Nasz wyjazd z Szanghaju wiązał się z rozpoczęciem futbolowych mistrzostw Europy we Francji. Przypomniały nam o tym dekoracje w hallu hotelu. Wśród flag uczestników z dumą odnaleźliśmy także polską.
Z hotelu metrem pojechaliśmy przez całe miasto do stacji Longyang Road, gdzie przesiedliśmy się do szybkiego pociągu poruszającego się na poduszce magnetycznej (maglev – skrót od magnetic levitation).
Z prędkością 430 km/h pomknęliśmy na lotnisko Pudong. Tam czekał już na nas samolot Austrian Airlines. Nasze tanie loty tym razem były upolowane u tego przewoźnika.
Podróż powrotna wiązała się z noclegiem w Wiedniu, ale dzięki temu otrzymaliśmy bonus w postaci zwiedzania stolicy Austrii. Zwiedzania, to może zbyt mocno powiedziane. Ot, popołudniowo-wieczornego spaceru, jakże jednak ważnego biorąc pod uwagę fakt, że gościliśmy w tym mieście po raz pierwszy.
Najpierw jednak, po wylądowaniu, należało się dostać z lotniska do miasta. Skorzystaliśmy ze specjalnego ekspresowego pociągu. Nie jest to najtańsza opcja, ale za to bardzo wygodna. Nie ma pośrednich przystanków przed dotarciem do centrum.
Hotel mieliśmy blisko głównego dworca, więc po rozpakowaniu się w pokoju, szybko wyszliśmy na spacer. Oczywiście nie sposób było pominąć katedry.
Bogactwo Wiednia – to dzisiejsze i przede wszystkim to z poprzednich wieków rzuca się w oczy na każdym kroku. Dostojne kamienice, pełne przepychu wystawy sklepów, liczne kawiarnie przyprawiać mogą o oczopląs.
Idąc deptakiem, dotarliśmy do pałacu cesarskiego. Tutaj urzędował cesarz austro-węgierskiego imperium, zanim obróciła je w pył zawierucha pierwszej wojny światowej.
W centrum miasta dystyngowane budowle, pomniki, place są tak powszechne, że aż przestają się szczególnie wyróżniać. Oczywiście przesadzam. Trudno nie zauważać przepięknie podświetlonych, monumentalnych budynków. Będziemy jednak musieli wybrać się do Wiednia specjalnie na zwiedzanie tylko tego miasta, by móc głębiej wgryźć się w jego zabytki i historię.
Nie tak dawno pisałem o tańcach na ulicy w Szanghaju. W Wiedniu także nie musieliśmy długo szukać. Już z daleka prowadziły nas zmysłowe rytmy tanga, a towarzystwo na placu najwyraźniej było już dość zaawansowane w umiejętnościach jego tańczenia.
Na zakończenie wieczoru postanowiliśmy napić się kawy. Przecież w Austrii (co prawda nie w Wiedniu lecz w Salzburgu) znajduje się najstarsza w Europie, istniejąca do dziś kawiarnia. Wybór padł na Cafe Mozart. Kawa smakowała wyśmienicie.
Powrót do hotelu, a nazajutrz rano loty Warszawę do Gdańska. To był ciekawy wyjazd. Liznęliśmy tylko nieznacznie ogromnych Chin i nabraliśmy ochoty na wyjazd gdzieś z dala od uprzemysłowionego wybrzeża. Interior zapewne mógłby dostarczyć wielu nowych wrażeń. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się taki projekt zrealizować. A tymczasem mieliśmy już w planach jesienny wypad do Japonii. Co za rok ten 2016! Jakby gdzieś tam w górze wiadome było, że z oczywistych przyczyn będziemy musieli ograniczyć podróżowanie w 2017, lataliśmy tu i tam przy każdej możliwej okazji, a okazje czasem wpadały wyjątkowe. Jak choćby lot na trasie Mediolan – Stambuł – Sao Paulo – Stambuł – Wilno za 890 zł od osoby. O tym jednak w następnej opowieści.
Gdańsk, 07.05.2017; 01:30 LT