Nie byłem w Ustce kilka lat. Muszę przyznać, że bardzo wypiękniała. Fajnie, że to miejsce wybralismy na sylwestrowo-noworoczny azyl, aby po prostu przez trzy dni zwyczajnie poleniuchować.
Odrestaurowane, szachulcowe mury licznych budynków tworzą niepowtarzalny klimat. Taki jest i nasz hotel.
Piękny na zewnątrz i miły w środku, choćby za sprawą powitalnych owoców w pokoju.
Ustka o tej porze roku to swietne miejsce na wypoczynek. Tak odmienne od zatłoczonego, letniego kąpieliska. W grudniowy wieczór na ulicy trudno spotkac przechodniów.
Nadmorska promenada także świeci pustkami. W ciszy zakłócanej jedynie szumem wiatru podziwiac można przyduszone do ziemi wichurami sosny, karłowate siostry strzelistych i prostych drzewporastajacych nasze lasy. Te nadbrzeżne przypominają wielkie bonzai.
Najbardziej lubię jednak spacery po zupełnie pustej plaży.
Oświetlona pełną tarczą księżyca pomimo panującej pustki, a może właśnie dzięki niej daje poczucie wolności podpobnej do tej jaką można odnaleźć tylko na otwartym morzu. Tu stykają się dwa odrębne żywioły. Światło statku w oddali niesie obietnicę podróży ku odległym lądom, ale też plaża stanowi granicę jego mozliwości. Zaś stąd na piechotę mógłbym dojśc nawet i w Himalaje. Wszystko jest tylko kwestią stawianych sobie celów oraz ich realizacji.
Ustka; 31.12.2012; 01;15 LT