Wieczorem drugiego kwietnia jak zazwyczaj poszedłem pod pomnik.
O 21:37 zaczęły bić dzwony w kościele i rozpoczęła się modlitwa. Przez dwa ostatnie lata o tej porze byłem w Chinach, więc moim punktem odniesienia był rok 2008. I co uderzyło mnie najbardziej to niewielka ilość ludzi w tym miejscu. Mógłbym napisać, że na Świętojańskiej w Gdyni zebrało się około dwustu osób, ale to by chyba był przeszacowany wynik.
Myślę, że tak jak czas leczy rany po utracie najbliższych, tak niestety pomimo wciąż ogromnego szacunku w społeczeństwie dla Jana Pawła II, odchodzi w przeszłość okres, kiedy cały naród opłakiwał Jego odejście, a potem tłumy kazdego roku przychodziły czuwać w godzinę jego śmierci. Nawet w kinie na filmie „Jan Paweł II – szukałem was” wiele miejsc świeciło pustkami. Chociaż po zakończeniu seansu tradycyjnie zaległa głęboka cisza i przez chwilę nikt nie wstawał z miejsc.
A może się mylę? Może nie wszędzie? Ponoć w Krakowie na Franciszkańską wciąż przychodzą tłumy. W Gdyni policyjny radiowóz, który zaparkowany nieopodal miał zapewne czuwać nad bezpieczeństwem i ruchu samochodwoego jak i samych zgromadzonych, odjechał już po kilku minutach, bo nie było czego ochraniać.
Nie niewielka ilość ludzi jednak zabolała mnie najbardziej, lecz „dowcipne” komentarze niektórych przechodniów. Okrzyki w stylu „tu jest Polska” nawiązywały oczywiście do pamiętnych „bitw o krzyż” na Krakowskim Przedmieściu. Smutne, że te żenujace przepychanki pod Pałacem Prezydenckim z czasem stały się dla wielu synonimem wszelkich zgromadzeń o charakterze religijnym, szargając przy okazji pamięć Tego, który przez całe życie uczył nas szacunku dla drugiego człowieka bez wzgledu na jego przekonania. To jest jeszcze jedna, niewymierna cena jaką płacimy za spory wokół Smoleńska.
O 22:00 poszedłem do domu. Pod pomnikiem zostało wtedy już tylko siedem osób.
Gdynia, 03.04.2011; 10:35 LT