CALETA PATILLOS

Pustynia Atacama przywitała nas również w Caleta Patillos. Te góry piasku ciągnące się na przestrzeni wielu kilometrów wzdłuż wybrzeża Pacyfiku to ponoć najbardziej suche miejsce na Ziemi. Nigdy nie pada tu deszcz. Ani kropla.

Na płaskich polderach odparowuje się z morskiej wody sól. Słońce robi to za darmo. Potem taka sól idzie na eksport, na przykład do posypywania ulic w USA. Zawsze przed zimą nasze staki wożą ją m.in. do Portsmouth w New Hampshire. Trzeba jednak ją jeszcze jakoś załadować. Zbudowano więc prowadzący do zatoki taśmociąg. Budowa portu byłaby już jednak nieopłacalna. Statek cumuje do specjalnych boi wprost w zatoce, blisko skał. Nie ma połączenia z lądem, a na dodatek jest wystawiony na działanie wielkich fal przybojowych.

Caleta Patillos 05

Właśnie z powodu dużej martwej fali terminal był zamknięty kiedy przypłynęliśmy. Czekaliśmy trzy dni na poprawę pogody. Lubiłem obserwować brunatny brzeg o zachodzie słońca. Fale rozbryzgiwały się wtedy szczególnie efektownie, a niewielka barakowa osada, Caleta Patillos, jedyne domostwa w okolicy, wyróżniała się jaśniejszymi plamkami w tym jednostajnym krajobrazie.

Caleta Patillos 11

My mieliśmy roboty aż nadto, więc prawdę mówiąc taki nieoczekiwany postój był nam nawet na rękę. Jak zwykle, codziennie o dziesiątej rano, podczas przerwy na kawę robiliśmy meetingi. Ten statek wyrózniał się pod tym względem… donutami, zwanymi u nas całuskami albo oponkami. To sztandarowy wypiek filipińskiego kucharza. Obradowaliśmy więc przy tacy pełnej owych słodkości.

Coffee

W końcu ocean uspokoił się na tyle, że mogliśmy bezpiecznie zbliżyć się do skał oraz taśmociągu. Rozpoczęło się cumowanie.

Caleta Patillos 07

Ponieważ jest tam tylko jeden, niezbyt silny holownik, a końcówki cum do boi woziła motorówka, statek podpływał na minimalnej prędkości, przy której mógł zachowac sterowność. Manewry ciagnęły się jakieś trzy godziny.

Caleta Patillos 03

Zmierzchało już. Spojrzałem na skałę przed dziobem. Przedtem biała, teraz była obsypana czarnymi punkcikami, jakby ktoś posypał ją makiem. Przyjrzałem się jej przez lornetkę. To ptaki. Tysiące ptaków obsiadało ją przed nocą, i wciąż z ogromnym wrzaskiem nadlatywały nowe. Każdego wieczoru to się powtarzało. Ot, ptasia noclegownia.

Caleta Patillos 01

W końcu zblizylismy sie do taśmociągu na odległość, przy której resztę załatwiło dociąganie się na linach i z pomocą holownika. Zanim ściemniło się zupełnie, byliśmy zacumowani.

Caleta Patillos 02

Załadunek rozpoczął się niemal natychmiast.

Po półtorej doby, dziś rano opuszczaliśmy to miejsce. Następny przystanek to Kanał Panamski, a potem już Portsmouth.

Ptaki ze skały, które wrzeszcząc okrutnie zakłócały nam ciszę nocna i na redzie, i w porcie, teraz odprowadzały nas na otwarte wody.

Caleta Patillos 08

Caleta Patillos 09

Brzeg już ginął za mgłą i wyglądało to tak, jakby cała ta ptasia gromada zamierzała płynąć z nami do Panamy. Potem jednak zawróciły.

Wieczorem dostaliśmy maila od kolegi, który stąd musiał lecieć do Singapuru, na inny z naszych statków. Zdążył dotrzeć przez Limę do Los Angeles i zanim wystartował w kolejny lot, do Tokio, przysłał nam opis meczu Polska – Francja, który zakończony zwycięstwem naszej drużyny 3:1 dał jej od tak dawna wyczekiwany tytuł mistrzów Europy. Polska, męska  reprezentacja siatkarska od lat miała bardzo duży potencjał. Mogli wygrywac praktycznie z każdymi, lecz w najważniejszych momentach zawodzili. Zawsze brakło tej kropki nad i. Kilku świetnych zawodników zdążyło zakończyć kariery z niedosytem, że nie udało im się sięgnąc po sukcesy, które wydawały się w zasięgu ręki. Paradoksalnie, w czasach gdy oczekiwania były największe i wydawało się, że już tylko krok dzieli męski team od podboju Europy i świata, to panie dwukrotnie z rzędu stawały na najwyższym podium mistrzostw naszego kontynentu. Dwa lata temu przytrafił się blamaż i drużyna, która miała zdobyć mistrzostwo przegrywała nawet ze słabeuszami lądując gdzieś w ogonie stawki. Potem doszło do tego, że aby zakwalifikowac się do następnych mistrzostw, trzeba było grać baraże. Coś pękło. Wydawało się nieprawdopodobne, że ta sama drużyna była w stanie wywalczyć tytuł wicemistrzów świata, ulegając jedynie wciąż grającej na niedostępnym dla innych poziomie Brazylii, by potem przegrywać z europejską trzecią ligą. Odrodzenie, jakie potem nastąpiło, było w stylu, jakiego dawno nie oglądaliśmy. O ile dobrze liczyłem, finałowy pojedynek, był dziewiętnastym z rzędu zwycięskim meczem tej druzyny. Mogę tylko żałować, że zdołałem zobaczyć jedynie kawałek pierwszego meczu, też z Francją, od którego zaczęły się te mistrzostwa.

A niedługo zaczną się Mistrzostwa Europy w siatkówce kobiet. W Polsce. Co za niezwykły wrzesień dla naszego kraju. Jesteśmy w tym miesiącu gospodarzami dwóch wielkich imprez: mistrzostw Europy w siatkówce kobiet oraz w koszykówce mężczyzn, a w tym samym czasie nna reprezentacja zdobywa prymat kontynentu na parkietach Turcji. I tylko reprezentacja piłkarzy pod wodzą trenera Beenhakera zawiodła na całej linii. Najpierw wymęczony (bo przegrywaliśmy) remis na własnym boisku z Irlandią Północną 1:1, a potem porażka 0:3 ze Słowenią praktycznie wyeliminowały naszą drużynę z przyszłorocznego turnieju o mistrzostwo świata (chociaż czysto teoretyczne szanse jescze istnieją). Dla mnie ta porazka 0:3 miała wymiar symboliczny. Odkąd byłem z Aniołem i oglądalismy razem mecze, wiodło się na ogół dobrze. Zaczęło się od pamietnego 2:1 z Portugalią. A znacznie lepiej niż piłkarzom, wiodło się nam. Brzmi niewiarygodnie, ale przez trzy lata ani razu się nie posprzeczaliśmy. To był jakiś fenomen. W końcu jednak przyszedł kryzys, a jak nadszedł, to zatrząsł naszym związkiem w posadach na równi z owym 0:3 piłkarzy. Obydwa wydarzenia zresztą zbiegły się w czasie.

Cóż, okazuje się, że trudno tak po prostu wyciąć i wyrzucic za siebie kawał życiorysu. Eks zapytała mnie przez telefon, czy w związku z tym, że teraz Tomek uczy się w Gdyni, mogłaby kiedyś go odwiedzić. Zgodziłem się. Anioł stwierdził, że powinienem z nią tę decyzje skonsultować jeżeli to my jestesmy teraz razem. Ma rację. Ale też nie widzi takiej możliwości by Eks mogła przenocować u nas (a ściślej w Tomka pokoju). Mi głupio, bo jak jeździłem odwiedzać dzieci do niej, to do hotelu nie jechałem. Ona ma już swojego faceta od dawna i jak było trzeba coś tam z dziećmi załatwić (mieszka w innej miejscowości, to nocowałem nawet w jego mieszkaniu. Oni z Eks w jednym pokoju, ja z dziećmi w innym. Traktowałem ich jak znajomych, czy przyjaciół. To co było kiedyś między mną a Eks, skończyło się wiele lat temu i nie ma już żadnego znaczenia. A teraz jesli się widujemy, to tylko przy okazji takich spraw związanych z dziećmi. Anioł akceptuje obecność dzieci przy mnie, ale spotkania z Eks uważa za przesadę. Twierdzi, że wtedy czuje się jak dodatek, do mojej starej rodziny, a takiej roli pełnić nie zamierza. Nieważne, że to zazwyczaj dwa-trzy razy do roku, w zalezności od tego, co sie dzieje, lub co jest do załatwienia. (szkoła, zgoda na wyrobienie wizy, „osiemnastka” i.t.p.). Przykrość jest taka sama. Mi wydaje się, że na codzień podkreślam bez cienia wątpliwości kto jest dla mnie najważniejszy. Chciałbym jedynie zachować jakieś normalne układy, bez palenia mostów, by można było po ludzku załatwić to czy owo. Nie da się mieć wszystkiego. Tylko dzieci tak myślą.(…) Próbujesz wszystkich zadowolić i im bardziej się starasz, tym gorzej to wszystko wychodzi… Wciąż krążą mi w głowie te jej słowa. Muszę wybrać. To znaczy już wybrałem, bo nie miałem wątpliwosci. Wciąż jednak jestem pod wrażeniem tej burzy, jaka przetoczyła się przez nasz idealny zdawało się świat.

Pacyfik, 13.09.2009, 21:15 LT

Komentarze