COŚ MINĘŁO, COŚ NADCHODZI…

Koniec roku to zawsze okres podsumowań, rozliczeń, i.t.p. Lubiłem dokonywać takich zestawień również i w swoim życiu. Usiąść na chwilę i pomyśleć co się udało, a co nie. Co odeszło na zawsze w przeszłość, a co rodzi obietnicę nowego? Ostatnio brak mi czasu także i na to. Zmęczenie, stress, ciągłe spoglądanie w kalendarz i na zegarek…

Myślę, że prawdziwy urlop jakiego mi trzeba, to po prostu kilka dni na jkimś odludziu, bez układania planu dnia, bez dzwonienia dokądkolwiek, bez myślenia o tym co trzeba jeszcze załatwić…

Wypad doTromsø (szczegóły w następnych wpisach) był spełnieniem kolejnych podróżniczych marzeń, lecz pozwolił jedynie odetchnąć trochę (bo przecież nie całkowicie) od spraw służbowych. Zobaczyłem wiele nowych rzeczy, ale czy odpocząłem? Czy w ogóle da się odpocząć mając plan na każdy dzień wycieczki? Najbardziej deficytowy jest sen, a właśnie spać szkoda gdy muzea zamykają wcześnie a samoloty też nie czekają…

Jaki był więc ten rok, który minął?

Przede wszystkim krótki. To oczywiście subiektywne wrażenie, ale latem nie mogłem się nadziwić, że ledwie skończył się karnawał, a tu już wakacje…. Tymczasem ani zdążyłem się obejrzeć, a upały przeszły w przymrozki i wkrótce w sklepach pojawiły się znów świąteczne dekoracje… Dwanaście miesięcy przeleciało nie wiadomo kiedy. Po intensywnych służbowych wyjazdach na samym początku roku przyszła pora na celebrowanie osiemnastych urodzin mojej córki, prosto z których wyruszyłem w kolejną podróż. Ledwie wróciłem, a już planowane były kolejne.

Pół żartem pół serio mówiliśmy z Aniołem, że brak nam czasu by zalegalizować nasz związek. Na szczęście obydwoje bardziej docenialiśmy siłę uczuć niż stosownego certyfikatu, więc nie stanowił on pilnej potrzeby. Chociaż musze przyznać, że jakoś nieswojo się czułem gdy kolejne pary składały wizyty w USC, a my wciąż nie. Obyśmy tylko nie przedobrzyli…

Wiosna przyniosła wyjazd do Chin, który przeciągnął się aż do połowy lata. Trzy i pół miesiąca upłynęło na codziennym zmaganiu się ze stoczniowymi problemami. Wyjechałem jeszcze przed Wielkanocą, a wróciłem w połowie wakacji. Nawet do głowy mi początkowo nie przyszło, ze nie zdążę powitać syna wracającego po zakończonym roku szkolnym w USA. Zamieszkał potem ze mną w Gdyni, bo tu kontynuuje naukę. To było niewątpliwie jedno z najważniejszych wydarzeń ostatnich miesięcy. Znów razem, po kilku latach od rozwodu z Eks, po którym cała trójka wyjechała na południe Polski.

Wcześniej jednak był jeszcze promocyjny, tygodniowy wypad do Argentyny, który okazał się bardzo fajnym zakończeniem wakacji.

Jesień okazała się burzliwa gdy Eks zapragnęła odwiedzić syna w jego domu, a Anioł uznał takie wizyty za zbyt naruszające naszą prywatność. Eks dopięła swego gdy poleciałem na kolejny statek i zrobiła to na dodatek w stylu dalekim od jakiejkolwiek klasy. Myślę, że w ten sposób więcej jej wizytya przyniosła złego niż dobrego, ale tak to już jest, że kto sieje wiatr tez zbiera burzę…

Święta udało się raz jeszcze spędzić w Szczecinie. Podobnie jak rok wcześniej, wigilijne popołudnie spędziliśmy w samochodzie, w drodze na wieczerzę…

Jaki będzie ten przyszły rok? W lutym tato skończy osiemdziesiąt lat. Oby dobry Bóg dał mu jeszcze długie lata w zdrowiu, ale jest to wiek, w którym nie robi się już wielkich planów na przyszłość.Cieszy mnie jednak optymizm i wola życia mojego rodzica – sprawia wrażenie jakby zupełnie nie przejmował się upływającym czasem. Wcześniej osiemnaście lat skończy mój syn i w ten sposób obywdwoje z moich dzieci staną się, przynajmniej w świetle prawa dorosłymi.

Osiemnaście i osiemdziesiąt – dwie nieodległe w kalendarzu daty, a tak ogromnie różne jubileusze…

W maju będę przeżywać maturę mojej córki

A co z moją pracą? Czy starczy mi sił i ochoty by szarpać się z kolejnymi wyzwaniami, czy raczej wrócę na morze jako kapitan, do tego co potrafię robić najlepiej?

I czy wreszcie znajdziemy czas z Aniołem by wybrac się do USC?

Życie potoczy się swoim nurtem. Tyle rozmaitych wątków splecie się ze sobą. Mozaikę jakich uczuć stworzą? Czy za rok będę pisać zadowolony ze spełnionych marzeń, czy może w rozgoryczeniu, że nie wszystko poszło dobrze? Czy w ogóle będę pisać za rok? To przecież tyle czasu. Jedynie w podsumowaniach wydaje się, że przeleciało błyskawicznie….

Początek stycznia. Otwiera się księga A.D. 2010.

Gdynia, 04.01.2010; 00:55 LT

Komentarze