CHIŃSKIE IMPRESJE

 Ostatni most na rzece Jangcy przed jej ujściem do morza. Swoim ogromem przytłacza całą sąsiednią zabudowę. A do morza stąd jest jeszcze blisko sto mil.                    

Nie spodziewałem się, że przerwa w pisaniu będzie aż tak długa, lecz stocznia w Chinach zawładnęła mną całkowicie. Całkowicie, znaczy całkowicie. W stu procentach, z przerwami na krótki sen oraz posiłki. Spędzam na statku po dwanaście godzin dziennie kontrolując bieżące prace. Potem wracam do hotelu i biorę sie za pozostałe sprawy, czyli to, czym normalnie zajmuję się w biurze, kiedy jestem w Polsce. Dobrodziejstwo internetu – biuro tam gdzie jesteś: w hotelu, w pociągu, na lotnisku. Gdziekolwiek byś nie był, jesteś w pracy. Kiedy po skończonym dniu pełnym przeciskania się w czelusciach dna podwójnego, wspinania na maszty i zaglądania w rozmaite zakamarki gdzie trwają prace, zmęczony około dwudziestej zasiadam przed komputerem, oczy same mi się zamykają. Nie jestem w stanie sklecić przytomnie ani jednej wiadomości. Nastwiam więc budzik na wpół do piątej rano i kładę się do łóżka. O wpół do piątej siadam przed kompem lecz na ogół do siódmej, kiedy idę na śniadanie, nie jestem w stanie obrobić wszystkiego. Zestressowany narastającymi zaległościami idę szybko jeść by zdążyć na shuttle bus z hotelu do stoczni odjeżdżający o 07:35. Na statku przed rozpoczęciem dnia jeszcze krótkie doczytanie częsci e-maili, którymi nie zdążyłem się zająć w hotelu, ale zaraz potem schodzą się stoczniowcy na poranny meeting i kierat zaczyna się od nowa.

W takich warunkach trudno znaleźć choć chwilę na pisanie bloga.

A wszyscy znajomi powtarzają, że mam fajnie, bo do Chin poleciałem. Hm, przez blisko dwa tygodnie już tu spędzone tylko dwa razy wykroiłem troszkę czasu dla siebie. Raz przespacerowałem się po najbliższej okolicy hotelu, a drugi raz w okolicach stoczniowej bramy. Ech, gdzie te czasy, kiedy pływająć na statkach zwiedzałem cały świat. Zawsze mogłem wykroić w porcie troche czasu na wypad stricte turystyczny.

Dość jednak narzekania. Nie jest ten pobyt w Chinach takim, do jakich przywykłem jako kapitan statku w przeszłości, ale przecież i z tego coś w pamięci pozostanie. Może więc zachowam na blogu tych kilka impresji.

W tym hotelu mieszkam ("Jiangyin International Hotel"). 

Jedną z niewątpliwych ciekawostek było budzenie kolędą „Cicha noc”. Radiowęzeł hotelowy od 07:00 do 22:00 nadawał spokojną muzyczkę i wśród wielu standardów przewijała się w nim od czasu do czasu również „Cicha noc”.

Muzyka towarzyszy mi też zawsze przy porannym wejściu do stoczni. Z zakładowego radiowęzła lecą rozmaite chińskie przeboje. Nie wiem jednak, czy są jest to typowa muzyka rozrywkowa, czy też może ideologicznie zaangażowane pieśni zagrzewające do intensywnej pracy. Szkoda, że nie wiem, bo być może tracę okazję, żeby zmotywować się do jeszcze większego wysiłku.

Niemożność porozumienia się jest okropna, ale Chiny są jednym z tych nielicznych krajów gdzie prawie nie widać naszego pisma. Wszędzie niemal wyłącznie ich „krzaczki”. Ilekroć jestem w tym kraju, zawsze uświadamiam sobie jak straszne musi być życie analfabety.

Mój Anioł poprosił mnie o mydełko o zapachu drzewa sandałowego. Mydełko konkretnej firmy. Jeszcze jako mała dziewczynka dostała kiedys takie od swojego wujka i do dziś trzyma kawałeczek na pamiątkę. Rozesłałem wici, pokazałem zdjęcie opakowania i… co za pech. Firma z Szanghaju zaprzestała produkcji tych mydełek trzy lata temu. Na pocieszenie otrzymałem zestaw innych kosmetyków tej firmy. I tu dał osobie znać ów analfabetyzm. Na opakowaniach znajdują się wyłącznie chińskie napisy. Ma nadzieję, że kobieca intuicja Anioła podpowie jej do czego jaką tubkę czy pudełeczko należy stosować.

Największe jednak wrażenie robi tutaj ruch samochodowy. Wydaje się, ze wszelkie oznakowania pionowe i poziome są tylko nic nie znaczącą dekoracją. Każdy jeździ i tak, jak chce, a najwazniejszym instrumentem jest klakson. Ruch odbywa się na zasadzie, że pierwszeństwo mają pojazdy bardziej zaawansowane technicznie. Nie widziałem aby jakiś samochód przepuścił skuter albo rower nawet jeśli tamte znajdowały sie juz na skrzyżowaniu i miały pierwszeństwo przejazdu. Byłem świadkiem jak jeden z rowerzystów w takich okolicznościach muiał ostro hamować i zeskakiwać z roweru, bo nasz shuttle bus gotów byłby go raczej potrącić niż ustąpic drogi. Z drugiej strony rowerzyści bardzo sobie cenią jazdę „tyralierą”, w kilka rowerów obok siebie, prowadząc podczas jazdy konwersację i nie przejmując się całą gamą klaksonów z tyłu. Piesi zresztą też klaksonami specjalnie sie nie przejmują. Chińczycy cenią sobie czas więc gdzie tylko mogą, jeżdżą na skróty. Co prawda widziałem i w Szczecinie zdesperowanego kierowcę, który kilkadziesiąt metrów przejechał chodnikiem, żeby poprawić swoją pozycję w korku, ale Chińczycy i tak bija go na głowę. I to nie w korkach, lecz na szerokich i niezatłoczonych jezdniach. Skręt w lewo wykonują łukiem tak łagodnym, że jeszcze kilkadziesiąt metrów przed skrzyżowaniem zjeżdżają na przeciwległy pas ruchu (nieważne, że podwójna linia ciągła) i lagodnie przemieszczaja sie ku lewemu kraweznikowi. Jesli jakies auto jedzie z przeciwka, to poonuja ów odcinek slalomem. Szokiem dla mnie byla jazda pod prąd na rondzie. Co niektórzy bowiem, mając przed sobą konieczność pokonania trzech czwartych obwodu ronda, decydują się na szybszy wariant czyli jedną czwartą obwodu, ale za to pod prąd. Kiedys kiedy czekaliśmy na nasz shuttle bus rozmarzyłem się:

– Gdybyśmy mieli wypozyczony samochód, nie musielibyśmy podporządkowywać się rozkładom jazdy…

– Co? Kierować uatem tutaj? – krzyknął mój współpracownik – To już lepiej od razu palnąć sobie w łeb!

Kiedy dojechaliśmy na miejsce omal nie zagarnąłem do busa rowerzystki, która postanowiła ominąć nas od… wewnętrznej. Otwierając drzwi zagrodziłem jej jedyną wolną drogę. Mogła wybrać zeskok na trawnik za wysokim krawężnikiem, albo wylądowanie przez otwarty otwór drzwiowy w naszym autobusie. Usłyszałem tylko krzyk i zobaczyłem jak rowerzystka wybiera ten pierwszy wariant. Na szczęście nic się nie stało. Roześmiała sie tylko i za chwilę pojechała dalej.

Jiangyin, 10.02.2007; 06:15 LT

Komentarze