CZY TYLKO ZŁOTO JEST WAŻNE?

Znów łapię opóźnienie. Nie nadążam ostatnio z pisaniem.

Ciąg dalszy relacji z Wenecji czeka, ale w międzyczasie przytrafił się wypad do Międzyzdrojów. Chciałem też parę słów o tym, ale dzisiejszego wieczoru nie sposób napisać o biegach narciarskich. Eliminacje i ćwierćfinał wysłuchane w samochodzie podczas jazdy z Międzyzdrojów do Trójmiasta. Reszta już w telewizji, w domu, w Gdyni.

Biedna Justyna Kowalczyk. Wykreowana na multimistrzynię olimpijską, tak jakby medale przyznawano za samo miejsce w rankingach. Jeśli ktoś wykazywał pokorę dla jej rywalek to chyba tylko sama zawodniczka oraz jej sztab. Media już liczyły złote krążki.

– Proszę państwa! Dziś wielki wieczór polskiego sportu… – tak albo bardzo podobnie zaczynał swoją relację komentator TVP przed pierwszym występem biegaczki w Vancouver. Zimny prysznic w postaci piątego miejsca ostudził trochę kalkulacje, ale dziś powtórzyło się to samo.

– Justyna biegnie po złoto – informowano w radiowych wiadomościach.

Szczęśliwie nasza zawodniczka pobiegła wspaniale i zdobyła srebrny medal.

Majdic 03

Jakie byłyby komentarze gdyby znów była piąta?

Trzeba chylić czoła przed jej mistrzowskimi umiejętnościami. Przez większą część biegu finałowego prowadziła i tylko dlatego, że zbyt szeroko weszła w jeden z decydujących zakrętów, znakomicie dysponowana tego dnia Norweżka wyprzedziła ją i prowadzenia już nie oddała.

Co powiedziała po biegu wicemistrzyni olimpijska? Przyznała, że złoty medal przegrała na owym zakręcie ponieważ nie umie jeszcze jeździć technicznie tak dobrze jak jej rywalka. Nie narzekała na tor, na pogodę, sędziów i czort wie co jeszcze. Po prostu stwierdziła, że musi jeszcze nauczyć się lepiej jeździć. Myślę, że po takich wypowiedziach poznaje się wielkich sportowców. Kiedy przeprowadzający wywiad dziennikarz zapytał, czy warto było przez cztery lata harować przez trzysta dni w roku dla tego krążka, odpowiedziała, że nie tylko dlatego. Dla każdego zwycięstwa warto było. To jest właśnie prawdziwie sportowy duch.

Wyjątkowy hart ducha objawił się jednak tego dnia u kogo innego. Osobą, którą prawdopodobnie szczególnie zapamiętają kibice nie bedzie ani mistrzyni olimpijska Marit Bjoergen, ani srebrna medalistka Justyna Kowalczyk, lecz Petra Majdic, która dobiegła na metę na trzecim miejscu.

Majdic 02

Slowenka podczas porannego treningu wypadła na zakręcie z trasy. Łuk nie był zabezpieczony przez organizatorów, więc zawodniczka po prostu poleciała w dół ze skarpy i dotkliwie się potłukła. Zachodziło podejrzenie złamania żebra.

Ów przypadek to kolejny przykład niefrasobliwości organizatorów, którym wpadki przytrafiają się niemalże każdego dnia.

Majdic nie była w stanie wystartować zgodnie z programem jako trzecia w eliminacjach. Organizatorzy zgodzili się przesunąć ją na ostatnie miejsce na liście startowej, by dać czas na dojście do siebie. Do końca jednak nie było wiadomo czy Słowenka wystartuje.

Pobiegła. Ta jedna z kandydatek do złotego medalu zajęła w eliminacjach dziewiętnaste miejsce. Ale zakwalifikowała się do finałowej trzydziestki i to już w zaistniałych warunkach był sukces.

Ćwierćfinał wygrała. Widać jednak na mecie jak wiele kosztowało ją to sił. Półfinał  zaczyna mocno, ale potem z każdym metrem słabnie. Widać, że nie ma szans na awans do finału, do którego kwalifikują się po dwie najlepsze zawodniczki z każdego z półfinałowych biegów. W końcówce mocno przyspiesza ponieważ może jeszcze liczyć na załąpanie się na dwa miejsca zarezerowane dla zawodniczek , które zajęły miejsca trzecie i dalsze, lecz miały w tej grupie najlepsze czasy. Słowenka dobiega do mety dopiero jako czwarta, lecz czas ma lepszy niż trzecia zawodniczka pierwszego półfinału i to ona zdobywa ostatnie wolne miejsce w biegu finałowym.

W finale podobnie. Mocny start, potem słabnięcie i zryw w końcówce. Zryw, który dał jej trzecie miejsce i brązowy medla olimpijski. Na mecie wydawało się, że traci przytomność. Na noszach zniesiono ją z toru. Na ceremonię dekoracji (t.zw. flower ceremony) szła powoli podtrzymywana przez  kogoś z service teamu. Przy jego pomocy weszła tez na podium i tak tez opuściła miejsce ceremonii.

Majdic 01

Majdic 04

Trzeba mieć niezwykłą wolę walki i ogromny hart ducha by zdobyć olimpijski medal w takich okolicznościach. To jest dopiero wielkość zasługująca na ogromny szacunek.

Słyszałem, że podczas jednego z turniejowych meczów (nie wiem czy nie na olimpiadzie) polski szczypiornista grał ze złamaną ręką. Nie jestem zwolennikiem sportów ekstremalnych i życzę by każdy z zawodników mógł rywalizować w normalnych warunkach, ale musze przyznać, że tego typu przypadki robią na mnie ogromne wrażenie i budzą wielki szacunek, dla tych którzy w imię sportowej rywalizacji potrafili pokonać swój ból.

Ktoś kiedyś powiedział mi, że podczas rozmaitych wyzwań o powodzeniu decyduje przede wszystkim psychika. Organizm ponoć może znieść bardzo wiele pod warunkiem, że ma się psychiczną siłę i wiarę, że może się udać. Gdy traci się wiarę w dobry wynik i słabnie wola walki, porażka jest niemal gwarantowana. Takiej prawidłowości doświadczyło zapewne wielu z nas, zwykłych zjadaczy chleba, bowiem dotyczą nie tylko olimpiad i nie tylko sportu w ogóle.

Gdynia, 18.02.2010; 01:05 LT

P.S.

Dziś przed południem portal "Gazeta" poinformował o wycofaniu się Petry Majdic z igrzysk. Cztery złamane żebra i uszkodzenie opłucnej. W takim stanie zdobywała brązowy medal!


Sopot, 19.02.2010; 12:20 LT

Komentarze