Z Troodos probowaliśmy przedostać się najkrótszą drogą do doliny Marathasa, aby obejrzeć trzy z dziesięciu górskich kościołów wpisanych na listę światowego dziedzictwa Unesco. Niestety utknęlismy zaraz pod szczytem góry Olimpos, którą należało najpierw okrążyć. Wrócilismy więc na dół tą samą drogą co dzień wcześniej i wjechaliśmy do tej doliny od strony morza.
Wydawało się, że to już koniec gór, ale srodze się myliliśmy. Czekała nas jeszcze długa wspinaczka i ponowna jazda po oblodzonych drogach wykutych w skałach najwyższych partii głównego masywu Troodos. Od klasztoru Kykkos aż do Asorogii, prez kilkadziesiąt kilometrów serpentyn wiodących przez pustkowia nie spotkaliśmy ani jednego samochodu.
Detale już tradycyjnie zapowiadam w oddzielnych notkach, a teraz z kronikarskiego obowiązku kilka zdjęć na bieżąco. W pośpiechu, bo opuszczamy hotel nad samym brzegiem morza (fale nieomal obmywają taras naszego pokoju) i jedziemy do Łaźni Afrodyty, a potem do Pafos.
1. Widok z okna naszego pokoju w Troodos o poranku.
2. Niżej droga była już całkowicie odśniezona
3. Droga do klasztoru Agios Ioannis Lampadistis była karkołomna. Przeraźliwie wąska, wiodąca serpentynami nad przepaściami.
4. Mozaiki w klasztorze w Kykkos
5. Dalsza jazda o zmierzchu oblodzonymi serpentynami Troodos w kierunku Doliny Cedrów.
Lakki, 19.02.2012; 11:30 LT