DARŁOWO

Właśnie wróciłem  do Gdyni. Nie wszystkie rzeczy, które planowałem, zdążyłem wrzucić do bloga podczas pobytu w Szczecinie. Przede wszystkim czekają fotki z samego Szczecina., ale zanim położę sie spać spróbuję przynajmniej wspomnieć o Darłowie.

Tyle razy pokonywałem trasę z Trójmiasta do Szczecina i zawsze jestem rozdarty między wyborem opcji mozliwie najkrótszego czasu przejazdu, a zwiedzaniem mijanych po drodze miejscowości. Żyjemy w XXI wieku, więc zapewne nikogo nie zdziwi, że w ogromnej większości przypadków czas bierze górę nad przyjemnościami.

Jednym z większych wyrzutów sumienia na tym polu było dla mnie Darłowo. Nigdy tam nie byłem, ciekawiło mnie to miasteczko, a jednak zawsze ignorowałem kuszące między Koszalinem i Sławnem drogowskazy.

W końcu jednak pora nadeszła. Jedenasty listopada był dniem, w którym aż tak bardzo się nie spieszyłem i zamiast w lewo na obwodnicę Sławna, skierowałem swoje auto w prawo, w kierunku Bałtyku.

Po około dwudziestu minutach zaparkowałem nieopodal mostu nad Wieprzą. Kilkadziesiąt metrów od niego miały swoja przystań tramwaje wodne.

Byłem pod wrażeniem inicjatywy mieszkańców tego miasta. Przypominam sobie spektakularny upadek białej floty w Szczecinie i argumenty, że utrzymanie statków jest zbyt drogie, że paliwo, że koszty eksploatacji, że bilety nie zwrócą nakładów… Kłóciło się to z tym, co widziałem na przykład w niemieckim Wismarze, gdzie zamiast dużych staków,  pasażerów (po kilkanaście osób) woziły malutkie jednostki i jakoś to wszystkim się opłaciło. Podobne stateczki stały w Darłowie. Ich wielkość w sam raz na Wieprzę, a eksploatacja z pewnością nie przynosi właścicielom strat.

Równiez niedaleko od mostu, ale w górę rzeki nad miastem wznosi się Zamek Książąt Pomorskich

Jego budowę rozpoczęto w drugiej połowie XIV wieku za czasu panowania księcia Bogusława V, lecz najbardziej znaną osobistością go zamieszkującą (i do dziś najwybitniejszą postacią Darłowa) , był Eryk Pomorski, w tym zamku urodzony, a w położonym niedaleko kościele mariackim pochowany. Eryk zasiadał przez kilkadziesiąt lat na tronie skandynawskim (unia Danii, Szwecji i Norwegii).

Niestety, bramy zamku w świąteczny dzień były zamknięte na głucho, o czym informowała wywieszona karteczka.

Kościół Mariacki to drugi najważniejszy zabytek po zamku. Wiekiem zbliżony do zamku.

Tego dnia wewnątrz trwała akurat rekonstrukcja ambony.

  

Poza kikoma pracownikami, kościół był zupełnie pusty. Mogłem więc spokojnie sfotografować balkon i organy oraz gotyckie sklepienia.

Na murze kościoła i przed nim w latach dziewięćdziesiątych urządzono lapidarium, czyli ustawiono to, co zachowało się z dawnych grobów niemieckich mieszkańców tego miasta. Niewiele. Bardzo niewiele.

  

Podobne wrażenie odniosłem swego czasu zapalając świeczkę w lapidarium urządzonym na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Skromny zbiór szczątków nagrobków w porównaniu z hałdami zapisanych gotykiem płyt, na których jako dziecko bawiłem się w Parku im. S. Żeromskiego.

Darłowo ma piękny deptak z zabytkowymi kamieniczkami po obu jego stronach. Warto byłoby jeszcze pokusić się o zmiany szyldów licznych sklepików okupujących partery tych domów.  Nowoczesne reklamy bowiem wyraźnie gryzą się z architekturą.

Na tymże deptaku natknąłem się na ciekawą tablicę upamietniającą pierwszy happening, zorganizowany przez grupę artystyczną Łódź Kaliska.

Potem wsiadłem do auta i pojechałem do pobliskiego Darłówka, bowiem dopiero ono leży bezpośrednio nad morzem. Tam wybrałem się na spacer po plaży. Zauważyłem też, że na Pomorzu systematycznie przybywa elektrowni wiatrowych. Powoli, powoli, wiatraki przestają być u nas czymś egzotycznym.

Rybacy w odróżnieniu od pracowników zamkowego muzeum nie świętowali. W położonym u ujścia Wieprzy porcie natknąłem się na wyładowujący swój połów kuter.

  

Jego część trafiła prosto do ustawionego na kei kiosku oferującego klientom świeże ryby.

  

Oprócz gotowych do wyruszenia na łowiska kutrów zauważyłem też i taki, który być może porzucony, zakończył swój żywot przy kei.

  

Zaopatrzony w wędzonego węgorza, którego zawiozłem tacie na świąteczną kolację, przeszedłem przez jeden z niewielu czynnych w Polsce otwieranych mostów, popatrzyłem na ujście rzeki i skrawek otwartego morza (ech ta nostalgia za oceanicznymi podróżami) po czym wsiadłem do samochdu i wziąłem kurs na Szczecin.

Gdynia, 16.11.2009; 01:00 LT

Komentarze