BIESZCZADY (2) – POŁONINA WETLIŃSKA

Polonina Wetlińska to miejsce, które chciałem odwiedzić z sentymentu. A ponieważ moi znajomi zrobili sobie tam wycieczkę akurat dzień wcześniej, postanowiłem zrezygnować z wyjścia na Wielką Rawkę, dokąd wybierali się w piątek i iść samemu na połoninę. Poza tym potrzebowałem też trochę wyciszenia. Wieczny pośpiech i ciągłe towarzystwo innych budzą w końcu tęsknotę za zwyczajnym zajęciem się sobą. Możliwość zwyczajnego pomilczenia przez cały dzień wydaje się czasem bezcenna.

Co się zmieniło przez lata w Bieszczadach to niewątpliwie sposób planowania wycieczek. Kiedyś było się zdanym wyłącznie na autobusy bądź „autostop”. Dziś zazwyczaj główne miejsce w logistyce zajmuje prywatny samochód. Niejednokrotnie zarówno w naszej grupie jak i na szlaku byłem świadkiem następujących dialogów:

– To jedziemy w miejsce to i tamto, grupa zostaje, po czym kierowcy wracają dwoma samochodami na parking przy zejściu ze szlaku, jeden tam zostawiają a drugim  wracają do nas.

Fajne jest to, że przy wielu miejscach gdzie szlak się zaczyna lub kończy powstały parkingi, dzięki czemu turyści mogą zostawiać samochody w cywilizowanych warunkach, a nie parkować je w długim rzędzie wzdłuż pobocza.

Nasza grupa jechała w kierunku takiego parkingu przy wejśćiu na szlak prowadzący ku Wielkiej Rawce, więc ja mogłem po drodze wysiąść na innym parkingu, na Przełęczy Wyżniej nad Brzegami Górnymi. Jeszcze zanim spojrzałem w kierunku Połoniny Wetlińskiej, mój wzrok przykuła majestatyczna kopa Połoniny Caryńskiej, a za nią Tarnica i pasma leżące już po stronie ukraińskiej.

Bieszczady 11

Przeszedłem przez jezdnię i ruszyłem na szlak. Trzeba najpierw kupić bilet (6 zł), ale to już chyba reguła we wszystkich parkach narodowych, a przynajmniej tych położonych w górach. Kilkanaście metrów za kasową budką  stoi symboliczny grób Jerzego Harasymowicza. Tego poetę zakochanego w górach, a w tym rejonie szczególnie, czytywałem nie raz. Uwielbiałem jego opisy cerkiewek rozsianych po wschodnich Beskidach oraz Bieszczadach. Jego prochy, zgodnie z ostatnią wolą rozsypano po połoninach.

Bieszczady 28

Ruszyłem w górę. Nie jest chyba jeszcze z kondycją tak źle jeśli wyprzedziłem po drodze parę osób i dotarłem na szczyt mocno przed czasem wskazanym na drogowskazach. W nagrodę otrzymałem widok na Połoninę Caryńską z zupełnie innej perspektywy.

Bieszczady 12

W schroniku zamówiłem herbatę, dokupiłem wody mineralnej na drogę (tu też zmiana – jeszcze kilkanaście lat temu, gdy t.zw. pety nie były rozpowszechnione, kupowanie na drogę wody mineralnej w szklanych butelkach byłoby co najmniej nierozsądne. Przelewało się więc ją do rozmaitych bidonów, a najczęściej korzystało ze źródełek po drodze. Jeszcze w czasach studenckich nigdy nie miałem obiekcji przed piciem wody wprost ze źródełek czy górskich strumieni, o których wiedziałem, że powyżej nie ma żadnych gospodarstw, które mogłyby je zanieczyszczać.

Było południe, kiedy ruszyłem w dalszą drogę. Miałem dwie godziny marszu grzbietem połoniny aż do Przełęczy Orłowicza, z której potem planowalem wyjśc na Smerek i wrócić, ponieważ zależało mi, aby zejść żółtym szlakiem do Wetliny, gdzie mógłbym zrobić jakieś zakupy, a przy okazji byc może załapać się na połączenie autobusowe do Przysłupia, gdzie mieszkaliśmy.

Szedłem dość szybko, ale często zatrzymywałem się, aby porozglądać się i zrobić zdjęcia. No bo przecież nie maszerowałem dla samego zaliczania kilometrów, lecz widoków. Za mną był już pierwszy fragment połoniny. Na krańcu jej grzbietu znaczył jeszcze swoją obecność maleńki punkcik budynku schroniska, a za nim wyłaniała się już niemalże bliźniacza Połonina Caryńska. Wspaniale prezentowała się dolina Wetlinki, po której przeciwnej stronie wznosiło się pasmo Rawek.

Bieszczady 14

Bieszczady 19

Tymczasem przede mną pojawił się cel dzisiejszej wędrówki – Smerek, którego szczyt stanowi zachodni kraniec Połoniny Wetlińskiej.

Bieszczady 15

Szedłem dalej skałkami Osadzkiego Wierchu (1253 m.n.p.m.), który był najwyższym wzniesieniem tej wycieczki. 

Bieszczady 18

Bieszczady 20a

Stamtąd szlak łagodnym łukiem  obniżał się, zostawiając z lewej strony „ślepą uliczkę” w postaci odnogi Hantowego Berda. Bacznie obserwowałem niebo i wypiętrzające się w godzinach popołudniowych chmury, ale tego dnia na burzę się nie zanosilo.

Bieszczady 22

O czasie, czyli o czternastej dotarłem do Przełęczy Orłowicza. Tu zrobiłem sobie popas –  jabłko i woda mineralna, ponieważ obiadokolację zamierzałem zjeść na dole. Po kilku minutach ruszyłem znów pod górę, a po kwadransie dotarłem na Smerek.

Bieszczady 23

Na Smerku był tłum ludzi. Nie zatrzymywałem się więc. Zawróciłem, a miejsce do kontemplacji widoków znalazłem kilkadziesiąt metrów dalej, minimalnie poniżej szczytu. Tutaj usiadłem i mogłem napawać się do woli urokiem krajobrazu. Nic mnie już nie goniło. Byłem u celu. Za chwilę zacznę schodzić, a niedaleko poniżej Przełęczy Orłowicza zacznie się las. Nawet gdyby zaczęło padać, niespecjalnie mi dokuczy. A widoki, gra świateł zainscenizowana przesuwającymi się szybko obłokami były przednie.

Bieszczady 24

W dole widać było Wetlinę – cel ostatniego odcinka mojej dzisiejszej wycieczki.

Bieszczady 25

Na Przełęczy Orłowicza drogowskaz informował, że czekają mnie jeszcze dwie godziny marszu.

Bieszczady 26 jpg

W rzeczywistości szło się krócej. Już po godzinie byłem na dole. Właściwie to marzyłem tylko o jednym – żeby zdjąć buty. Kupione rok temu okazały się niewypałen. Otarcia pięt i kostek dało się znieść, ale dorzucone to tego pęcherze na palcach przy stromym zejściu w dół dokuczały podwójnie. Cały dzień marszu nie dał mi w kość tak, jak owo zejście do Wetliny. Najchętniej poszedłbym dalej boso.

W Wetlinie dość szybko złapałem autobus do Przysłupia i tam, w oberży „Biesisko” zatrzymałem się na posiłek. Pierogi huculskie były pyszne, a naleśniki z jagodami były wspaniałym dopełnieniem. Prawdziwe, bieszczadzkie jagody, a nie jakaś tam hodowlana borówka amerykańska. A naleśniki niemalże eksplodowały wypchane potężną ilością owego runa. Uczta niesamowita.

Wieczór zaś tradycyjnie, jak nie przy ognisku, to przy świecach – celebrowaliśmy imieniny naszego kolegi.

Bieszczady 27 jpg

Ta noc był już cieplejsza od poprzednich. Może jeszcze nie (labo już nie) letnia, lecz dająca przynajmniej pewną namiastkę pory roku, której w 2011 jakoś jakby nie mieliśmy.

Przysłup, 14.08.2011; 10:15 LT

Komentarze