Albo – albo

Ocean był dla nas wyjątkowo łaskawy. Tak spokojnej wody nie ma czasem nawet na Mazurach. I tylko stacja pilotów zmąciła dobry nastrój informując, że pilot przybędzie dopiero o północy. Kolejne sześć godzin opóźnienia. Zamiast zacumować przy kei o dwudziestej pierwszej, trzeba bedzie to zrobić o trzeciej nad ranem. Kolejna nieprzespana noc. Dla załogi. Bo jeżeli nic nieprzewidzianego się nie wydarzy, ja wstanę dopiero na śniadanie. To chyba jedyna dobra strona mojego obecnego stanowiska. Bo tak poza tym to coraz częściej tęsknym wzrokiem spoglądam wstecz, kiedy mimo dalekich rejsów, co nieco mogłem w życiu zaplanować. Po czterech miesiącach nieobecności przychodziły kolejne cztery wyłącznie dla siebie, w domu i nawet spędzane samotnie pozwalały mi wygospodarować niejeden tydzień na spotkania z dzieciakami. Nawet jeżeli nie mogły one, to jechałem na południe ja. Obecnie nigdy na sto procent nie mogę być pewien gdzie będę spać następnej nocy. Jedna awaria i wszystkie plany legną w gruzach. Podczas przerwy międzysemestralnej po wspólnym weekendzie w Szczecinie, zostawiłem je tam na nastepny tydzień pod opieką babci, a sam poleciałem do Vancouver. Na wielkanoc nie zdążyłem, bo nieprzewidziane okoliczności spodowały odwołanie mojego powrotu z Eastport w Wielki Piątek. Teraz spóźniam się na weekend majowy, mając nadzieję na ewentualne spotkanie w Boże Ciało. Te wszystkie daty nie miałyby znaczenia gdybyśmy mieszkali razem. Ten czy inny dzień – co za różnica. Kiedy jednak wyrywa się losowi z gardła każdy weekend, bo w dni powszednie z założenia dzielą nas setki kilometrów, nie można żyć w aż takiej niepewności. Pozostaje więc wybór: satysfakcja z kariery zawodowej kosztem wiecznego stressu czy spokojniejsze życie ale bez widoków na jakiekolwiek awanse. Z jednej strony rachunek jest prosty: kontakt z dziećmi jest ważniejszy. Z drugiej zaś: jeszcze trzy, cztery lata i będą mieć swój własny, niedostępny nam świat i coraz bardziej własną, samodzielną drogę. W końcu i tak będziemy spotykać się tylko od święta, ale przeminie też niewykorzystane moje pięć minut w pracy. Mam czas do namysłu do października kiedy nadejdzie pora przedłużenia (lub nie) kontraktu.

Atlantyk, 29.04.2005 

Komentarze