60 LAT POBOŻNIAKA

                                 

Z urlopami nie jest u nas tak łatwo. Ciągle kogoś brakuje. Do Chin nie poleciałem, bo ktoś musiał siedzieć w biurze. Nie liczyłem na zbyt wiele, a jednak…

– Potrzebuję jeden dzień urlopu. W piątek. Mam uroczystość.

– Dzień wolny powinno się brać po uroczystości, a nie przed – słusznie stwierdziła Dyrekcja.

– To nie jest ani przed ani po lecz w trakcie. W piatek moje liceum obchodzi sześćdziesięciolecie.

To stwierdzenie wystarczyło. Dalej przez następny kwadrans dyskutowaliśmy o szkolnych przygodach. Dyrekcja opowiadała jak to u nich w liceum jeden z chłopaków czytał wypracowanie ku ukontentowaniu profesorki, bo uczeń ów miał władzę nad językiem niesamowitą. Aż w końcu z przymrużonymi z zadowolenia oczami poprosiła o zeszyt i okazało się, że nic tam nie ma, a wypracowanie było bieżącą improwizacją. Chłopak dostał piątkę za treść i dwóję za brak przygotowania do lekcji.

Pogadaliśmy i mogłem jechać. Oceaniczne wojaże nie pozwoliły mi brać udziału w obchodach pięćdziesięciolecia, więc teraz mogłem nadrobić straty.

Kurczę, ależ miło było znowu znaleźć się w tych murach. Bez fałszywego patosu moge napisać, że wzruszyłem się oglądając sale i korytarze, w których zostały najpiękniejsze lata mojego życia. Nie było jednak czasu na wielkie oglądanie, bo przecież tyle znajomych twarzy przewijało się wokół. Z tymi twarzami to zresztą bywało różnie. Często okazywały się nieznajomymi i dopiero po dłuższej identyfikacji wyrywało się spntaniczne:

– To ty?!  

Z nasza klasą większych kłopotów nie było, ponieważ spotykamy sie stosunkowo często jak na ludzi, którzy maturę zdawali w 1980 roku. Ale już z klasami równoległymi…

– Ty, kto to jest, tamta stara…?

– Jaka stara? Ona ma tyle lat co my!

Część oficjalna była jedną z nielicznych oficjalnych uroczystości, która będę mile spominam ponieważ nie była nadęta, chociaż moim zdaniem mogła byc jeszcze bardziej swobodna, gdyby skrócić niepotrzebnie rozbudowane przemówienia. Tutaj taktem popisał się ksiądz proboszcz z Katedry, który przemawiał chyba nie dłużej niz dwie minuty. W odróżnieniu od biskupa na porannej mszy, którego homilia sprawiała wrażenie jakby była klecona podobnie jak owo wypracowanie opisane powyżej. Tyle tylko, że Ekscelencja nie miał takiego daru wprowadzania w ekstazę.

Uroczystość była okazją do spotkania się z nauczycielami, a przede wszystkim z naszą Wychowawczynią, która tak nami pokierowała przed laty, że stalismy się zgraną klasą, której większość spotyka się do dziś. Najwieksze jednak wrażenie zrobiła na mnie owacja dla byłego dyrektora szkoły, który kierował nią w naszych czasach. Kiedy wśród innych dyrektorów w historii tego liceum wyczytano jego nazwisko, rozległa sie taka burza oklasków i spontanicznych okrzyków niczym na rockowym koncercie, że aż ciarki przechodziły po grzbiecie. Dyrektor kłaniał się lekko zażenowany, a owacja trwała. Myślę, że takie spontaniczne uznanie ze strony swoich wychowanków  to najpiękniejsza nagroda w pracy pedagoga. Potwierdzenie, że praca, której poświęciło się zycie miała sens.

Tym razem nie było balu, jak dziesięć lat temu. Wpadka organizatorów, którzy nie podali do kiedy nalezy wpłacać pieniądze. Wszyscy więc czekali do ostatniej chwili, aż przerażeni niskim odzewem organizatorzy nagle wszystko odwołali. Szkoda, bo po piątkowej części oficjalnej miał wyruszyć nad morze „pociąg sentymentalny”. Nad morzem miał odbyć się całonocny bal, a w niedzielę powrót tymże samym pociągiem. Jednak klasy się skrzyknęły oddolnie i jak dziś ktoś napisał na forum „Szczecin wczoraj należał do nas”. Towarzystwo, od staruszków po nastolatków rozpierzchło się po pubach i restauracjach. Nasza klasa też. I chociaż frekwencja jak na nasze standardy pozostawiała wiele do życzenia (zjawiło się nas zaledwie jakieś 30%) to i tak skończyliśmy po północy.  

Na pewno nie będziemy czekać dziesięc lat na nastepne spotkanie. Meetingi w kilkuosobowym gronie to nasz chleb powszedni, ale i „zjazd” klasowy zapewne odbędzie się wcześniej. Jedna z naszych nieobecnych koleżanek sugerowała wynajęcie na weekend ośrodka nad jeziorem, który prowadzi ktoś z jej znajomych, więc może już na wiosnę…

Szczecin, 07.10.2006; 23:45 LT

Komentarze