BŁYSKAWICZNA PODRÓŻ PO BELGII (4) – NAD MORZEM PÓŁNOCNYM

Plaże nad Morzem Północnym są znacznie szersze niż te nad Bałtykiem. Jeżeli dodamy do tego działanie prądów pływowych, czasem ta szerokość robi się naprawdę imponująca.

BEL 101

Na taką właśnie plażę w Ostendzie wyszliśmy rano po śniadaniu. Królowa belgijskich kurortów odkąd zaczęli tu przyjeżdżać na odpoczynek koronowane głowy tego państwa. Dla mnie jednak zawsze kojarzyć się będzie z hasłem „Oostende Radio” – radiostacji, z której usług nie raz korzystaliśmy podczas podróży morskich w czasach, kiedy o telefonii satelitarnej albo komórkowej mało komu się śniło. Oostende Radio przesyłało też ostrzeżenia nawigacyjne i prognozy pogody. To jedna z kilku europejskich stacji, z którą musiał się zetknąć niemal każdy nawigator pływający po Morzu Północnym.

Październikowa pogoda do kąpieli nie zachęcała, ale mając na nogach kalosze można wreszcie do woli oddać się wciąż w nas tkwiącej dziecięcej pasji brodzenia po kałużach.

BEL 113

Kiedy już nasyciliśmy się odmiennymi krajobrazami, wróciliśmy na promenadę, gdzie z daleka wzrok przykuwały wielkie abstrakcyjne rzeźby przypominające trochę zgniecione puszki po napojach.

BEL 114

Głównym celem tego dnia podróży była Antwerpia, więc spacer po Ostendzie musieliśmy z konieczności ograniczyć, chociaż i tak nie udało nam się wyjechać przed południem, co miało się potem zemścić.

Sama trasa, która w początkowej fazie biegła zwykłą drogą krajową, a nie autostradą, dostarczała malowniczych widoków, a jesienne barwy rozświetlało przebijające się co jakiś czas przez chmury słońce.

BEL 129

Potem wjechaliśmy na autostradę i zdecydowanie przyspieszyliśmy, lecz tylko do czasu. Przed samą Antwerpią utknęliśmy w korkach. Głównym punktem naszego programu zwiedzania Antwerpii miał być dom Rubensa, lecz jak wszystkie obiekty muzealne, był on czynny tylko do 17:00. Stojąc w korku coraz bardziej nerwowo spoglądałem na zegarek. Rozsądek mówił, że nie ma już szans, ale jakaś nadzieja ciągle się tliła. Kiedy więc w końcu zatrzymaliśmy się na jednym z podziemnych parkingów w centrum, zdecydowanym krokiem ruszyliśmy w kierunku słynnego budynku. Słynnego, bowiem był on nie tylko miejscem zamieszkania malarza, lecz także jego dziełem. Rubens był bowiem także architektem.

BEL 115

Kiedy dotarliśmy na miejsce, zegarek pokazywał punktualnie godzinę siedemnastą.

– Już zamykamy – poinformowano nas oschle – Ostatnie wejście było o 16:30.

Cholera! Byliśmy tak blisko. Pozostało nam tylko sfotografowanie fragmentu dziedzińca przez niewielki otwór w bramie.

BEL 118

No i oczywiście tabliczki informacyjnej.

BEL 116

No to teraz już nigdzie nam się nie spieszyło. Muzea i tak były pozamykane, a miasto na szczęście było otwarte przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Spokojnie zajrzeliśmy do położonego po sąsiedzku centrum handlowego – ciekawego o tyle, że wkomponowane zostało w zbudowany na początku XX wieku Festival Hall. To miejsce było świadkiem wielu publicznych ceremonii. Od rozmaitych wystaw i koncertów po wręczanie dyplomów absolwentom szkół czy wszelkiego rodzaju zgromadzenia partyjne albo kongresy naukowe. W 2000 roku budynek strawił pożar. Cztery lata później rozpoczął się proces odbudowy i w 2007 Festival Hall odrestaurowany z wielką dbałością o odtworzenie oryginalnych detali, znów zaczął służyć mieszkańcom Antwerpii.

BEL 117

Stamtąd nie spiesząc się ruszyliśmy w kierunku rynku. Nie muszę chyba po raz kolejny wspominać o rywalizacji kupieckich miast, z których każde próbowało podkreślić swoje znaczenie przez wyjątkowość ich budowli. Antwerpia miała swoją katedrę z wysoką na 123 metry wieżą.

BEL 121

Przy jednym z narożników można obejrzeć rzeźby XV-wiecznych robotników przy pracy nad wznoszeniem świątyni.

BEL 119 

Z trójkątnego placu przed katedrą wąską uliczką przedostajemy się na wielki rynek. Odwróciwszy się do tyłu obserwujemy majestat katedralnej wieży górującej nad pobliskimi kamienicami.

BEL 123

Domy wokół rynku oraz ratusz aż ociekają złotem. Piękne podświetlenie o zmierzchu jeszcze bardziej  podkreśla  to bogactwo.

BEL 122

Jakby mało było rzeczy do oglądania, w centralnej części placu wzrok przykuwa jeszcze Fontanna Brabo.

BEL 110

BEL 111

Przedstawia ona legendarnego rzymskiego żołnierza, Silviusa Brabo, który wyzwał na pojedynek olbrzyma Druona Antigoona, utrudniającego swobodną żeglugę po Skaldzie. Olbrzym domagał się specjalnych opłat od żeglarzy, a jeśli ktoś odmówił, Druon odcinał mu rękę. Silvius zrewanżował się w ten sam sposób. Obciął dłoń giganta i odrzucił ją precz. Od słów „rzucić dłoń (rękę)” czyli „hand werpen” wzięła się według legendy nazwa Antwerpen, czyli po naszemu Antwerpia. Strasznie to naciągana gra słów. Pamiętam, jak bodajże w pierwszej albo drugiej klasie podstawówki protestowałem na lekcji języka polskiego, że nie widzę związku pomiędzy zbitką imion Wars i Sawa, która miała doprowadzić do nazwania tak miasta Warszawa. Podobnie teraz czuję się trochę nabity w butelkę, ale niech im tam będzie, że to od wyrzuconej dłoni olbrzyma się wzięło. W każdym razie motywy dłoni odnaleźć możda w Antwerpii niemal na każdym kroku.

BEL 125

Nie wnikałem w szczegóły legendy, bowiem mój wzrok przykuł kolejny sklep z piwem. Najbardziej w Belgii podoba mi się to, że każdy, albo prawie każdy browar ma swoje własne, niepowtarzalne szklanki.

BEL 120

Wyszliśmy nad Skaldę. W ciemnościach niewiele już było widać, lecz doskonale oświetlony kontrastował z otoczeniem nadbrzeżny zamek.

BEL 124

Idąc dalej wzdłuż rzeki dotarliśmy do dzielnicy czerwonych latarni, która charakterystycznymi oknami wystawowymi bardzo przypomina tę w Amsterdamie.

Stamtąd opustoszałymi już ulicami powróciliśmy w pobliże rynku.

BEL 126

Robiło się późno, a nazajutrz czekał nas poranny powrót do Polski. Hotele na tę noc z jakiegoś powodu były wyjątkowo drogie, więc postanowiliśmy nie nocować ani w Brukseli, ani w Antwerpii, lecz w… Leuven, mieście które znajdowało się stosunkowo niedaleko brukselskiego lotniska.

Czytaliśmy o tamtejszym uniwersytecie i o mieście opanowanym przez tysiące studentów na rowerach. Rzeczywiście, jeśli chodzi o ruch rowerowy, to doświadczyliśmy jego wyjątkowej intensywności. Inna sprawa, że w labiryncie niezwykle wąskich uliczek rowery wydają się najlepszym rozwiązaniem. Nie rowery jednak i szczególna atmosfera studenckiego campusu, lecz ratusz sprawił, że uznaliśmy przyjazd tutaj za strzał w dziesiątkę. Bogato zdobiony sprawiał wrażenie jakby był wyjęty z jakiejś baśniowej ilustracji.

BEL 112

Zrobiliśmy jeszcze krótki spacer po okolicach rynku, lecz milowymi krokami zbliżała się północ, a my musieliśmy wstać po czwartej, by zdążyć na lotnisko.

BEL 127

I dobrze, że wykazaliśmy się dyscypliną, ponieważ autostrada pomimo wczesnej pory już była zakorkowana. Jakby pół Belgii zdecydowało się jechać rano do stolicy. Mając zapas czasu, dojechaliśmy bez niepotrzebnego stresu.

Teraz już można było sporządzić mapkę naszej trzydniowej podróży.

BEL 128

Było intensywnie, w dużym pośpiechu, ale fajnie. Jeszcze tylko kupiliśmy kilka pralinek na podróż w lotniskowym sklepie i mogliśmy spokojnie zajmować miejsce w samolocie do Warszawy.

W pociągu Szczecin – Gdańsk, 20.12.2015; 19:00 LT

Komentarze