Kurczę, kiedy ja wreszcie będę mógł usiąść sobie spokojnie i pisać bloga ile tylko zechcę, popijać kawę, przeglądać prasę… Wszystko przez te pourlopowe zaległości.
W hotelu w Rio mimo, że jest internet, wszystko robie na tempo, a końca nie widać. Sprawy do załatwienia są jak hydra. Jeden łeb obcinasz, a tu dwa nowe wyrastają.
Ale na Copacabanę poszedłem. Nie mógłbym nie 🙂
Teraz zaś już spakowany, po sniadaniu gonię na statek. Przypłynęli dzisiaj w nocy. Szkoda, ze na burcie nie ma internetu.
Rio de Janeiro, 02.09.2005