Kiwało.

Akurat kiedy staliśmy w Eastport nad Zatoką Maine przetoczył się silny sztorm. Zdążył odsunąć się dalej nad Atlantyk i wiatru już nie było, ale martwa fala dała nam się w nocy porządnie we znaki. Przy kolejnym większym przechyle gdzieś o trzeciej nad ranem, kiedy z szafki nocnej zleciało już wszystko, a przewrócone krzesło wylądowało w drugim końcu sypialni, zdecydowałem się wstać, by oszacować straty. Przedmioty wrazliwe, jka laptop czy aparat fotograficzny już wieczorem zamknąłem na wszelki wypadek w walizce. Szpargały dokumentów zostawiłem jednak na stole, łudząc się, że przechyły tak wielkie nie będą. Oczywiście przy pierwszej nadażającej się okazji wykorzystały sliską taflę biurka i nabrawszy rozpędu pomknęły niczym Małysz w przestworza mojej kabiny. Zaściełały teraz niemal cała podłogę wymieszane dokładnie ze sobą. Uznałem, że gorzej już wyglądać nie powinny, a z podłogi już nigdzie dalej nie spadną, więc najlepeij zostawic je tak do rana. Wróciłem do koi, a rano okazało się, że miałem rację – wszystko leżało rozrzucone niemal tak samo jak w środku nocy. Ponieważ nadal mocno kiwało, ograniczyłem sie tylko do zgrubnej selekcji i złożeniu papierzysk na kilka kupek pod stołem. Tam wydawały się bezpieczne. Uprzedziłem jedynie stewarda, który właśnie pojawił się z odkurzaczem, aby uważał i nie wciągnął czegoś przez przypadek.

Na statku przygotowania do świąt ida pełną parą. Kucharz piecze mięsa oraz ciasta. Dostało się nam dzisiaj z tej okazji po makowcu do porannej kawy. Może trochę nie wypada obżerać się w Wielki Piątek, ale skoro już wylądował na stole i tak kusił zapachem…. W końcu to nie mięso. Na kolację śledź i ziemniaki w mundurkach. Dobre, ale teraz wypiłbym wiadro wody.

O czwartej nad ranem mamy zacumować w New London. O siódmej ma rozpocząć się wyładunek, a w południe powinno już być po wszystkim i ruszymy w drogę do Wilmington. Wielkanoc spędzimy więc na Atlantyku.

 

Atlantyk, 25.03.2005

Komentarze