CHINY (4) – ZAKAZANE MIASTO

Opowieść nie będzie chronologiczna, bowiem do Zakazanego Miasta dotarliśmy dopiero następnego dnia po wycieczce na Chiński Mur, ale jeżeli w poprzednim odcinku pisałem o Placu Tiananmen, to naturalnie powinno się przejść do położonej po sąsiedzku cesarskiej rezydencji. Tak zresztą miała oryginalnie przebiegać trasa naszej wycieczki, gdyby nie to, że akurat w poniedziałek, gdy przyszliśmy tam po raz pierwszy, kompleks był nieczynny.

Tym razem przeszkód miało nie być, ale ilość chętnych do pójścia w nasze ślady trochę nas przeraziła. Już przy bramkach bezpieczeństwa prowadzących w rejon Bramy Niebiańskiego Spokoju (tej od portretu Mao) musieliśmy pokornie ustawić się w jednej z ogromnych kolejek.

PEK 220

Znów musieliśmy uzgodnić plan awaryjny na wypadek, gdybyśmy nie zdołali odnaleźć się w tym tłumie. Taka ciżba nie jest chyba niczym niezwykłym w tym miejscu, skoro jakiś czas temu wprowadzono tu… ruch jednokierunkowy. Wejście do Zakazanego Miasta możliwe jest tylko od strony południowej, od Bramy Niebiańskiego Spokoju właśnie. Wyjście ulokowano na północnym krańcu, poprzez Bramę Boskiej Mocy. Uwielbiam ten chińskie nazwy. Tyle w nich poezji. Jednokierunkowe zwiedzanie jest w pewnym sensie naturalne, bowiem cały ten kompleks pałaców ulokowano na osi północ południe, biegnącej z daleka od Świątyni Nieba, przez Plac Tiananmen aź do Parku Jingshan. Spacer po linii prostej jest więc wymuszony. Wszystkie najważniejsze obiekty umieszczone są właśnie na tej osi. Po nadalej na południe wysuniętej Bramie Niebiańskiego Spokoju, kolejną jest Brama Południkowa. Przed nią znajdują się okienka kasowe. Było ich tyle, że pomimo tłumu bilety kupiliśmy dość szybko (60 yuanów, czyli około 35 złotych na osobę).

PEK 221

Nieco dłużej czekaliśmy do okienka, w którym wypożyczano audio-przewodniki (40 yuanów od osoby). Mieliśmy jednak ten luksus, że na drugim końcu świata oferowano nam komentarz w języku… polskim.

PEK 207

Poza tym urządzenie to wykorzystywało system GPS. Koniec z przełączaniem na poszczególne numerki, by wysłuchać odpowiedniego fragmentu. W słuchawkach automatycznie pojawiał się właściwy komentarz w zależności od aktualnego położenia zwiedzającego.

Najpierw sprawdziliśmy go, przechodząc przez Bramę Najwyższej Harmonii, a potem przed nami pojawił się pałac o tej samej nazwie.  

PEK 208

Stanowi on centrum Zakazanego Miasta. W tym największym drewnianym pałacu w Chinach cesarz bywał tylko podczas największych uroczystości. Oczywiście wszyscy zwiedzający musieli zobaczyć właśnie to. Ukoronowanie dzieła architektów dynastii Ming, którzy w XV wieku stworzyli Zakazane Miasto. Tłum gęstniał w miarę zbliżania do pałacu.

PEK 201

Do wnętrza nie można było wejść. Można natomiast było spojrzeć na cesarski tron poprzez otwarte drzwi. Ba, spojrzeć! Jak to zrobić, kiedy każdy chce to zrobić, każdy chce zrobić zdjęcie, a drzwi przecież nie są z gumy.

PEK 210

Nawet znalezienie się przed drzwiami widoków nie gwarantowało.

PEK 222

Zastanawiam się, czy rzeczywiście z każdego miejsca powinno się mieć zdjęcie. Przecież trzy czwarte tych fotek będzie nic nie warte, a poza tym najprawdopodobniej zostanie zapomniana już po kilku dniach. Ot, owczy pęd, któremu ulegliśmy i my. I właśnie przed tymi drzwiami, popychani przez tłum straciliśmy się z oczu. Już mi się wydawało, że bez realizacji planu awaryjnego się nie obędzie, kiedy zobaczyłem Anioła kilka metrów dalej. Teraz tylko nie stracić kontaktu wzrokowego po raz kolejny, Uff udało się. Fotografia tronu też z grubsza się udała.

PEK 211

Żółty i czerwony to w chinach szczęśliwe kolory. Stąd taka ich ilość. W architekturze były zarezerwowane tylko dla pałaców cesarskich, Dlatego Zakazane Miasto tonie w żółciach i czerwieniach. Oczywiście o ile uda się odsiać wielokolorowe ubrania turystycznej stonki.

PEK 205

Przy odrobinie szczęścia można jednak znaleźć gdzieś z boku mniej zatłoczone miejsce. Przez chwilę kontemplować widoki w absolutnej ciszy.

PEK 214

Za Pałacem Najwyższej Harmonii znajduje się Pałac Środkowej Harmonii, w którym cesarz przygotowywał się do wystąpień, a jeszcze dalej Pałac Zachowania Harmonii, gdzie odbywały się cesarskie audiencje oraz rozmaite egzaminy. We wszystkich tych pałacach najważniejszym, centralnym punktem był oczywiście tron. Znów dominują żółte i czerwone barwy.

PEK 212

PEK 213

To wszystko, mimo iż wewnątrz okalających kompleks murów, stanowiło tak zwane zewnętrzne miasto. Głębiej, nieco na północ od centrum, kolejne mury odgradzały miasto wewnętrzne, będące prywatną siedzibą cesarza. Miała tam wstęp tylko cesarska rodzina oraz eunuchowie. Do środka prowadziła Brama Niebiańskiej Czystości.

PEK 204

Biegnie przez nią, wyróżniająca się jaśniejszym kolorem marmurowych płyt t.zw. Droga Cesarska.  Wolno było po niej stąpać tylko cesarzowi. W mieście wewnętrznym następuje jakby powtórka z widzianych wcześniej trzech pałaców miasta zewnętrznego. Te w mieście wewnętrznym są jednak mniejsze. Pierwszym jest Pałac Niebiańskiej Czystości, gdzie mieszkał cesarz. Zaraz za nim Pałac Jedności z salą tronową cesarzowej, a na końcu Pałac Ziemskiego Spokoju, gdzie między innymi para cesarska spędzała noc poślubną. Dalej znajduje się Ogród Cesarski, a w nim rozsiane pośród drzew liczne mniejsze pałace.

Stare cyprysy z czasów dynastii Ming oglądaliśmy już wcześniej w pobliżu Świątyni Cesarskich Przodków. Tutaj rosły także, a szczególnym zainteresowaniem, zwłaszcza zakochanych par cieszyły się dwa splątane drzewa.

PEK 215

Na mniejszych pałacach łatwiej dostrzec niezwykłe detale.

PEK 217

PEK 218

Do nielicznych obiektów można było wejść.

PEK 206

Jeden z pałaców służył cesarzowi do wyboru konkubin. Prezentowano tam kilkunastoletnie dziewczęta, które miały szansę dołączyć do haremu. Sama instytucja haremu wydaje się nieco wypaczona w porównaniu do znanej nam monogamicznej formy małżeństwa. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w ówczesnych Chinach małżeństwo poligamiczne było czymś pospolitym. W monogamii żyli jedynie biedacy. Bardziej zamożni mieli po kilka żon, a ta liczba rosła wraz z posiadanym majątkiem i mogła sięgać nawet liczby kilkudziesięciu. Istniała jednak akceptowana przez kobiety hierarchia. Pierwsza żona, najczęściej wyswatana przez rodziców obojga małżonków, bywała najczęściej poznana dopiero podczas ślubnej ceremonii, po której dochodziło do fizycznej konsumpcji związku. Później mężczyzna w zależności od posiadanego majątku mógł posiąść kolejne żony, wybrane już samodzielnie. Pierwsza pozostawała jednak najważniejszą, co wszystkie panie akceptowały. Nie były zresztą zazdrosne o męża w sferze seksualnej. Do dobrego tonu należało, by nowa nałożnica nie wylądowała w łóżku męża już pierwszej nocy po przybyciu do domu. Najczęściej upływało kilka dni wspólnego pobytu, a ta pierwsza miłosna noc odbywała się w obecności najważniejszej żony. Nałożnice, czyli konkubiny miały nieco niższy status niż żony, ale stawały się żonami w przypadku zajścia w ciążę. I znów nie było (a przynajmniej oficjalnie nie było) seksualnej rywalizacji między kobietami. Zazdrość mogła wzbudzić jedynie pozycja społeczna kochanek męża. Tak długo jak była ona niższa, niż społeczny status żony, skandalu nie było.

Jeżeli takimi prawami rządziło się w Chinach małżeństwo, nie może dziwić fakt posiadania haremu przez cesarza. Przecież jako władca imperium musiał posiadać najwięcej kobiet.  Wśród nich najwyżej w hierarchii stały cztery żony, posiadające odpowiednie przydomki: cnotliwa, czysta, szlachetna oraz przezacna. Spośród nich cesarz wybierał najważniejszą, która otrzymywała tytuł cesarzowej. Niżej od żon stały konkubiny pierwszej rangi (było ich dziewięć), potem drugiej rangi, trzeciej, czwartej, i tak dalej.

Słuchałem opowieści o konkubinach, a w międzyczasie oglądałem kolejne detale pałaców. Od misternej konstrukcji okiennic po przecudnie kolorowe belki dachów.

PEK 203

PEK 216

Sklepienia pomieszczeń także zadziwiały mnogością ozdobnych detali wpisanych w skomplikowaną strukturę nośną.

PEK 209

Zbliżaliśmy się do północnej ściany muru okalającego Zakazane Miasto. Tu kończył się ogród, a po wyjściu przez Bramę Boskiej Mocy znaleźliśmy się ponownie w wielkomiejskim zgiełku stolicy.

PEK 219

Nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego autobusu, więc do Placu Tiananmen pojechaliśmy tuk-tukiem, ale to już wstęp do innej historii.

Gdańsk, 23.09.2016; 00:25 LT

Komentarze