Łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Kibicowska i dziennikarska takze. Po sukcesie jakim było pierwsze w historii podium w Lidze Światowej, zdziesiątkowana i ogromnie krytykowana za porazki w poprzedzającym mistrzostwa Memoriale Huberta Wagnera reprezentacja wyjeżdżała na turniej po cichu i prawie nikt nie dawał jej szans. Brak czasu nie pozwalał mi śledzić przygotowań do mistrzostw Europy (w tym wspomnianych wyżej porażek), więc z ogromnym zdziwieniem czytałem gorzkie słowa Piotra Gruszki, który przed samym wyruszeniem na turniej powiedział, iż cieszy się, że już wyjeżdząją z Polski, ponieważ już dawno sytuacja wokół reprezentacji nie byłóa tak zła. Zresztą wystraczy sięgnąc do jakiejkolwiek gazety sprzed ośmiu dni.
Polacy mają w sobie coś takiego, że na wyżyny swoich możliwości wznoszą się wtedy, gdy nikt na nich nie stawia. Tyle razy „skazana na sukces” druzyna złożona z doświadczonych, klasowych siatkarzy wyjeżdżała na przerózne prestiżowe imprezy z ogromnie rozbudzonymi nadziejami i apetytami na medale, a wracała z niczym (chociaż oczywiście pod drodze było w ostatnich latach i wicemistrzostwo świata, i mistrzostow Eurpoy), a teraz skazani na porażkę pokazali się z niezwykłej strony, Z niezwykłej, bo dzisiejszy mecz z Rosją to była prawdziwa siatkarska uczta. Poza końcówką drugiego seta, Polakom wychodziło niemal wszystko. Grali odważnie, bez kompleksów wobec wielkiej drużynie Rosji, o której trener polskiej reprezentacji jeszcze kika dni temu mówił, że jest to jedyny zespół w tych mistrzostwach poza zasięgiem jakiejkolwiek drużyny, Rosjanie przyjechali po złoto i w powszechnej opinii mieli jedynie odfajkować formalność, jaką było rozegranie kilku meczów, a tymczasem wracają bez żadnego medalu, na dodatek okrutnie pobici przez polską druzynę pełną debiutantów. I nie było to bynajmniej zwycięstwo Polaków podane na tacy przez zespół popełniający masę błędów. Wprost przeciwnie – były to punkty wywalczone w zażartej walce po często koncertowych zagranaich, podczas których naszym zawodnikom na ogół nie zadrżała ręka, a Rosjanom w miarę upływu czasu gdy groźba powrotu do domu nie tylko bez złotego lecz bez żadnego krążka stawała się coraz bardziehj realna, ręce i nogi drżały coraz bardziej. Po drugiej przerwie technicznej w czwartym secie nie potrafili już nawiązać walki z naszym zespołem niesionym ogłuszającym dopingiem i wiarą w swoją siłę.
Był pogrzeb, więc będzie teraz zmartwychwstanie. W poniedziałek o czternastej druzyna na medal powróci samolotem czarterowym na Okęcie. Na pewno będą witać ich tłumy i juz nikt nie bedzie pamiętać o ponurych ocenach i przepowiedniach sprzed ośmiu dni.
W pociągu relacji Szczecin – Gdynia, Koszalin, 18.09.2011; 20:20 LT