BUTELKI ZWROTNE

  

Wiosna już chyba? Jak bowiem inaczej ocenic pąki pojawiające się masowo na drzewach i krzewach w Parku im. S.Żeromskiego? Nie na jednym, dwóch, jak jakis wybryk natury, lecz na wielu.

   

Pogoda, wiosenna właśnie, zachęcała do spacerów. Na cmentarzu widziałem przebiśniegi. Pozostaje mieć nadzieję, że pogoda nie spłata figla i pąki nie podzielą smutnego losu kwiecia sadów owocowych w ubiegłym roku.

Wciąż nie mam czasu, żeby móc naprawdę odpocząć. Wyrywam jego skrawki, żeby choć na troche oderwac się od nawału raportów i tej całej biurokratycznej mitręgi. Takim miłym przerywnikiem były „Butelki zwrotne”, na który to film wybraliśmy się z Aniołem w połowie tygodnia.

Ciesze się, że nasze kina wracają do dawnej tradycji i po okresie zachłysnięcia się dostępnością obrazów made in Hollywood coraz częsciej mamy okazję zobaczyć także inne propozycje. Jedna znich jest własnie ów czeski film twórcy nagrodzonego Oskarem „Koli”. Przyjemnie się oglądało ten pełen ciepła film o starości.

Rozterki głównego bohatera, który nagle po przejściu na emeryturę z trudem przyzwyczaja się do nowej roli, w której zaczyna przytłaczać go nadmiar wolnego czasu pamietam doskonale z doswiadczeń mojego taty. On także niemalże natychmiast zaczął szukać nowego zajęcia, aby „nie czekać bezczynnie na smierć”. Film pokazuje, że nawet tak mało, wydawałoby się, ekscytujące zajęcie jak praca w skupie butelek potrafi odmienić życie człowieka o ile jest on otwarty na ludzi, promieniuje zyczliwoscią i dzieli się swoją pogoda ducha. Jest tam smutny moment, kiedy pewnego dnia sklepowe okienko do zdawania butelek zwrotnych zastępuje otwór w ścianie prowadzacy do bezdusznego automatu. Oszczędność na tym etacie okazuje się małą tragedią nie tylko dla znów niepotrzebnego nikomu emeryta (on, optymistycznie nastawiony do życia znajduje szybko kolejne zajęcie) lecz także dla klientów, dla których był on nie tylko sprzedawcą lecz także informatorem, powiernikiem, życzliwym sąsiadem. Automat wszak nie odpowie na pytanie co jest dzisiaj w promocji, nie przypilnuje psa, nie zwróci zgubionej rzeczy…

Jest to tez pięknie opowiedziana historia o męskich fantazjach seksulanych, które pomimo wieku i świadmości własnej niemocy pozostają tak bardzo żywe, intensywne  i kolorowe.

I jest to też historia o miłości, którą starość zdawała sie zabić, lecz wystarczyło kilka odwzajemnionych życzliwości miedzy żoną, a obcym meżczyzną, by znów dostrzec w niej kobietę. I zafundowac jej przygodę o jakiej emeryci opływający w dostatek w najbogatszych krajach zapewne mogą tylko pomarzyć. Dawno się tak szczerze nie uśmiałem jak podczas owej finałowej sceny, kiedy dwoje staruszków odnajduje przykurzone nieco, łaczące ich dawne uczucie. Uśmiałem, bo to wszak komedia. Czeska, więc najwyższego lotu.

Tuż przed finałem znajduje też rozwiązanie tajemnica kresek na ponętnym brzuszku pewnej blondynki, która przez cały czas rozpalała wyobraźnię bohaterów.

Seks oswojony. Owe rozpalone zmysły, męskie fantazje, wygłodniałe spojrzenia nie są ani przez chwilę prostackie. O ile sobie dobrze przypominam, nie pada ani jedno wulgarne określenie jakich nierzadko mamy aż nadto w rodzimych czy amerykańskich komediach. W czeskich komediach seks obecny jest do dawana. Jakżeby inaczej w kraju gdzie strumieniami leje się  piwo, i który wygeneraował tak wspaniałych piewców uroków życia jak chociażby Bohumil Hrabal. I pomimo, że opowiada się tam wprost o wszelkich codziennych problemach, rozterkach, niepokojach z nim związanych, ich klimat jest pełen ciepłego humoru pozwalajacego z dystansem spojrzeć na własne widzów życie. Znam tylko jednego mistrza spoza Czech, który równie zabawnie opowiadał o nurtujących ludzi codziennych, seksulanych zawiłościach. To Woody Allen.

Szczecin, 02.02.2008; 23:50 LT

Komentarze