki, które po raz pierwszy bez opieki rodziców albo nauczycieli surfuja po internecie. Kiedyś chłopaki na podwórkach ukradkiem pisali na murach słowo „dupa”. Dziś rzucają mięsem aż uszy więdną na forach dyskusyjnych, upojeni swą odwagą w „komentowaniu” czyichś wypowiedzi. Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” zachował się tak samo jak ów dwunastolatek, który dostał do ręki nową zabawkę, a nikt mu jasno nie sprecyzował zakazów. „Mam wolność słowa no to w imię demokracji wam pokażę!” No i pokazał. Ktoś zapytał w jakiejś dyskusji czy w imię wolności prasy zdecydowałby się również na pornografię na pierwszej stronie? Bo jeśli wszystko wolno, to dlaczego nie? A ogłoszenia o usługach panienek lekkich obyczajów? Poważne gazety od dawna ich nie drukują, traktując jako stręczycielstwo, ale przecież mamy wolność słowa. A splugawić własną matkę zamieszczając na pierwszej stronie fotomontaż przedstawiający ją jako ordynarną prostytutkę? Prawo przeciez tego nie zabrania. Wielu innych rzeczy prawo nie zabrania. Nasze prawo nie zabrania także przespać się facetowi z cudzą żoną, chociaż ze zrozumieniem wszyscy przyjmują napranie takiego gościa po pysku przez wściekłego małżonka. I nawet sąd gotów przymknąć oko na takie rękoczyny uznając to za wykroczenie popełnione w afekcie, albo po prostu dyskretnie się z rogaczem solidaryzując. Czy tak trudno zrozumieć gniew muzułmanów? W porządku, są bardziej fanatyczni niż my, chrześcijanie, ale wynika to z odmiennych tradycji, kultury. Nie jest to jednak żadna niespodzianka, zaskoczenie. Wiemy doskonale jak reagują, więc po co te prowokacje?

Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” bawi się niebezpiecznie. Jaką będzie miał minę jeżeli za kilka dni jakiś zamach terrorystyczny pozbawi życia niewinnych ludzi? Co napisze jego gazeta jeżeli będziemy odgrzewać niezaleczoną jeszcze traumę Katowic? Może zarobi na wydaniu specjalnym? I co z tego, że taki odwet będzie bezsensowny? Czy redaktor pocieszy tym sieroty opłakujące rodziców albo matki lamentujące nad szczątkami swoich dzieci? Stanął w obronie rysownika, który przedstawił Mahometa w uwłaczającej mu formule? A czyż ten rysownik był na tyle niemądry, że nie potrafił przewidzieć czym może skończyć się jego beztroska twórczość? Czy trzeba bronić tych, którzy prowokują do nienawiści?

Prawo to nie wszystko. Nie da się całego życia zaprogramować kodeksem karnym. Pozostaje jeszcze sprawa dobrego smaku, kultury oraz wrażliwości na odmiennego człowieka i poszanowania jego poglądów.

Gdynia, 06.02.2006; 23:55 LT

Komentarze