ABY DO PIĘTNASTEJ…

Po zamieszczeniu ostatniego wpisu zamknąłem komputer i położyłe się spać.

Obudził mnie dźwięk telefonu komórkowego. O Jezu, ale się nie wyspałem, zamarudziłem w duchu. Wyłączyłem telefon. Za chwilę zadzwonił znowu. Cholera! To przecież nie budzik! To sygnał, ze ktoś dzwoni.

– Cześć, sorry, że o tej porze, ale mamy problem….

No tak, pora była przednia. Druga w nocy. Nic dziwnego, ze się nie wyspałem. Problemem zaś był upadek puszek z farbą akurat ładowaną na statek. Paleta sie przechyliła i wielobarwne pociski o pojemności dwudziestu litrów każdy roztrzaskały się o keję. Na szczęście nie zanieczyściły wody, ale i tak było co zbierać. I co robić także potem, kiedy statek w końcu odcumował. Nie zasnąłem już tej nocy. Pojechałem do portu, poinformowałem władze, narobiłem zdjęć… Potem, już w hotelu przygotowałem je do wysłania, wysłałem, odbyłem kilka rozmów telefonicznych….

Teraz muszę jakoś dojechać do domu. Szybko się nie da i z powodu sliskiej jezdni i zmęczenia. A miało być tak pięknie – noc w hotelu i rano przyjemna podróż. Aby do piętnastej. Kawa i Red Bull… A po południu moja krzywa aktywności zaczyna rosnąć by osiągnąć wieczorem swe maximum.

Rasthof Buddikate, autostrada Hamburg – Lubeka; 18.11.2005; 13:50 LT

 

Komentarze