Kolejny czarny weekend na drogach. Są tak powszechnym zjawiskiem, że wydarzeniem medialnym bardziej jest ich brak. Czarne punkty na drogach: tylu i tylu rannych, tylu i tylu zabitych głoszą złowieszczo tablice. Ciekawe, czy ktoś je uaktualnia od momentu ustawienia, bo jakoś nie zauważyłem poprawek. I co? I wszystko po staremu. Wkrótce poniedziałek, zostaniemy zasypani nowymi wydarzeniami, a o tragediach pamiętać będą głównie rodziny i przyjaciele. Do następnego weekendu.
Dlaczego?
Po pierwsze autostrady! To co kolejne rządy i samorządy robią w tym kierunku to niemalże wizytówka naszego kraju jako takiego, w którym nic udać sie nie może. Komuna była zła, ale od obalenia komunizmu minęło piętnaście lat, a oprócz deklaracji przełomu żadnego nie widać. Nie mnie szukać rozwiązań. Są od tego sztaby specjalistów. Ale coraz częściej odnoszę wrażenie, że gdyby pietnaście lat temu za zupełną darmochę oddano ziemię pod autostrady zagranicznym konsorcjom i zwolniono je z wszelkich opłat na powiedzmy czterdzieści lat, dzis mielibyśmy całkiem przyzwoitą siatkę płatnych autostrad. Państwo nic by na tym nie zarobiło, zyski z eksploatacji wyciekałyby z Polski, ale ile jeździlibyśmy po dobrych drogach i ileś istnień ludzkich zostałoby uratowanych. Tymczasem radzi się jak inwestycje przeprowadzić tanio, jak nie oddać obcym ziemi i jak zapewnic wpływy do budżetu. Radzi się, radzi, radzi, tropi afery, wsadza winnych do więzienia, znowu radzi i tylko postepu na budowach nie widać. Ba! Zamiast poszerzać plany, redukuje się je. Szumnie zapowiadane drogi tranzytowe A2 i A4 od zachodniej do wschodniej granicy, mają w końcu się urywać jedna gdzieś w okolicach Tarnowa, a druga koło Warszawy. Trasa A3 z północy na południe dawno wypadła z planów. O innych, krótszych odcinakach, które lokalnie mogłyby poprawić ruch w ogóle sie nie mówi, bo jeżeli nie ma forsy nawet na sztandarowe inwestycje, to o czym mówić? Może więc czas jeszcze, by szerokim frontem wpuścić obcych za darmochę, nie licząc na żadne wpływy, bo sami na pewno nie rozwiążemy problemu autostrad przez najbliższe dziesięciolecia? Gdyby otworzył się rynek, prawdziwe El Dorado dla firm budowlanych, może postęp byłby znaczący? Może tragedie obecnego weekendu staną się inspiracją? Przynajmniej tyle moglibyśmy zrobić dla ofiar i ich rodzin. Sprawić, że ich smierć nie byłaby bezsensowna lecz stanowiła przełom, który ocaliłby życie wielu innych ludzi. Jeżeli jednak z nieznanych mi lub niezrozumiałych powodów takie rozwiązania nie wchodzą w grę, to na Boga, jeżeli nie stać nas na austostrady (wiadomo jakie są koszty wiaduktów, bezkolizyjnych skrzyżowań i.t.p.), budujmy przynajmniej drogi dwujezdniowe. Siermiężne, ale dwujezdniowe, z pasem rozgraniczającym. Najwięcej ludzi ginie bowiem w zderzeniach czołowych wynikających z ciasnoty na drogach oraz podczas w wyniku powszechnego wyprzedzania „na trzeciego” na drogach umożliwiających zjazd na pobocze.
Po drugie głupota! Wczoraj w okolicach rogatek Koszalina próbowałem na dwujezdniowym odcinku wyprzedzić autobus firmy „Nord”. Bardzo elegancki, nowoczesny. Nie dał się. Kierowca docisnął gaz i musiałbym bawić się w rajdowca, żeby go pokonać. Tymczasem zbliżaliśmy się do skrzyżowania ze swiatłami. Było już po dwudziestej, więc ciemno. Dałem po hamulcach, bo zapaliło się światło pomarańczowe. Za chwilę czerwone. Kierowca autobusu nic sobie jednak z tego nie robił. Pognał przez skrzyzowanie na czerwonym! Podejrzewam, że przy tej masie pojazdu i prędkości oraz siąpiącym deszczu ostre hamowanie nie wchodziło w grę więc podjął ryzyko licząc na czujność tych, którzy mieli wyjeżdżać z bocznych ulic. To wszystko w czasie gdy w radiu każde wiadomości rozpoczynano od katastrofy autobusu koło Białegostoku.
Kilkadziesiąt minut później stałem w korku na odcinku remontowanej drogi, gdzie odbywał się ruch wahadłowy. Przyszła moja kolej i… najpierw spotkaliśmy się z autem jadącym z naprzeciwka, który najwyraźniej zignorował czerwone swiatło. Kolumna musiała się zatrzymać i zaczekać aż tamten zjedzie na pobocze. Dwieście metrów dalej spotkaliśmy inne auto, które jechało remontowanym, zamkniętym pasem ruchu. Jakaż szalona determinacja, by zaoszczędzić kilka minut!
Tyle się mówi o wyprzedzaniu na trzeciego. Na wielu drogach to już normalka mimo, że przypomina rosyjską ruletkę . Widziałem jednak kretynów, którzy wyprzedzali na czwartego (wyprzedzając samochód, który w tym czasie był w trakcie wyprzedzania innego a z przeciwka swoim pasem nadjeżdżało kolejne auto). Widziałem nie mniejszych idiotów którzy wyprzedzali (co prawda tylko „na drugiego”) na podjazdach i na zakrętach. Dlatego mimowolnie zwalniam przed szczytem pagórka, bo nigdy nie mam pewności czy na moim pasie nie spotkam się z szaleńcem gnającym z przeciwka.
Ustępowanie miejsca wyprzedzającemu poprzez zjazd na pobocze to miła uprzejmość w dzień, lecz smiertelne zagrożenie po zmierzchu. Ów uprzejmy kierowca nie będzie miał prawie żadnych szans by uniknąć skoszenia ewentualnych piechurów albo rowerzystów. Zobaczy ich zbyt późno aby się zatrzymać, po lewej będzie mieć samochód wyprzedzający, a po prawej drzewo albo rów. Jak taran przetoczy się po Bogu ducha winnych, bezbronnych ludziach.
O pijaństwie wszyscy wiedzą doskonale. To normalka. Żona i dziecko jednego z moich kolegów zostali poważnie ranni w jednym z wypadków, którego sprawca po spowodowaniu kolizji największe kłopoty miał z… utrzymaniem pionowej postawy po wyjsciu z samochodu. Bynajmniej nie z powodu szoku lecz z nadmiaru alkoholu we krwi.
Kara musi być surowa i nieuchronna. O tym mówi się od lat. Lecz piraci nadal liczą, że tym razem się uda. I trwają licytacje ile razy się udało, a ile nie. Może wystarczy za pijaństwo na drodze po prostu konfiskować samochód (jak czyniono, a może i czyni się nadal w Grecji) albo dożywotnio zabierać prawo jazdy? Mandat 100-200 złotowy jest przykry, lecz nie wywraca życia szaleńca do góry nogami. Najwyżej nie da on dzieciom na kino albo książki, lub ewentualnie zrezygnuje z kupna nowej kurtki i zimowych butów. Za trzy miesiące nie będzie już o tym pamiętać.
Walka z piractwem jedno, a budowa bezpiecznych dróg drugie. Bez tych filarów nie pozbędziemy się doniesień o czarnych niedzielach, piątkach, środach. Ile jeszcze ludzi musi zginąć, by obydwie te sprawy uznane zostały przez rządzących za priorytet?
Szczecin, 01.10.2005