Chiński fryzjer

Dziwne osiedle. Mieszka tu całkiem sporo ludzi z mojej obecnej firmy. Musiało się więc tak skończyć – trafiłem w końcu na kolację do jednego z kapitanów, z którym wcześniej na zmianę pływaliśmy na statku, który za tydzień dotrze do stoczni złomowej.

Kapitan ów wrócił w ubiegłym tygodniu z innego już statku – jednego z siódemki, którą mam pod opieką. Jego żona przygotowała kolację godną najlepszych restauracji, a ponieważ byłem jedynym gościem, wypadało spróbować przynajmniej odrobinę z każdej potrawy. Udzieliłem sobie dyspensy od drakońskiej diety (banan na śniadanie + jabłko na obiad), kosztowałem krabów, krewetek, barszczyku z pasztecikami, sałatek, sernika na zimno, bigosu, zimnych wędlin, serków pleśniowych, sącząc leniwie whisky (to akurat nie jest to mój ulubiony trunek) i dyskutując z gospodarzem o… oczywiście o morzu. Biedna jego żona. Tyle przygotowań, a potem musiała siedzieć i słuchać jak faceci gadają o pracy.

Kapitan wspomniał o swoim chińskim odkryciu – fryzjerze z masażem. Ach! Od razu stanęły mi przed oczami moje wizyty u fryzjera w Chinach kilka lat temu. Jeśli się strzyc, to tylko w Chinach!

Tak to było w moim przypadku: 

19.11.2000, niedziela

Teraz moglem zgodnie z planem udac sie do fryzjera. Majac mozliwosc, do fryzjera powinno chodzic sie tylko w Chinach. Jest to caly rytual, w ktorym glowna przyczyna wizyty – strzyzenie wlosow, wydaje sie jakims malo znaczacym elementem.

Moj wybor padl na salon L’Oreal w jednym z owych nowoczesnych wysokosciowcow. Ow salon to niemal kombinat, hala prawie, z mnostwem foteli i lozek oraz licznym personelem. Wolne fryzjerki czekaly przy drzwiach i natychmiast po przekroczeniu progow owego przybytku, zaopiekowala sie mna jedna z nich. Do szafki zamykanej na kluczyk odlozylem swoje rzeczy i wolny zostalem poprowadzony prosto na… lozko. Kiedy ulozylem sie wygodnie, panienka wlaczyla wibratory, ktore masowaly mi cale cialo, a sama zajela sie glowa. Jej mycie i masowanie zajelo dobre dwadziescia minut.

Zaden fragment glowy nie pozostal niemasowany. Masaz skroni przynosil ulge, masaz powiek byl jakis dziwny, ale masaz zuchwy byl niemal rozkosza. Po tym wszystkim panienka poprowadzila mnie na fotel i zapytala jak chce byc ostrzyzony. Nie mialem w tym wzgledzie jakichs specjalnych wymagan. Krociutko na jeza, maszynka, i to wszystko. Profan. Fryzjerka najpierw podciela mnie nozyczkami co zajelo jej jakies piec minut, a potem kazala przejsc na nastepny fotel, na ktorym… kontynuowala masaz. Tym razem ramion, karku, plecow i rak. Pomijajac szarpanie za palce i moje obawy, ze wyrwie mi je ze stawow (panienka robilo to z taka sila i zaparciem, ze cos tam az chrupalo), cala reszta byla baaaardzo przyjemna, a szczegolnie masaz ramion i karku. Potem panienka miala piec minut odpoczynku, bo przyszedl pan z maszynka i rachu-ciachu, blyskawicznie zrealizowal moje zadanie odnosnie fryzury. Kiedy potwierdzilem, ze jest to to, o co mi chodzilo, odprowadzono mnie ponownie na wibrujace lozko i mycie glowy z masazem. Ta powtorka nie trwala juz jednak tak dlugo i wkrotce bylo po wszystkim. Spojrzalem na zegarek: wizyta tutaj zajela mi 50 minut, z czego strzyzenia bylo co najwyzej 10.

28.01.2001, niedziela

Salon fryzjerski byl wielki, z kilkunastoma fotelami, z ktorych prawie wszystkie byly zajete. Mloda dziewczyna zajela sie mna, to znaczy myciem i masowaniem glowy, ktore wygladalo identycznie, jak to w listopadzie w Huangpu, z ta tylko roznica, ze tutaj nie mieli wibrujacego lozka. Chinczycy, jak juz wielokrotnie wspominalem, to narod niezwykle ciekawski. Od razu wiec zainteresowali sie klientem – odmiencem. Fryzjerka mnie masowala, a jej kolega po fachu przysiadl sie na chwile i z wielkim trudem, powoli, sklecil zdanie:

– Where are you from?

Bylo to i tak duzym sukcesem, poniewaz znajomosc angielskiego wsrod Chinczykow jest znikoma.

– I am from Poland – odpowiedzialem prosto i wyraznie.

– Aha – podsumowal rozmowe mlody fryzjer i wrocil do swoich zajec.

Po chwili nioslo sie po sali "Poland…, Poland…, Poland…". Wszyscy przekazywali sobie wiadomosc i zaspokoili pierwsza ciekawosc. Trwala ozywiona dyskusja, z ktorej nic nie

rozumialem, az w koncu podszedl inny fryzjer i w podobny sposob wydukal:

– Where are you from?

– I am from Poland – powtorzylem. Znow slowko "Poland" powedrowalo z ust do ust az do najdalszych zakamarkow salonu. Lecz po chwili przyszedl trzeci gosc i znow zapytal o to samo.

– I am from Poland – odpowiedzialem cierpliwie.

– Aha, from Foland – kiwnal ze zrozumieniem tamten.

– No Foland! Poland! – poprawilem go

– Poland !? – zaakcentowal pierwsza sylabe, troche zdziwiony.

– Yes, Poland!

– Aha – odszedl zamyslony, czegos niezbyt pewny.

Wtedy wrocil moj pierwszy rozmowca i bardziej stwierdzil niz zapytal:

– You are from France!?

– No France! Poland!

I znow ponioslo szemrane "Poland" po sali.

Mniej wiecej w tym samym czasie fryzjerka od masazu ustapila miejsca fryzjerowi od obcinania wlosow. Ten chcial je tylko troche podrownac, ale wytlumaczylem na migi, ze chce przystrzyc to co zostalo krotko, na zapalke. Wtedy personel i klienci zywo zainteresowali sie moim zadaniem i dali sobie spokoj z pytaniami o pochodzenie. Moj fryzjer ciachal maszynka rowno, a jego koledzy zebrali sie wokol i medytowali nad moja glaca. Pokazywali sobie palcami i dotykali lysego koleczka z tylu glowy. Potem ogladali ostatnia resztke wlosow wysoko nad czolem i wtedy ktos spytal ile mam lat. Odpowiedzialem, a oni skomentowali to miedzy soba po chinsku i rozeszli sie do swoich klientow. Rozumialem ich, bo lysy Chinczyk trafia sie raczej rzadko wiec byla to dla nich pewna ciekawostka. Wszyscy mieli bujne, kruczoczarne czupryny na glowach, z wyjatkiem tych, ktorzy sie przefarbowali, bo na Dalekim Wschodzie zapanowal istny szal farbowania wlosow, zarowno wsrod kobiet jak i mezczyzn. Na ulicach oprocz tradycyjnie czarnowlosych, widuje sie teraz mnostwo rudych i blond. Moj fryzjer tymczasem prawie skonczyl swoja robote. Odgial kolnierzyk koszuli, zeby wytrzepac odciete klaki i podniesionym glosem zaczal przywolywac kolegow na nowo. Fryzjerzy oraz fryzjerki zbiegli sie i zaczeli zagladac mi za kolnierz. Tu was przebilem! Ktory Chinczyk ma tyle wlosow na karku i na plecach? Ktory Chinczyk w ogole ma tam wlosy? Trwala ozywiona dyskusja, podsmiechiwania i tylko moj fryzjer zdawal sie byc zdezorientowany, najwyrazniej sluchajac sprzecznych rad. W koncu desperackim ruchem wsunal maszynke za kolnierz tak gleboko, na ile udalo mu sie siegnac i sprawnie ostrzygl mnie w tamtym miejscu. A potem mily personel odprowadzil mnie do drzwi, kasujac przedtem 20 yuanow czyli okolo 10 zlotych.

Chiny, Daleki Wschód – jedna z moich ulubionych części świata. Jak dobrze pójdzie, to może w połowie lipca przyjdzie mi pojechać tam w podróż służbową. Fajnie by było.

Gdynia, 02.06.2005

Komentarze