COŚ NOWEGO

Zakończyłem pobyt na Trynidadzie. Dyrekcja wzywa mnie na przyszły wtorek do Sopotu, a ja nie zdążyłbym dopłynąc do USA i wrócić na czas do Polski. Trzeba było więc zakończyć wizytę.

Żeby jednak nie zmarnować tak pieknie przed dwoam tygodniami zaplanowanej podróży, dyrekcja znalazła mi zajęcie zastępcze. Zwizytuję dwa statki, które co prawda do „mojej stajni” nie należą, ale przynajmniej wyręczę kolegów, którzy też na nadmiar wolnego czasu nie narzekają.

Wsiadłem więc do samolotu, który z Port of Spain wiezie mnie teraz do Miami. Tam szybka przesiadka do Nrofolku i koło północy powinienem byc na miejscu. A od rana kolejne zajęcia. I jak się uda to może zdążę na weekend do kraju.

Szkoda, ze nie jest to samolot Carabbean Airlines jakim leciałem w tę stronę. Na pokładzie American Airlines nie jest juz tak przyjaźnie.

Niewiele zobaczyłem na Trynidadzie poza przemysłowym krajobrazem portu. Niewiele interesujących przeżyć zaliczyłem jeżeli nie liczyć uporczywej walki z wydzielającym się z ładunku wodorem, którego rosnące stężenie spędzało nam sen z oczu. Moge jednak powiedzieć, że to kraj zamieszkiwany przez bardzo miłych i uprzejmych ludzi. Wzajemna serdeczność, pomoc, uśmiech tak bardzo dominują, że zastanawiałem się czy nie jest przypadkiem uwarunkowana genetycznie. A jesli do tego doda się odrobinę karaibskiej beztroski, życie pomimo wielu problemów zaczyna płynąc w rytmie reggae.

Myślę, że napis na proporcu wiszącym w hallu lotniska nie odbiega od rzeczywistości. To chyba rzeczywiście jest kraj, gdzie każdy, niezależnie od wyznania i koloru skóry, znajdzie miejsce dla siebie.

Dlatego cgociaż zobaczyłem niewiele, to z odrobiną żalu stąd wyjeżdżam. Może kiedys tu wrócę i znajdę trochę czasu by wychylić nos poza portowe nabrzeża?

Odrobinę czasu jednak znalazłem, by rozpocząć realizację planów związanych z nowym blogiem. Chciałbym w nim ocalic od zapomnienia skrawki opowieści z życia moich rodziców, dziadków, może i innych osób, z ktorymi się zetknąłem, pomieszane ze wspomnieniami swoich lat dziecinnych. Nie wiem czy nie jest to kolejny słomiany zapał, lecz dopóki nie spróbuję, nigdy się nie dowiem. A czasu mam niewiele. Mama już niczego więcej nie opowie. Jeszcze jest szansa popytać tatę i ciocie zanim wszystko zginie na zawsze w otchłani niepamięci. To przecież część mojej własnej historii. Dlatego dołączę do niej i swoje dziecięce wspomnienia, o które z wiekiem coraz trudniej. Nie będzie to nic wielkiego – zwykłe zdarzenia, które lepsze są od innych tylko dlatego, że nie zostały jeszcze zapomniane. Mozaika faktów, albo lepiej: okruchy z bogato zastawionego stołu życia. Stąd www.okruchy.blox.pl

P.S.

W trakcie pisania poniższej daty dotarło do mnie, że to juz jesień. Ależ żal! Znów wieczory bedą zaczynac się zaraz po obiedzie, deszcz przeganiac będzie ze spacerów, na butach wszechobecne błoto… Trzeba jakoś przetrzymać nadchodzące pół roku. Aby do marca.

Nad Karaibami, 23.09.2007; 16:25 LT

Komentarze