AMTRAKIEM DO SAN FRANCISCO

Chyba umyka mi podróż do Chin i dookoła świata zarazem. Sprawy zmuszają mnie od pozostania dłużej na Zachodnim Wybrzeżu., a miejscowe przepisy tradycyjnie juz nie pozwoliły mi na podróżowanie nszym statkiem. Dla odmiany postanowiłem więc zasmakować czegoś innego, a więc ani samolotu, ani samochodu lecz tym razem pociągu.

Pożegnałem port Los Angeles z licznymi przystaniami jactowymi, które równie efektownie prezentowały się zarówno o zachodzie słońca jak i w środku nocy.

Wczesnym rankiem znalazłem się na stacji Union w centrum miasta.

Największą niespodzianką dla mnie był fakt, że między tak dużymi metropoliami jak Los Angeles i San Francisco nie istnieje bezpośrednie połączenie kolejowe. Żeby więc dostać się z jednego miasta do drugiego, trzeba pomysleć o przesiadce, ale żeby nie stracić niepotrzebnie wiecej czasu, lepiej skorzystać z połączeń kombinowanych, serwowanych przez Amtrak za pomocą taboru kolejowego i autobusowego. Oczywiście nie ma też mowy o szybkich połaczeniach kolejowych jakie zapewniają chociażby pociagi TGV w Europie. Amerykanie przestawili się zupełnie na samoloty. Jak bardzo, świadczy notka historyczna, którą znalazłm w hallu dworca. Otóż ta wielka stacja zbudowana w 1939 roku obsługiwała poczatkowo 31 pociągów dziennie, którymi każdego dnia udawało sie w podróż około siedem tysięcy osób. Straciła jednak troche na znaczeniu juz w latach czetrdziestych, kiedy decyzje od decentralizacji metropolii sprawiły, że stała się jedną z kilku obsługujących połączenia kolejowe w rejonie Los Angeles. Prawdziwy cios przyszedł jednak w latach siedemdziesiątych wraz z gwałtownym rozwojem ruchu lotniczego.Wtedy liczba obsługiwanych codziennych połączeń spadła do zaledwie dziewięciu. Nam, Europejczykom, ciężko to sobie wyobrazić. Kiedy wydawało się, że los dworca został przesądzony, przejął go Amtrak, który powoli odbudowuje popularność kolei  uzupełniając siatkę połączeń taborem autokarowym, a przede wszystkim zapewniając komfort podrózy. Dworzec został odnowiony i chociaż daleko mu do czystości oraz elegancji wielu portów lotniczych to jednak broni się, a już na pewno bije na głowę zdecydowaną większość naszych dworców.

Zdecydowałem się na opcje z dwiema przesiadkami, lecz za to szybszą.

Rano oprócz nielicznych podróżnych wokół dworca można było zauważyć spore grono budzących się właśnie bezdomnych. Składali swoje legowiska rozłożone w nocy pod wiatami przystanków autobusowych. To jest ta Ameryka rzadko pokazywana na filmach.

Za to na dworcu przez cały czas w dowolnym miejscu w zasięgu wzroku znajdowali sie ochroniarze. Być może ich zadaniem była ochrona dworca przed terrorystami, lecz odnoszę dziwne wrażenie, że przy okazji to miejsce zrobiło sie także wolne od drobnej przestępczości.

Pierwszy, autobusowy etap podróży wiódł do Bakersfield. Rozglądając się podczas jazdy zdążyłem zarejestrować charakterystyczny napis „Hollywood” na zboczu góry, a po kilku następnych minutach zasnąłem znużony długim i pracowitym poprzednim dniem, który skończył sie dopiero o drugiej nad ranem.

Obudziłem się krótko przed Bakersfield, gdzie czekał już na pasażerów podstawiony pociąg.

Równie fajnie jak z zewnątrz wyglądał w środku. Lotnicze siedzenia, stoliki dla każdego pasażera, gniazdka elektryczne… Natychmiast rozłożyłem się z laptopem i rozpocząłem czytanie oraz wysyłanie służbowych e-maili. Podróż przebiegła mi na pisaniu i spoglądaniu od czasu do czasu za okno. Dziwiła mnie trochę gabarytowa mizerność mijanych stacyjek. To nawet nie były stacyjki lecz zwykłe przystanki. Przy nich peron we Włoszczowie to poważna budowla.

Więcej jednak zazdrościłem myśląc, że fajnie by było gdyby taki skład jeździł między Gdańskiem a Szczecinem. Wtedy mógłbym kontynuowac pracę przy komputerze w komfortowych warunkach podczas podróży i po przyjeździe na miejsce  byłbym już wyluzowany.. Póki co, muszę korzystać z siermiężnych wagonów „Podlasiaka”. Może coś zmieni sie przed Euro 2012?

Z Bakersfield do Emeryville (500 km) podróz trwała sześć godzin. Pozostał mi jeszcze ostatni odcinek, znów autobusem, z Emeryville do San Francisco. Lecz na dworcu czekał juz na mnie agent, który powiedział, że statek się spóźni więc ma juz dla mnie hotel w Oakland.

Jestem juz po kolacji, po najpilniejszych  e-mailach i wciąż bardzo śpiący. Dochodzi godzina 20:30 i nie zamierzam juz nic więcej dziś robić. Zaraz wskakuję do łóżka aby odespać zarwane noce.

Oakland; 13.05.2007; 20:30 LT

Komentarze