I jak zwykle w późne niedzielne popołudnie, zbieram się do wyjazdu. Jeszcze jedna kawa, kilka e-maili, kolejna kaseta „Starego Dobrego Małżeństwa”. Słucham przedpotopowych kaset, bo magnetofon w Gdyni szwankuje, więc tam tylko radio i CD. „Latawce pogodnych dni” – prezent od pewnej internautki, który odnalazł mnie w 2000 roku w jednym z portów na Dalekim Wschodzie. Nasza znajomość trwała raptem dwa miesiące, ale wymieniliśmy chyba całą ksiązkę e-maili.
Dziś na tej kasecie na nowo odkryłem jeden z tekstów (napisany przez Adama Ziemianina):
BIAŁE GOŁĘBIE
Przyjeżdżasz jeszcze czasem
-bilet masz znizkowy –
i siadasz w końcu stołu
do naszej zwykłej rozmowy
herbatę – jak dawniej – słodzisz
i pijesz raczej słabszą
próbujesz coś powiedzieć
lecz nie wiesz jak zacząć
papierosa znowu zapalam
ty gasisz go smutnym wzrokiem
dla ciebie zawsze będę
małym niemądrym chłopcem
a tu juz wnuki, moje dzieci
proszą by opowiadać o tobie
niebo z tobą ściągam im na ziemię
lecz i tak nie wszystko opowiem
przyjeżdzaj więc jeszcze czasem
niech bedzie Bóg wyrozumiały
przeciez nie możesz tak na zawsze
samych nas tutaj zostawić
a pod wieczór niech białe gołębie
przyfruną z drabina strażacką
i niech prowadzą cie za ręce
nad Kraków i Wieżę Mariacką
Kurczę, nie przypuszczałem, ze aż tak mnie ruszy ten przypadkiem odsłuchany dziś tekst w połaczeniu z pusta kanapa w domu rodziców, przygarbionym tatą i Bertą śpiąca na położonym przy zagłówku szlafroku mamy.
A poza tym to piękny był dziś dzień. Wbrew prognozom zamiast deszczu od rana do tej pory świeci słońce. Aż nie chce się siedzieć w domu. Nie siedziałem więc zbyt długo, ale muszę też oddać haracz e-mailom. Przejrzałem pocztę, więc przy okazji mogę oddać się przyjemnosciom surfowania w sieci. Walizki jednak już czekają w przedpokoju niecierpliwie.
Szczecin, 14.05.2006, 18:20 LT