CHWILA ZWĄTPIENIA

           

Chyba będę musiał zmienić godziny zasiadania nad blogiem. Większość ostatnich notek kończyłem z wielkim trudem, zasypiając raz za razem nad klawiaturą. Nie dość, że pisanie trwa wtedy dużo dłużej niż zwykle, to jeszcze na dodatek jest męczące. Najgorsze jednak, że końcowe wątki z konieczności skrócone są i spłycone do maksimum.

Chyba jestem przemęczony. Fizycznie i psychicznie. Fizycznie pracą od rana do wieczora, a psychicznie tym, że moje wysiłki nie przedkładają się na efekty. Ciągle jestem o kilka kroków z tyłu za harmonogramem.

Cichy wieczór. Puściłem sobie łagodne piosenki Ałły Pugaczowej. To pamiątkowa płyta z pobytu w Domu Marynarza w Wanino, na dalekim wschodzie Rosji. Przypomniały mi się tamte rejsy sprzed sześciu lat. Kawior z czarnym chlebem zajadany trzy razy dziennie, przygody w Nachodce, jazda w lodach w okolicach Władywostoku, zimowy monsun u wybrzeży Korei. Coraz bardziej tęsknię za tym wszystkim, za spokojem na środku oceanu. Z każdym dniem powszednim, a jeszcze bardziej z każdym weekendem wypełnionym myslą o nadrabianiu zaległośći narasta we mnie chęć do powrotu na morze. Z każdego roku połowa byłaby spędzana daleko od kraju, od kina, od internetu, ale za to tę drugą połówkę miałbym tylko dla siebie. Na długie spanie, na górskie wycieczki, kajakowe spływy, czytanie książek, a przede wszystkim bez wiecznego myślenia o zaległych obowiązkach. Tylko po co mi wobec tego mieszkanie w Gdyni, które jest już całkiem blisko? Jak wytłumaczyć sobie i innym krok wstecz w słuzbowej hierarchii?

Może to tylko dołek w biorytmach spotęgowany nawałem obowiązków? Nie chce mi się sprawdzać. Trochę za późno by wycofywać się z mieszkania w Gdyni. I mistrzostw świata w piłce nożnej szkoda, i wakacji. Dam chyba sobie czas do Sylwestra. Jeśli ucieknę na morze, to po Nowym Roku. Może wezmę bezpłatny urlop na listopad i grudzień, żeby wyprostować wszystkie prywatne zaległości? A może wróci mi do tego czasu dawny entuzjazm i sprawa stanie się nieaktualna?

Na razie mimo wszystko smakuję weekend. Noc krótsza, ale rano odbiorę rentę za swoje lenistwo. Nie będę musiał przestawiać wskazówek ściennego zegara, ponieważ nie uczyniłem tego jesienią. Niby drobiazg, a cieszy J Cieszy poza tym zdecydowanie dłuższy dzień od jutra. Bardzo nie lubię gdy popołudnia pogrążone są w ciemnościach. Jeszcze chwila i będzie można w samej marynarce pójść na wieczorny spacer, napić się piwa w ogródku. Tylko jak się ma do tego śnieg, który od dwóch godzin znów pada i zdążł pokryć białą kołderką całą okolicę? Rok temu o tej porze była Wielkanoc. Wielkanoc ze śniegiem – to byłaby sceneria!

W tak cichych i pieknych okolicznościach przyrody nie pozostaje mi nic innego jak też przykryć się kołderką i ulecieć w krainę Morfeusza. Dobranoc.

Szczecin, 25.03.2006; 22:55 LT

Komentarze