A W SOPOCIE WIATR…

               

Jeszcze tylko kilka słów na blogu i zaraz uciekam do krainy Morfeusza. Cóż za przemiła perspektywa! Końcówka dnia w pracy to była straszliwa męka. Oczy zamykały się same. Taki jednak był mój wybór. Mogłem przewidzieć skutki. Wczoraj tak mie się chciało spać po południu, ze postanowiłem odłożyć swój wyjazd do Gdyni na bardzo wczesny ranek. Uważałem, że lepiej zawczasu przespać się w domu niż walczyć z sennością podczas nocnej jazdy.Tyle tylko, że zanim wszystko sobie do wyjazdu przygotowałem i opracowałem wyniki mojego szczecińskiego rekonesansu, zrobiła się północ i na sen pozostały mi tylko trzy godziny. Wystarczyło, by w bardzo dobrej formie przejechać całą trasę, zabrakło aby wytrzymać do wieczora przy biurku.

A w Sopocie wiatr…

Kiedyś, za komuny było modne takie wakacyjne hasło: „ducha wyzionę ale wypocznę”. Człowiek musiał bowiem pokonać wiele przeciwności losu, żeby spędzić urlop tak, jak sobie zaplanował. Już, na przykład, samo zajęcie miejsca siedzącego zapchanym do granic możliwości pociagu było poważnym wyzwaniem.

Ja dzisiaj powiedziałem sobie „ducha wyzionę, ale obiad zjem w ogródku”. Czekałem na pierogi, popijałem wodę mineralną i próbowałem czytać gazetę, ale wiatr natychmiast szarpał płachty papieru tak, że groził ich podarciem. Złożyłem ją więc starannie i czekałem bezczynnie. I byłbym niechybnie popadł w hipotermię, ale instynkt samozachowawczy kazał mi zrezygnować z durnych przyzwyczajeń. Wstałem i postanowiłem schronić się wewnątrz. Pani kelnerka bardzo się przeraziła.

– Proszę zaczekać, one już sie prawie ugotowały! Jeszcze dwie minutki! – tłumaczyła przekonana, że straciłem cierpliwość na dalsze czekanie.

– Nigdzie nie uciekam. Przyszedłem się ogrzać J Siądę przy tamtym stoliku koło okna – uspokoiłem ją trochę.

Kurczę, ponoć w weekend ma być nawet 28 stopni! Brzmi jak jakaś fantastyczna opowieść, albo anomalia pogodowa. Dopóki nie zobaczę to nie uwierzę! A teraz do łóżka bo nie dość, że śpiący to jescze marzną mi stopy. To nic, że za oknem tylko pingwinów brakuje. Sezon grzewczy dawno się skończył.

P.S.

Nie dość, ze wtorek, mój pechowy dzień, to na dodatek diabelskie trzy szóstki w dacie. Ale dziwnie spokojnie i nic sie nie stało… Tfu, tfu, tfu przez lewe ramię! Do północy jeszcze dwie godziny więc za wcześnie na pochwały!

Gdynia, 06.06.2006, 21:50 LT

Komentarze