CHŁÓD I WIATR

  

Ależ się jesień zrobiła. A jeszcze tak niedawno…

W piątek w ramach przerwy na lunch poszliśmy z Aniołem na plażę. Wiało niemiłosiernie. Ale ja lubię taką pełną niepokoju pogodę. Uwielbiam patrzeć na spienione morze, zwłaszcza jak nie muszę w tym czasie zmagać się ze sztormem gdzieś na oceanie. I jeszcze do tego naburmuszone chmury nie wróżące niczego dobrego.

Anioł natychmiast rozpoczął pląsy na plaży. Uwielbiam przyglądac się jak biega, po chwili odwraca twarz w moją stronę, smieje się, a ja próbuję uchwycic to wszystko aparatem telefonu komórkowego.

Plaża była niemal pusta bo wszyscy pochowali się, a niektórzy pewnie popijali w zacisznych knajpkach grzańca zamiast tropikalnych drinków.

Przytuliliśmy się, ale nie na długo, bo obowiązki wzywały za biurka. Zresztą na dłużej bez solidnehj dawki aspiryny wiatr i tak pewnie by nam nie pozwolił.

Późnym popołudniem wyjeżdżałem do Szczecina. Kiedy dojeżdżałem na miejsce, nie wiał już, zle było przeraźliwie zimno. Bezchmurne niebo i napływające arktyczne powietrze zamieniły letnią jeszcze przecież noc w namiastkę grudnia. Za to kiedy wzeszło słońce, można było cieszyc się przepięknym porankiem. Niezbyt długo jednak, bo po południu znów pojawiły się chmury i znów zaczęło wiać. Pewnie dlatego tak niewiele osób przyszło na Wały Chrobrego na festyn zorganizowany przez Marynarkę Wojenną.

Z tej okazji odwiedził Szczecin nawet „Dar Młodzieży”.

Pokazy morskiego ceremoniału, filmy i zdjęcia ukazujące historię morksiego oręża przedstawiane na tle ORP „Kraków”ogladali tylko najwytrwalsi.

Nieco dalej na jednym z okrętów rakietowych mogłem zobaczyć bojową flagę tej formacji. Nie przypuszczałem, ze oprócz biało-czerwonej z orłem ich symbolem jest też… pająk.

No bo to pająk chyba?

To juz ja wolę logo Szczecina namalowane m.in. na rufie wodolotu „Bosman Express”. Mówi ono, że w 2050 roku to miasto ma być pływającym ogrodem. Krótko mówiąc, Szczecin stawia na zieleń i wodę.

Byłby to powrót do korzeni, bo z zieleni gród Gryfa słynął od dawna, a jak wykorzystywano otaczające akweny widać chociażby na starych fotografiach, gdzie oprócz nabrzezy czysto przeładunkowych istniało wiele nabrzeży pasażerskich, wokół których skupiały sie restauracje, kawiarnie i mnóstwo rozmaitych atrakcji w sam raz na niedzielne popołudnie. Chciałbym móc kiedys zobaczyć taki Szczecin, pełen stateczków białej floty, jachtów, parków, nowoczesnej architektury na zaniedbanych dziś wyspach Śródodrza. Jednak nawet jesli dobry Bóg pozwoliłby mi zostać na Ziemi do tego czasu, potrzebna jest jeszcze wola działania i wizjonerstwo władz miasta na miarę co najmniej Hermana Hakena, który zrealizował projekt Wałów Chrobrego, czy Johannesa Quistorpa, tego od Parku Kasprowicza i Jasnych Błoni. Rozsądek mówi co innego, lecz my Polacy mamy dusze romantyków, więc nie wierzę, że się nie uda.

Tymczasem nie udał się koncert Andrzeja i Mai Sikorowskich. To znaczy pod względem artystycznym udał się (przynajmniej do momentu, do którego go słuchałem), ale logistycznie był to niewypał.

Koncert zorganizowany był z okazji Dni Greckich. Żona Andrzeja Sikorowskiego jest Greczynką stąd w repertuarze jej męża i córki znajdują się utwory nawiazujące do tamtego kraju na południu. Mnie urzekł kilka miesiecy temu słuchany w Teatrze Muzycznym w Gdyni „Głos z oddali” będący wspaniałym popisem wokalnym córki Pana Andrzeja. Wystarczyło przymknąc powieki a Grecja znajdowała sie w zasięgu ręki.

Impreza miała odbyc się na zamkowym dziedzińcu lecz jeszcze raz człowiek przegrał z przyrodą. Pogoda przepędziła wszystkich do Sali Bogusława.

Kiedy tam dotarłem, wewnątrz było juz mnóstwo ludzi.Wciąż napływali nowi, którzy juz jednak nie mieścili się i zmuszeni zostali pozostac za drzwiami. Ja też słuchałem pierwszych piosenek własnie przez drzwi, ale bardziej było to domyślanie się o czym wokalista śpiewa i bazowanie na własnej pamięci tekstów „Pod Budą”. Uznałem, ze dalsze katowanie się nie ma sensu i w tej sytuacji lepiej po prostu posłuchać nagrań w zaciszu domowym.

Żałuję tylko, że nie doczekałem na „Głos z oddali” bo tego akurat w swojej kolekcji nie posiadam. Słuchanie jednak tej pięknej piosenki w podłych warunkach byłoby bardziej jej profanacja niż ucztą dla ucha. Może innym razem.

Skończył się już wtorek, a chłód nie ustępuje. Zdążyłem wrócić do Trójmiasta, a wiatr wieje nadal. W biurze grzeją kaloryfery, a w mieszkaniu zimno jak w psiarni. Rozumiem, że zbliza się koniec lata, ale żeby brac to aż tak dosłownie?

 

Gdynia, 17.09.2008, 01:30 LT

 

Komentarze