DWA I PÓŁ TYSIĄCA KILOMETRÓW PO DROGACH KALIFORNI (4) – ENDEAVOUR I INNE STATKI KOSMICZNE.

Naszym pierwszym celem było położone stosunkowo niedaleko naszego hotelu Kalifornijskie Centrum Nauki (California Science Center). Hitem sezonu jest tam obecnie wystawa poświęcona słynnym papirusom znalezionym nad Morzem Martwym.

LA53

Tu już jednak zadzaiałała konieczność wyboru. Na dobrą sprawę przyjeżdżając na kilka dni do Kalifornii moglibyśmy nie ruszać się z Los Angeles, tak samo jak przyjeżdżając na tydzień do Polski można by nie ruszać się z Warszawy albo z Krakowa. Uznaliśmy, że słynne zwoje nie wiążą się tematycznie z naszą wycieczką i zajmiemy się nimi kiedyś przy okazji podróży do Izraela. Tematycznie natomiast jak najbardziej wiąże się prom kosmiczny Endeavour i to przede wszystkim dla niego tutaj przyszliśmy.

Promowi kosmicznemu poświęcony jest jednak jeden pawilon, a California Science Center pełni rolę podobną choćby do naszego Centrum Nauki Kopernik, więc po drodze zaliczaliśmy rozmaite inne ciekawostki. Ot chociażby zalety takiej dźwigni. Pamietacie słynną sentencję: „dajcie mi punkt podparcia, a poruszę Ziemię”? Pomimo, że sformułowana już w starożytności przez Archimedesa, wciąż nie przestaje zadziwiać. Dlatego niemal każdy przed wejsciem do Science Center próbuje się zmierzyć z samochodem terenowym i ma uciechę podnosząc go.

LA54

Zanim dotarlismy do pawilonu z promem kosmicznym, przeszliśmy przez inne ekspozycje, które wprowadziły nas w temat. Fajne stopniowanie przyjemności i rozbudzenie ciekawości. Gdyby zacząć od razu głównego eksponatu, pewnie resztę obejrzało by się po łebkach.

LA77

Dlaczego prom kosmiczny znajduje się właśnie tu i dlaczego jet to właśnie Endeavour? Trzeba cofnąć się do początków programu. Po pierwszych misjach spowszedniały i loty na orbitę stawały się rutyną. 28 stycznia 1986 roku tysiące ludzi przed telewizorami oglądało start kolejnego statku. Wśród nich wielu uczniów w szkołach, bowiem wśród załogi był także nauczyciel. Odliczanie, kłęby dymu i ogromna rakieta majestatycznie zaczyna wynosić prom kosmiczny w górę. Przez siedemdziesiąt kilka sekund, po czym ogromna eksplozaja rozrywa rakietę oraz prok kosmiczny Challenger na kawałki. Siedmiosobowa załoga nie miała żadnych szans.

Zapada decyzja o budowie następcy Challengera, by uzupełnić flotę promów. Zostaje nim Endavour. Zbudowany w Kaliforni tutaj zakończył swoją misję, kiedy po latach zapadła decyzja o zamknięciu programu takich włąśnie połączeń pomiędzy Ziemią a stacją orbitalną. Przetransportowanie emerytowanego promu do miejsca jego ekspozycji to było wyzwanie godne lotów w kosmos. Z zapartym techem oglądaliśmy film przedstawiający mozolne pokonywanie kolejnych dróg w drodze do Science Center.

LA62

LA61

LA60

Zanim jednak dojdziemy do miejsca, gdzie owa podróż się zakończyła wróćmy do kolejnych eksponatów. W kolejnej sali można było dotknąć opon promu i przyjrzeć się jak bardzo lądowanie dało im, nomen omen, popalić. Michelin. Fajnie wiedzieć, że mamy w samochodzie opony firmy, która dostarczała swoje porodukty także w kosmos.

LA55

Jednak nie opony wzbudzały największe zainteresowanie, lecz… kosmiczny wychodek. No bo jak to się robi w kosmosie, w stanie nieważkości? Pokazuje się czasem na filmach fruwające długopisy, falujące nad głową długie włosy, a ostatnio włoska astronautka pokazywała jak przygotowywała sobie tortillę, która w trakcie tej czynności fruwała sobie w pobliżu niej. Nikt nie odważył się pokazać ekskrementów. Może i dobrze, bo widok latającej kupy zapewne do najprzyjemniejszych nie należy. Trzeba było tego jakoś astronautom oszczędzić.

Kosmiczna toaleta jest w związku z tym zaawansowanym technologicznie urządzeniem, które przede wszystkim ma odsysać nieprzyjemne produkty wydalania, a potem pakować je w szczelne woreczki.

LA56

Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, zważywszy na różnice w budowiue anatomicznej nie tylko kobiet i mężczyzn lecz także i pomiędzy poszczególnymi osobami (gabaryty). Ostatecznie konstruktorzy i temu podołali, ale korzystanie z toalety jest przedmiotem treningów jeszcze na Ziemi.

LA57

Ja współczułem astronautom braku intymności, bowiem z planów statku wynikało, że toaletę upchnięto w jakimś kąciku za przepierzeniem i niewielkimi drzwiczkami.

Mój Anioł natomiast zapamiętał z tej ekspozycji przede wszystkim niemiły zapach moczu, który jeszcze po latach wydobywał się z eksponatu. Nie wiem czy to prawda, czy złudzenie, bo mój zmysł węchu aż taki czuły nie jest.

Obejrzawszy toaletę, udaliśmy się obejrzeć centrum technicznego dowodzenia misją promu. Wysdawało nam się, że centrum mieściło się w bazie NASA na Przylądku Canaveral. To prawda, lecz tam koordynowano lot. Ponieważ prom skonstruowany był w Kaliforni, parametry techniczne monitorowano stąd przez konstruktorów pojazdu.

LA59

W odtworzonym na wystawie centrum dowodzenia na pulpitach stoją nawet kubeczki z kawą. Brakuje tylko ludzi. Tak jakby wyszli na chwilę na przerwę, zostawiając swoje rzeczy w pozornym nieładzie na pulpitach.

LA58

Po drodze zaliczyliśmy jeszcze symulację lotu w specjalnej kapsule i było to chyba największe rozczarowanie. Atrakcja była dodatkowo płatna (5 USD od osoby) ale poczułem się trochę nabity w butelkę. Było to godne raczej lunaparku niż Centrum Nauki. Dokładnie czymś takim „leciałem” na jakimś jarmarku w Szczecinie, tyle tylko, że na monitorach imitujących kokpit puszczano inny film i trzęsionka zamiast lotu w kosmos imitowała jakąś szaleńczą jazdę po ziemi.

LA78

Dość jednak tych wstępów. W końcu dotarliśmy do właściwego pawilonu. Otworzyły się drzwi, a za nimi był prom w całej okazałości.

LA51

Oglądaliśmy go ze wszystkich stron, a przy okazji rozmaite plansze z informacjami. Ot chociażby dane całej floty promów.

LA64

LA65

Od spodu mogliśmy dokładnie przyjrzec się ceramicznym płytkom, które szczelnie pokrywały cały kadłub. Gdyby nie one, tarcie przy wejściu w atmosferę stopiło by metal, tak jak spala lecące ku Ziemi meteoryty.

Każda płytka ma trochę inny kształt oraz wymiary, każda ma swój symbol i przypisana jest do ściśle okreslonego miejsca na kadłubie.

LA63                                                                         

To odpadnięcie takiej płytki jak efekt kostki domina doprowadziło do katastrofy promu Columbia 1 lutego 2003 roku, który rozpadł się na kawałki w atmosferze podczas podchodzenia do lądowania.

Endeavour nosi na sobie ślady kosmicznych podróży. Ceramiczne płytki, zwłaszca te białe, są wyraźnie „po przejściach”.

LA67

LA68

LA66

LA69

Kiedy już nasyciliśmy się oglądaniem promu, poszliśmy na dlasze zwiedzanie. Mieliśmy jescze wrócić do kosmicznej częsci, ale po drodze był fragment poświęcony oceanom, więc skorzystaliśmy by przyjrzeć się przypływom i odpływom, a potem obejrzeć i dotknąć rozmaite morskie żyjątka. Trzeba przyznać, że traktowane są ond ość humanitarnie. Więskoszość płytkich baseników była przykryta szybami z informacją, że tego dnia owe zwierzęta odpoczywają. Dotknąć można było tylko te, które akurat tego dnia „pracowały”.

LA70

LA71

LA72

Z ocenaów oraz pustyń przeszliśmy ponownie do kosmicznej częsci, w której eksponowano lądowniki wcześniejszych statków kosmicznych.

Wśród nich największe zainteresowanie budził lądownik statku Apollo, którym astronauci wracali na Ziemię po lotach na Księżyc. Znany jest on przede wszystkim z dramatycznej misji Apollo 13 doskonale opowiedzianej w filmie fabularnym o tym samym tytule.

LA52

Aby lepiej zaprezentować kapsułę, otwarto jej drzwi, a całość zabezpieczono pleksiglasem przed ciekawskimi dotykami zwiedzających. Stąd wrażenie, ze astronauci siedzieli w przeźroczystej kapsule co oczywiście nie jest prawdą.

Lądownik misji Apollo to jednak luksus w porównaniu z kapsułą statku Gemini, w której lecieli w kosmos pierwsi Amerykanie.

LA74

Niesamowite wrażenie robi ten kokpit gdy przyjrzy się poszczególnym elementom. Toporne przyciski i prymitywne w porównaniu z dzisiejszymi urządzenia. Zakrawa na cud, ze czymś takim dało się polecieć w kosmos i szczęśliwie powrócić.

LA73

W takim pojeździe, w którym nie dało się wyprostować spędzili trzy doby, pracując tam, śpiąc, jedząc i oczywiście załatwiając potrzeby fizjologiczne.

Żeby mieć pełny obraz, trzeba dodać, że na Przylądku Canaveral stała na wyrzutni ogromna rakieta, na której czubku znajdowała się owa malutka kapsuła. To co było najistotniejsze w misji, znajdowało się tutaj, a ogromna większość to był tylko napęd, który po użyciu miał zostać odrzucony.

Przed misją Gemini w kosmos latały jeszcze mniejsze kapsuły statku Merkury.

LA76

Takim statkiem poleciał w kosmos bodaj nasłynniejszy szympans wśród astronautów, niejaki Ham.

LA75

Ham poleciał w kosmos i szczęśliwie powrócił. Po nim polecieli ludzie.

Czy zdawał sobie sprawę gdzie był? Czy było to dla niego fascynujące przeżycie, tak jak dla ludzi? Chyba nie, bowiem kiedy po powrocie chciano mu zrobić kilka fotografii wewnątrz kapsuły, nie pozwolił się w niej umieć ponownie. Ponoć wczterech mężczyzn próbowało go tam wcisnąć i nie dali rady.

Kierując się do wyjścia odbywaliśmy jak gdyby dalszą podróż wstecz. Doszliśmy do eksponowanego obok parkingu samolotu Blackbird. Dzisiaj szpiegowaniem zajmują się satelity wykonując zdjęcia czego chcą i jak chcą. Ponoć na wysokiej rozdzielczości fotografiach wykonywanych z satelitów można nawet rozpoznać litery w gazetach czytanych przez fotografowane osoby. Zanim jednak szpiegowanie dotarło w kosmos, próbowano podglądać nieprzyjaciół z samolotów. Konwencjonalny samolot stawał się jednak stosunkowo łatwym celem dla obrony przeciwlotniczej. Aby spełnić swą misję, musiał być poza jej zasięgiem. Takim samolotem był słynny U2 skonstruowany w połowie lat pięćdziesiątych, mogący osiągać wysokość 27 kilometrów nad powierzchnią ziemi. Samoloty te na pełnej wysokości znajdowały się poza zasięgiem sowieckich rakiet, a do najbardziej spektakularnych sukcesów ich misji było m.in. odkrycie kosmodromu Bajkonur w 1957 roku oraz dekonspiracja radzieckich wyrzutni rakiet instalowanych na Kubie, która doprowadziła do najpoważniejszego kryzysu podczas zimnej wojny i postawiła świat na krawędzi konfliktu nuklearnego, od którego dzieliły go dosłownie godziny.

1 maja 1960 roku samolot U2 został strącony nad Swierdłowskiem (obecnie Jekaterynburg). Wystrzelono w  jego kierunku aż czternaście rakiet S-75. Przy okazji Rosjanie odkryli karty pokazując światu, że dysponują bronią mogącą zwalczać szpiegowskie samoloty.

Następca U2 (eksploatowanych zresztą do dziś i co najmniej do 2023 roku) był ponaddźwiękowy Blackbird. Mógł osiągać pułap ponad 36 kilometrów oraz prędkość 3,2 Macha (czyli ponadtrzykrotną prędkość dźwięku). Potrafił w ciągu dwóch godzin przelecieć nad Atlantykiem. Nawet jeśli został wykryty, rosyjskie rakiety nie były w stanie go dogonić. Jego kadłub wykonany był z tytanu, aby wytrzymywać ogromne przeciążenia jak również rozgrzewanie się wskutek tarcia w atmosferze podobnie jak to ma miejsce podczas lądowania statków kosmicznych. Zarówno U2 jak i Blackbirdy użytkowane były nie tylko przez CIA, lecz także i NASA stanowiąc łącznik pomiędzy tradycyjnymi samolotami a technologią, która pozwoliła polecieć w kosmos.

LA79

Z kilkudziesięciu wyprodukowanych Blackbirdów kilkanaście uległo katastrofom, część jest eksponowana w rozmaitych muzeach, jak ten w Los Angeles, ale ponoć część z nich zakonserwowano i są w każdej chwili gotowe do wznowienia służby.

Niedaleko Blackibirda zaparkowany był nasz samochód. Wsiedliśmy i ruszyliśmy ku północnym przedmieściom Los Angeles, do Hollywood, bo przecież trudno sobie wyobrazić wizytę w Mieście Aniołów bez postawienia stopy w miejscu gdzie odciskali swoje Marylin Monroe, Sophia Loren, Frank Sinatra i cała plejada innych gwiazd srebrnego ekranu. Ale o tym już w następnym odcinku.

W pociągu Szczecin – Gdańsk, 14.06.2015; 22:15 LT

Komentarze