ALONG THE WEST COAST…

Zmiana stref czasowych dała znac o sobie. Ledwie po tygodniu zacząłem kłaść się i wstawac w miarę normalnie po sześciogodzinnym przeskoku do Chin, organizm dostał następnego kopa w postaci kolejnych dziewięciu godzin. W efekcie po południu jestem nieprzytomny, o dwudziestej definitywnie zasypiam, a za to wstaję rześki o trzeciej nad ranem i zabieram się za robotę. Jedyny plus takiej sytuacji to fakt, że o tak wczesnej porze nikt mi nie zawraca głowy. Siadam przed komputerem i po prostu robię swoje przy porannej, nocnej kawie.

W Los Angeles było trzęsienie ziemi.Mimo, ze w San Francisco duzo się o tym mówiło, a co niektórzy pytali w e-mailach, czy coś odczuliśmy, u nas było zupełnie spokojnie.

Skończylismy wyładunek. Kilkanaście minut temu minęliśmy sławną wyspę-więzienie Alcatraz, by po chwili pod mostem Golden Gate wypłynąc na Pacyfik. Pojutrze będziemy w Vancouver, Washington by po krótkim, jednodniowym postoju ruszyc do tego sławniejszego Vancouver, w Kanadzie.

A w Kaliforni zimno jak u nas w październiku. Przynajmniej w San Francisco. Szczyty wieżowców i pylony Golden Gate skryte w chmurach, wieje przenikliwy wiatr, a temperatura spadła poniżej 15˚C. Ot, kalifornijskie lato.

W nastepnym wpisie może dorzucę kilka zdjęć. Teraz juz nie zdążę bo za chwilę skończy się zasięg komórki.

Ocean Spokojny, 30.07.2008, 19:35 LT

 

Komentarze