JAN PAWEŁ II

                       

Jutro Świętego Patryka, ale jutro znów będę podróżować samochodem, więc piwa napiję sie teraz. Zanim skończę będzie już pewnie i tak po północy.

Wieczorem wybrałem się na film „Jan Paweł II”. Ponieważ grany jest od dwóch tygodni, spodziewałem się dostać bilet bez problemów, a tymczasem mały szok: przed seansem były tylko dwa wolne miejsca. Z filmami na które czeka się od dawna często jest podobnie. Trudno uniknąć rozczarowania. Podobnie było i tym razem. Przypominam sobie telewizyjną transmisję z premiery tego filmu i odnoszę wrażenie, że był to trochę ponad miarę nadęty balon. Nie umniejszając w niczym wielkiemu papieżowi. Może rzeczywiście za wcześnie na film, który okaże się arcydziełem? Ten powstał z potrzeby serca, jest kronikarskim zapisem życia Karola Wojtyły, lecz z konieczności akcja musi pędzić by w dwie godziny pokonac prawie siedemdziesiąt lat. Kolejne etapy biografii sa więc tam ledwie zarysowane, reprezentowane pojedyńczymi epizodami. Przeskoki sa tak znaczne, że wątki z trudem łączą się w spójną całość. Odnoszę wrażenie, że nawet dokładniej pokazana jest młodość Lolka niż bogato udokumentowany jego pontyfikat. Próżno w filmie szukać odpowiedzi na czym polegała świętość tego człowieka. Kilka czy kilkanaście epizodów możnaby wybrać z niejednego życiorysu. A szkoda. Znamienna jest tu scena ataku na World Trade Center. Papież ogląda przekaz telewizyjny, widac jego zatroskanie i… nic. Kolejna scena to juz chyba pamiętna Droga Krzyżowa z ubiegłego roku. Scenę z wieżowcami umieszczono chyba tylko po to, aby zaznaczyć, że miało to miejsce podczas jego pontyfikatu i, że Jan Paweł II nie był wobec tych wydarzeń obojętny. Ale kto był? Szkoda, bo piękna była scena spotkania w górach z miejscowym wieśniakiem, z którym papież wypił na ławeczce szklaneczkę podłego zapewne wina. Myślałem, ze więcej będzie takich obrazów, bo przecież tyle podróży, tyle ludzi napotkanych na szlakach pielgrzymek, tyle anegdot przekazywanych z ust do ust…. Myslałem też, że dowiem się czegoś więcej o rozterkach człowieka, który nagle staje przed wyzwaniem prowadzenia za sobą całej ziemskiej owczarni. Taki film mógłby powstać i zapewne kiedyś powstanie. Skupi się wtedy na jednym wątku i zanalizuje go dokładnie. Dziś jest na to za wcześnie. Jeszcze nie przyschły na dobre rozdzierane smutkiem rany. Ludzie chcą po prostu raz jeszcze zobaczyc go żywego, przypomnieć sobie chwile bedące kamieniami milowymi jego ziemskiej wedrówki. Na dogłębne analizy przyjdzie czas.

Wydaje mi się, że z dwóch filmów to właśnie prezentowany z mniejszymi fanfarami „Karol, człowiek, który został papieżem” więcej mówi o osobowości Karola Wojtyły niż  ten wyświetlany obecnie. „Karol" bardzo schematycznie przedstawia historię Polski, ale „Jan Paweł II” wcale nie jest w tym lepszy. W tym pierwszym za to mozemy skupić się na człowieku. Ciekawy jestem jak realizatorzy poradza sobie z drugą częścią, która paradoksalnie wcale nie musi okazać się łatwa. Nadmierne bogactwo materiałów może okazać się wiekszym utrudnieniem niz ich brak.

Wychodziłem z kina w milczeniu, jak większość, bo zwłaszcza pamięć ostatnich scen jest jeszcze wciąż bardzo żywa. W drodze do domu myślałem jednak o tym co nam pozostało i przypomniałem sobie zabójtwo kibica Wisły przez szalikowca Cracovii. A przecież tak niedawno to własnie oni bratając się w obliczu smierci duchowego przewodnika dali sygnał do wielkiego, narodowego pojednania. Mieli wtedy złoty róg. Dzisiaj został im sznur, powróz, zamknięty stadion, a nam wszystkim codzienna dawka jadu sączonego z ust polityków.

Gdynia, 16.03.2006; 23:55 LT

Komentarze