OŚRODEK TRENINGOWY WÄRTSILÄ

Wartsila 09

Atmosfera panuje tam quasi wojskowa. Studenci mieszkają w zamkniętym ośrodku we wspólnych, wieloosobowych salach, w których ciągną się rzędy łóżek. Sami zobowiązani są zadbać o porządek i tak jak w wojsku są z tego rozliczani. Mają ograniczony kontakt z rodzinami aby zawczasu „zakosztować” trudów rozłąki. Na początku ogranicza się im nawet prawo do korespondencji. Kto przetrwa „kandydatkę”, staje się innym, dojrzalszym człowiekiem.

Byłem pod wrażeniem panującej dyscypliny. Każdy z mijanych przez nas kadetów stawał na baczność i salutował do gołej głowy. Kiedy zadaliśmy stojącej grupie kilka kurtuazyjnych pytań, odpowiadali niemal chórem. Na poniższym zdjęciu widać grupę maszerującą na zajęcia. Widać też stojący beczkowóz – zaopatrzenie ośrodka w wodę, ponieważ prądu wciąż jeszcze nie ma i pompy nie działają.

Wartsila 01

Zwiedzanie zaczęliśmy od klas, w których aż roi się od komputerów. Praktycznie nie ma ani jednego stanowiska bez klawiatury i ekranu. To już najwyraźniej standard. Tak samo z symulatorami manewrowymi. Coś, co przed laty było dumą naszych akademii, dizś taki ośrodek posiada w ilości… pięciu sztuk.

– Mamy pięć, żeby efektywniej szkolić. Kilka grub może odbywać ćwiczenia jednocześnie i nie czekają jedni na drugich – powiedział mi szef ośrodka.

Obok symulatorów znajduje się sala z projektorem, gdzie potem odtwarza się i komentuje wykonane ćwiczenia. Bo każde ćwiczenie jest nagrywane po to, żeby potem wspólnie analizować popełnione błędy.

Następna sala i kolejne stanowiska z komputerami. To symulatory siłowni. Na ekranach schematy posczególnych instalacji oraz sam silnik. Na bieżąco podawane są parametry pracy tak samo jak widać je na odczytach wskaźników w rzeczywistości. Prowadzący zajęcia symuluje rozmaite warunki hydrometorologiczne albo awarię jakiegoś elementu i program komputerowy odpowiednio zmienia parametry na wskaźnikach. Studenci muszą odpowiednio zareagować, żeby nie dopuścic do poważniejszych problemów. I znów potem zanalizuje się z zapisu pracę każdej grupy z osobna.

Dla mnie ciekawsza od komputerów byla hala, w której znajdują się prawdziwe silniki. Szkolą się tam nie tylko kadeci. Ci są bardziej uzupełnieniem poważniejszych szkoleń, którym poddawani są prawdziwi oficerowie-mechanicy. Jedna grupa właśnie robiła przegląd agregatu. Druga ćwiczyła wyłącznie pomiary tłoków, tulei, korbowowdów, aby zminimalizować w przyszłości ryzyko błędu i idących za tym niewłaściwych decyzji podczas przeglądu. Kolejna grupa demontowała i mierzyła łożyska główne.

Wartsila 02

Wartsila 03

Znajdują się tam też regulatory. Drogi i skomplikowany element. Raczej za wysokie progi dla kadetów, którym wykłada się i cwiczy jedynie podastawowe sprawy, ale za to dogłębnie szkoli się mechaników i serwisantów.

Wartsila 05

Najnowszy nabytek, jeszcze nie do końca rozpakowany to symulator automatyki statku. I znów będzie się bezstressowo na nich ćwiczyć awarie, które spędzają sen z powiek w normalnych warunkach.

Wartsila 04

Mi najbradziej podobał się… dźwig do szkolenia zarówno operatorów tych urządzeń jak i serwisujących go elektryków.

Wartsila 06

Nie jest to zwykła zabawka, na jaką wyglada, lecz pomnijeszona wierna kopia dźwigów produkowanych w rzeczywistości.  Operuje się nimi z sąsiedniego pomieszczenia za pomocą prwdziwych przycisków i joysticków jakie montowane są fabrycznie. Obok stoi prawdziwa szafa pełna elektronicznych sterowników i panel do symulowania rozmaitych awarii. Prowadzący ćwiczenia symuluje jakieś uszkodzenie, a elektryk musi je zidentyfikować i naprawić.

Wartsila 07

W ramach ćwiczeń operatorowi można zasłonić żaluzję okna i wtedy przeładunek odbywa się wyłącznie za pomocą komend wydawanych przez oficera za pomocą radiotelefonu. Muszą byc one zwiezłe i być jasne, a działanie zdecydowane, żeby nie uderzyć w coś i nie uszkodzić statku, dźwigu lub ładunku.

kKiedy kończyliśmy zwiedzane oraz dyskusje o dach zaczęły brbnić wielkie koroplr tropikalnego deszczu.  Troche za wcześnie jak na zmianę pogody związaną z nowym tajfunem. Ma się pojawic dopiro w niedzielę. Opuszczalismy ośrodek w strugach ulewy.

Wartsila 08

Po drodze znów oglądalismy zniszcenia w Subic.

Manila 41

Restauracja, w której chcielismy zjeść lunch nie działała z powodu braku prądu, Otwarty był za to jakiś bar na pirsie. Obok stała na wpół zatopiona barka. Wyglądało jakby to też był efekt nawałnicy sprzed kilku dni. Bar prowadzony jest przez człowieka, który znaczną część swojego życia poświęcił nurkowaniu i eksploracji wraków okrętów, które zatonęły podczas wieków intensywnej żeglugi zapewniajacej dynamiczną wymianę handlową pomiędzy Filipinami i Chinami. Część swoiich zbiorów jak n.p. wazy z czasów dynastii Ming czy wietnamskie fajki do opium odkrywca prezentuje na specjalnej ekspozycji w owym barze.

manila 42

Manila 43

Zjedlismy po hamburgerze popijając piwem, co dietetyczne raczej nie było. Kontemplowaliśmy też rozpościerający się z pirsu widok na zatokę.

Manila 44

A potem czekały nas jeszcze dwie godziny jazdy do Manili. Po drodze mijaliśmy tereny zatopione w wyniku tajfunu.

Manila 45

Widokowo najfajniejsze były zasłaniające horyzont góry,

Manila 46

Tam, wśród nich znajduje się wulkan Pinatubo, sprawca jednej z największych eksplozji ostatniego dwudziestolecia. Był nieczynny od pięciuset lat. W kwietniu 1991 roku zauważono wydobywające się z krateru strumienie pary. Ich nasilenie wzrastało, a z czasem pojawiły się wstrząsy sejsmiczne. Na początku czerwca z krateru zaczął wydobywac się dym, az w końcu 15 czerwca nastąpił wybuch. Wskutek eksplozji góra straciła cały swój wierzchołek (obecna jej wysokość to 1486 m.n.p.m. wobec 1745 m.n.p.m. przed eksplozją. Chmura popiołów wzniosła się na wysokość cztrerdziestu kilometrów. Tu gdzie dziś dnem szerokiego koryta płynie niepozorny potok płynęły wtedy ogromne ilości wody niosącej tony popiołów, lawy i wszelkiego gruzu po eksplozji.

Manila 47

Wybuch pochłonął kilkaset ofiar. Ich ilość mogłaby byc znacznie większa gdyby nie fakt, że wulkan wyraźnie i powoli ostrzegał pozwalając na ogłaszanie w porę kolejnych alarmów i dając czas na ewakuację. Kolejnych kilkuset ludzi poniosło śmierć wskutek epidemii po katastrofie. W sumie zginęło wtedy okolo tysiąc dwieście osób.      

Bliżej Manili minęlismy kolejne zalane tereny. Nazajutrz słyszałem w radiu dramatyczne apele o pomoc, ponieważ wiele osób wciąż przebywa w zalanych gospodarstwach. Brakuje im żywności i wody, a bez łodzi nie są w stanie sobie pomóc.

manila 48

Wróciłem do hotelu okolo osiemnastej. Jet lag i niedospanie dwały znać o sobie i marzyłem tylko o tym by się zdrzemnąć. Przed snem wyskoczyłem tylko na chwilę do domu towarowego po przeciwnej stronie ulicy, by na stoisku „Kultura” (odpowiednik naszej Cepelii) kupić kilka pamiątek.

Chodziłem między stoiskami, aż nagle z głośników zagrała muzyka i… cały personel zaczął tańczyć.

Manila 49

Manila 50

Widywałem już na Filipinach śpiewających kelnerów, ale tańczącego personelu sklepu jeszcze nie. Zaiste bardzo muzykalny to naród. Zresztą mieliśmy okazję przekonać się o tym juz pierwszego wieczoru, kiedy poszliśmy coś zjeść do hotelowego baru. Jakiś muzyk grał na fortepianie rozmaite standardy. Wokalistka zaczęła śpiewać, a po kilku kwałakch zachęciła gosci by spróbowali swoich sił. Dwie osoby zaśpiewały po sobie w taki sposób,  że trudno było powiedzieć iż, są to amatorzy. Gości było mało, więc w naturalny sposób pani potem zaproponowała, byśmy my coś zaśpiewali, lecz woleliśmy odmówić, aby nie wypłoszyć tych nielicznych. Widać, że śpiew jest bardzo ważnym elementem życia Filipińczyków. Dość powiedzieć, że jedno z podstawowych żądań marynarzy tej nacji dotyczy.. sprzętu karaoke na statku. Bez karaoke marudzą. Gdy mają karaoke, każdego wieczoru z messy rozbrzmiewa śpiew.

Manila; 30.09.2011; 20:00 LT

Komentarze