DO CHOPINA PRZEZ LICHEŃ

Kiedy w lutym staliśmy późnym wieczorem w oczekiwaniu na prom w Karsiborze koło Świnoujścia, słuchaliśmy w radiu reportażu o Żelazowej Woli. Potem Anioł opowiadał mi jak piękny jest tamtejszy park i jak niezwykle brzmi w nim muzyka Chopina. Ja nigdy w Żelazowej Woli nie byłem, więc postanowiliśmy, że któregoś weekendu tam się wybierzemy.

No i nadarzyła się okazja. Kilka dni urlopu po długim weekendzie wykorzystaliśmy na krótki rajd po Polsce, podczas którego po zwiedzeniu parowozowni oraz bunkrów, postanowiliśmy także posłuchać utworów Chopina w Żelazowej Woli właśnie.

Uparłem się, żeby przy okazji zajrzeć do Lichenia, skoro będziemy przejeżdżać autostradą koło Konina. Dużo słyszałem o tej świątyni, widziałem na wielu zdjęciach, lecz nigdy nie miałem okazji tam pojechać.

Zaraz po wyjściu z bunkrów ruszyliśmy w drogę. Zbliżała się szesnasta. Trudno było liczyć na to, że dojedziemy o rozsądnej porze do samej Żelazowej Woli, ale zakładałem, że przynajmniej gdzieś za Konin.

Najgorzej było dotrzeć do autostrady A2. Jej budowa ślimaczy się, więc trzeba było dojechać do Nowego Tomyśla, gdzie póki co jej szlak się urywa (albo, jak dla nas, zaczyna). Już jednak rzut oka na ogromną kolejkę tirów przy rondzie w Świebodzinie uswiadomił nam, że z powodu korków na szybką jazde nie ma co liczyć. Pojechaliśmy więc do Nowego Tomyśla okrężnym szlakiem, drogami wojewódzkimi. Na tych drogach tez trudno było mówić o komforcie, ale kiedy wjechalismy na autostradę, podróżowało się i szybciej, i przyjemniej. Tyle, że nietanio. Za przekazd do Konina zapłaciliśmy trzydzieści sześć złotych.

Tam opusciliśmy autostradę i skierowalismy się znów na drogi trzeciorzędne. Pojawiające się przy drodze coraz większe i okazalsze kaplice, osiągające w końcu rozmiary niewielkich kosciołów utwierdzily nas w przekonaniu, że znajdujemy się na właściwej trasie. Wkrótce pojawiły się wystające gdzieś znad lasu wieże bazyliki. Zdziwiło mnie, kiedy dotarliśmy do Lichenia, że tak długo trzeba było jeszcze jechać. Nie miałem pojęcia, że całe sanktuarium liczy ponad 100 hektarów.

Lichen 02

Nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Następnego dnia wieczorem chcieliśmy wrócić do Trójmiasta, żeby więc zwiedzić Żelazową Wolę, należało dotrzeć jak najbliżej jeszcze tego wieczoru. Postanowiłem, że spróbujemy poszukać noclegu w Kutnie. Była godzina 19:30. I tak ze zwiedzaniem musieliśmy poczekać, aż skończy się msza. Te kilkanaście minut poświęciliśmy na oglądanie dolnego poziomu bazyliki, gdzie mieści się kaplica oraz tysiące tabliczek z nazwiskami darczyńców, którzy przyczynili się do powstania kościoła.

Lichen 06

Lichen 04

Lichen 05

Jest tam też sporo obrazów ukazujących pielgrzymom najważniejsze momenty chrześcijańskiej historii Polski. Szkoda tylko, że są tak mizernej jakości. Nie uważam się za konesera malarstwa, lecz z całym szacunkiem dla szczerych chęci ich twórców, odpustowa stylistyka tych płócien gryzie się z przepychem świątyni. Bo trzeba przyznać, że rozmach, z jakim zbudowano licheńską bazylikę oraz zagospodarowanie terenów wokół niej rzucają na kolana. Można dyskutować nad gustem (eklektyzm momentami wydaje się w przypadku tej budowli pojęciem nieco eufemistycznym), zastanawiać się nad zasadnością aż takiego zaangażowania środków trącących o gigantomanię, lecz nie mi to oceniać. Ani nie zbiedniałem od tej budowy, ani nie wzbogaciłbym się, gdyby część pieniędzy przeznaczono na inne cele kosztem skromniejszego kompleksu. Nie ulega jednak wątpliwości, że to co postawiono w Licheniu (abstarhując od stricte religijnej wartości) tuzinkowe nie jest. Pomimo niezbyt spójnego stylu, o niebo przewyższa urodą na przykład słynną świątynię na Trafalgar Square w Londynie. Jest to obiekt, który przyciągać będzie nie tylko religijnych pielgrzymów.

Lichen 01

Lichen 03

Lichen 11

O ile dobrze pamiętam, to bazylika jest bodajże siódmym co do wielkości kościołem na świecie. Niewiele mi to mówiło (ot, kolejny ranking), dopóki nie weszliśmy do środka. Ogrom świątyni rzeczywiście robi wrażenie

Lichen 10

Niemały przecież ołtarz z daleka wydaje się w tym wnętrzu zupełnie nieduży. A już zupełnie mikroskopijnych rozmiarów wydaje się cudowny obraz Matki Boskiej Licheńskiej. Przyznam się, że to było dla mnie największe zaskoczenie. W ogóle bardzo niewiele wiedziałem o jego historii i chyba nigdy nie widziałem go na zdjęciu (albo nie zdawałem sobie sprawy, że to ten). Wydaje się bardzo skromny, jak skromny był jego rodowód – ot, kopia innego obrazu Matki Bożej z Rokitna Wielkopolskiego, namalowana w XVIII wieku na kawałku modrzewiowej deski przez nieznanego malarza. Początkowo zawieszony gdzieś w lesie nieopodal Grąblina stał się świadkiem (przyczyną?) objawień Najświętszej Panny oraz licznych uzdrowień.

Lichen 09

Lichen 08

Znów ten brak czasu… Znalazłem chwilę na krótką modlitwę. Nie była ani wyszukana, ani przygotowana rachunkiem sumienia czy szczególnymi postanowieniami, z jakimi powinno się pielgrzymować do miejsc świętych.  Mogłem mieć jedynie cichą nadzieję, że policzona zostanie mi kiedyś pomimo to, pomimo życia w biegu, pomimo chwytania go jak leci, bez odrobiny wytchnienia na zadumę…

Wyszliśmy, i już po paru minutach jechaliśmy w kierunku Kutna. Minęła dwudziesta druga, kiedy znaleźlismy nocleg w miejscowym hotelu „Rondo”. Nie dość, że załapaliśmy się jeszcze na dyżurny posiłek dla spóźnionych gości (zupa gulaszowa postawiła nas na nogi, bo nie jedliśmy nic od sniadania), to jeszcze potem miła obsługa odesłała nam pocztą kurierską telefon, który wraz z ładowarką pozostał w pokoju, o czym zorientowaliśmy się dopiero po powrocie do Gdańska. 

Szczecin, 15.05.2010; 22:50 LT

Komentarze